poniedziałek, 30 listopada 2009

Post

Jakoś dziś już mogę napisać, trochę więcej. Poprzedni tydzień minął mi dość szybko, praca przy komputerach, pomoc w organizacji dyskoteki, szkoła i takie tam, zostałem tez wczoraj niespodziewanie nawiedzony przez przyjaciela, z którym się nie widziałem już dobre dwa miesiące, jak nie dłużej. Po miłej konwersacji, i chodzeniu po dzielnicy w laczkach :D wróciłem do domu. Dziś idąc do szkoły dowiedziałem się że mam udzielić wywiadu dla radia PLUS, tylko jeszcze nie wiem po co na co i dlaczego ale się kiedyś dowiem:P. Dziś w szkole robiłem to co Janusze lubią najbardziej, czyli grzebałem ... w komputerach:D Wracając do domu skorzystałem jeszcze z pięknej pogody ciepłej ale ze strasznymi przeciągami:D Oto co udało mi się upolować (na pierwszym zdjęciu przejechał autobus) 



Z tego zdjęcia jestem dumny rzadko kiedy mi tak wychodzi. Normalnie narcyzm mi się włącza :D (wiem wiem te zdjęcia kościoła są już nudne, ale jako że jestem leniwym nie chce mi się jeździć dalej, a to było po drodze akurat)



No i byłbym zapomniał, jak dotąd tylko ja robiłem fotki, bo jakoś tak wychodziło, a przy okazji ciężko mnie upolować aparatem, jak widać na poniższych fotkach przyjaciółce się udało.






Na zakończenie dodam iż jest to 60 post,jako to Borat mawiał ... "nice" :D I tym pozytywnym akcentem chcem zakończyć tego zacnego posta kto wie może za nie długo opisze jak było na gliwickiej masie krytycznej??jeżeli na nią pojadę w końcu.

niedziela, 29 listopada 2009

Mam wenę

JUŻ NIE MAM WENY. Chciałem coś napisać ale ... już mi się nie chce. Jutro mi się zachce:P Żeby ten post był już zupełnie bez sensu KLIK

sobota, 21 listopada 2009

Kajaczki

Dziś od rana kajaczki relaks take it easy i wogóle potem kawusia z basenowego automatu żeby przepłukać chlor i ożywić wyczerpany organizm. Wracając do domu, wpadłem jeszcze na chwilę  do platana żeby rozejrzeć się za okularami do pływania bo mi chlor oczy wyżera jak nurkuje. Niestety obsługa w okienku depozytów nie istnieje więc sobie darowałem. wracając baną do domu spotkałem kumpla którego nie widziałem w sumie od gimnazjum, i tak 3 godziny mi zeszło na gadaniu, na tematy wszelakie. jakoś potem dzień już minął i teraz siedzę pisząc ta notatkę zakatarzony, chyba trochę przeziębiony i ogólnie dogorewający. Ale i tak na kajaki będę chodził :D No to dobranoc wszystkim idę spać mimo wczesnej pory :P

piątek, 20 listopada 2009

Na rozstaju dróg

Dnia dzisiejszego korzystając z pięknej pogody (mimo zimnego wiatru), postanowiłem wyjść na rower. Chciałem też jeszcze raz pojechać do lasu na Helence. I jak zwykle po przejeździe przez ogródki działkowe, u wejścia do lasu napotkałem rozjazd.



Zwykle nie zatrzymywałem się na dłużej przed nim ale dziś jakoś mnie tak natchnęło.

Czy zastanawialiście się kiedyś na tym, jak wybór jednej z dróg wpływa na wasze życie?? Czy tak jak ja, czasem wjeżdżając na jeden z takich rozstajów odruchowo wybieracie najkrótszą, najmniej wyboista i najłatwiejsza do pokonania drogę?? Pewnie tak. Ale czy zawsze ta droga jest tak prosta i przyjemna jak się wydaje?? A może właśnie ta na pozór "wygodna" droga jest trudniejsza do pokonania?? Tak czy inaczej każda tych dróg prowadzi do celu, ale tylko od naszego wyboru zależy czy dotrzemy tam szybko, wygodnie,bezproblemowo, ale za to bez przygód, bez powodów do radości ze zdobytego szczytu, lub dotrzemy tam zaliczając wcześniej upadki, poślizgi i inne przygody które pozwolą nam cieszyć się z zdobytego szczytu, oraz dając nam satysfakcję, adrenalinę i ta chwilę szczęścia przed kolejnym wyborem. Ale warto pamiętać że z większości dróg zawsze można zawrócić i próbować innej drogi, wtedy będzie się miało satysfakcję z tęgo że podjęło się wyzwanie. Bo nie jest błędem próbować, błędem jest stać bezczynnie i nie próbować tego zmienić.  

No dobra dość tych moich wywodów na temat ... wjazdu do lasu?? Dzień minął mi pozytywnie  nie obyło się bez poślizgów, wywrotek, i utknięcia w błocie sprytnie ukrytym pod liśćmi. Zdążyłem się nawet zgubić dzisiaj, ale powiedzmy sobie prawdę ja w tym lesie zawsze błądzę, przez co poznaje coraz to nowe miejsca, do których i tak potem nie będę umiał trafić bo zapomnę jak. Dziś po prostu zatoczyłem spore koło w lesie i wyjechałem tak jak wjechałem z wyjazdem były jaja ale o tym później. Pierwsza część trasy była taka sama jak ostatnio. Dopiero tutaj się zmieniło.




Tym razem pojechałem dalej.





Po chwili postoju i zadumy. Pojechałem dalej.









Jechałem jechałem i dojechałem do ... Bytomia :P A raczej jego przedmieść, co ciekawe nie wpadłem żadną dziurę, to dziwne jest.





Ale jako że obiad w domu stygnie, czas wracać. Jechałem, jechałem aż tu nagle zauważyłem, że jadę droga której nie znam w ogóle(bo resztę znam z widzenia przynajmniej). Na początku całkiem miło bo z górki.



Tak trochę było grząsko, ale ogólnie miło. Jeden zakręt drugi i robi się dziwnie bo koparka albo inne szerokolaciowe ustrojstwo, wyżłobiło koleiny w błocie.



Jechałem między koleinami tak długo jak się dało, po chwili już się nie dało przednie koło zjechało do koleiny a tylne podążyło za nim. Niestety w takie sytuacji musiałem ratować się nogami. Po chwili musiałem ratować nogi :D Ale reszta ciała została czysta. No może prócz ręki którą wycierałem chwyt który zarył w błoto.
Zrezygnowałem i zacząłem wracać. Dojechałem na znajome skrzyżowanie. Wracając postanowiłem trochę zaszaleć bo w sumie czemu by nie. Rozpędziłem się do 30 (na liściach i błocie które pod nim było to i tak niezły wynik). Następnie ostry zakręt. po liściach na zaciśniętym tylnym hamulcu (pewnie trochę to wyglądało jak zakręt u żużlowca) Potem po śliskim zjeździe, dość szybko i niebezpiecznie omijając wystające konary, przez chwilę myślałem że w coś zaraz przywalę, nawet kilka razy mało brakowało. Ale jednak jeszcze nie wyszedłem z wprawy, i potrafię opanować rower przy sporej prędkości, na śliskim błocie jadąc na łysych oponach. Ale jakoś przejechałem adrenalinka podskoczyła, i wróciłem do domu. Jakoś mi się nie chce już tej drogi opisywać:D I tak już dość dużo naskrobałem,teraz delektuję się piernikami i oglądam mazurską noc kabaretową (Bardzo ciekawe zajęcie nie ma co)

Miłego czytania. (Aż się boję ewentualnych komentarzy)

pozdROWER Janusz :P

czwartek, 19 listopada 2009

Wycieczka jesienną porą

Jest jesień i nie da się tego ukryć, czas powoli ucieka przez palce a pogoda pochmurna, zimna i nie przyjemna, działa depresyjnie. Dla mnie jedynym antydepresantem jest rower, wiec dziś zażywałem antydepresyjnego roweru. Postanowiłem wybrać się do lasu na Helance. Mając przy sobie aparat (który w końcu działa), postanowiłem porobić parę zdjęć. Jakoś nie mam weny żeby się rozpisywać niech zdjęcia przemówią za mnie.











A to foto wracając już do domu, tyle razy przejeżdżałem koło tego kościoła, a fotki nigdy nie strzeliłem :D

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ciekawy dzień

Mój dzisiejszy dzień rozpoczął się od konserwacji napędu i przejażdżki na Rokitnice, odebrać od znajomych pudełko na dysk. Przejażdżka zeszła mi szybko, 15 min w jedną stronę czyli szybciej niż czekanie na przyjazd autobusu, i tłoczenie się w tłumie. Następnie kolejna część konserwacji roweru, i poszedłem do szkoły. W szkole czas upłynął mi bardzo przyjemnie. Zgłębiałem tajniki Joomli po próbie rozgryzienia programu zabrałem uszkodzony dysk ze szkoły do pudełka po które jechałem z rana. Wracając do domu postanowiłem zrobić parę fotek kościoła św. Wawrzyńca. Oto i efekt sesji.





I jeszcze takie małe foto po retuszu w programie picasa:

sobota, 14 listopada 2009

Piękny dzień

Widzieliście to?? Janusz jest zadowolony z dnia :D Na wstępie kajaczki, czyli dwie godziny relaksu i przyjemności w wodzie. Następnie przechadzka do sklepu rowerowego i miła konwersacja o tym co można zepsuć, a czego teoretycznie nie da się spieprzyć. Rozmowa tak mnie wciągnęła że postanowiłem, zaprezentować niedociągnięcia serwisu na rowerze. Przy okazji stałem się szczęśliwym posiadaczem kasku. Uwierzycie ?? Janusz w kasku?? Niby nie możliwe a jednak :D

Do tego idealnie pasuje mi do okularów.

A co ważniejsze pasuje idealnie do moich bojowych barw rowerowych, czyli niebieskiego motywu na srebrnej ramie.
Po zakupie zacnego kasku udałem się do domu, celem zabrania mego pojazdu. Przyodziałem kask, założyłem okulary, idę do warsztatu po rower, wyjeżdżam i ... okazało się że podczas ostatniej jazdy w deszczu, rower nieźle w dupę od pogody dostał, moje przeoczenie i nie wyczyszczenie napędu, zaowocowało zmianą jego koloru z pięknego błyszczącego srebrno grafitowego na matowy kolor rdzawy. Tarcze tez trochę zaczęły szarpać przy lekkim hamowaniu, ale jedno porządne rozgrzanie tarcz wyleczyło hamulce i jeszcze bardziej uskuteczniło siłę hamowania. Po chwili wyjechałem z placu i postanowiłem dla odmiany nie jechać chodnikiem do centrum, jak to zwykłem czynić, tylko wybrałem tym razem ulice i nie żałuję tego, jadąc czułem jak bym płynął prawie żadnego oporu toczenia więc i prędkość miałem całkiem przyzwoitą, 30Km/h (no plus minus 5:P) więc całkiem szybko co dziwne nie miałem problemów z jej utrzymaniem, puki nie zaczął się podjazd, ale podjazdy mają to do siebie że kiedyś się kończą, a za nimi czasem bywają zjazdy. Tak było i tym razem, na wysokości gazowni, przyśpieszyłem gwałtownie, wrzuciłem najwyższy bieg czyli 3 na 9 co za skutkowało nagłym przyśpieszeniem, nie wiem kiedy bo nie patrzyłem na licznik uzyskałem 52.18 Km/h. W połowie drogi zdziwiło mnie, że żadne auto mnie nie wyprzedza a dobrze wiedziałem że jedzie ich za mną kilka, z drugiej strony nic nie jechało, więc przyczyna mogła być tylko jedna, jechałem na tyle szybko że nie trzeba było mnie wyprzedzać.A tu dowód jak by ktoś nie wierzył.

Hamowanie zacząłem już na łuku, to wystarczyło do skutecznego wyhamowania. Po chwili byłem już pod sklepem i zacząłem miłą konwersację ze sprzedawcą minęły chyba 2 albo i nawet 3 godziny, tematy wszelakie od roweru i wszystkiego co z nim związane aż do komórek i komputerów. Czyli ogólnie miło było. Ale sklep trzeba kiedyś zamknąć wiec się pożegnałem i pojechałem. Bogatszy o nowe informacje cenniki oraz podkładkę pod mostek. Jako że pogoda była nadal sympatyczna, postanowiłem nie wracać jeszcze do domu. Pojeździłem chwilę po okolicy, i postanowiłem się przejechać naszą piękną ścieżką rowerowa na Rokitnice i z powrotem. Jazda minęła mi całkiem przyjemnie i znowu dobiłem do magicznych 50 km/h czyli całkiem spoko. Wracając do domu rozpędziłem się jeszcze na krótkim, acz bardzo pochyłym odcinku ulicy ratuszowej, oraz zawitałem do skateparku.
Po powrocie do domu i demontażu licznika oraz reszty gadżetów, spojrzałem na zapisy by potwierdzić prędkość jaką jechałem, zupełnym przypadkiem zauważyłem całkowity dystans, jaki przejechał mój bolid. Okazuje się że od ukończenia roweru mam już przejechane pierwsze okrągłe 100 km

Gdy doszedłem do domu czekały na mnie pyszne pierogi ruskie, produkcji mojej kochanej mamy. A teraz gdy piszę ta notkę robię fotki aparatem który w końcu działa jak powinien, dzięki nowym akumulatorom. I jak tu się nie cieszyć z tak zacnego dnia??

piątek, 13 listopada 2009

Piątek trzynastego

Jak w temacie wredny, parszywy, okrutny i beznadziejny dzień. Wyruszyłem na poszukiwania ładowarki i kompletu czterech akumulatorków, dla mojego prądożernego aparatu. Nabyłem owe akumulatorki i ładowarkę z czego jestem zadowolony. Po dotarciu do domu i rozgoszczeniu się w fotelu, przystąpiłem do rozpakowywania mojego nowego nabytku. A teraz ciekawostka, nie śmiejcie się ale przeczytałem instrukcję obsługi ładowarki. Spokojnie to tylko z ciekawości a nie z niewiedzy. Po zapoznaniu się z nowym nabytkiem i stwierdzeniu że nie dostałem wstępnie naładowanych akumulatorków, przystąpiłem do ładowania, co trwa nadal i będzie trwało do jutra jak dobrze pójdzie. W między czasie wyjąłem dwa akumulatorki które ładowałem już wcześniej, by sprawdzić dla porównania jak długo wytrzymują. Jako ze jest piątek trzynastego, nie mogło pójść gładko, wkładam baterie, szukam karty pamięci gdzieś na stole, pod stertami niepotrzebnych papierów, po czym świeżo znalezioną kartę wkładam do aparatu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu odkrywam, że nie mogę jej włożyć. W miejscu gdzie wcześniej czułem lekki opór sprężyny,teraz był twardy opór czegoś tajemniczego nie mam pojęcia czego, ale to coś jest złe i diabłem podszyte. Próbuję wywierać większy nacisk na kartę, ale skubana chyba pod wpływem nacisku, zamknęła się w sobie i stawia mi jeszcze silniejszy opór. Więc kombinuję co z nią jest nie tak, pobieżne oględziny nie ujawniły żadnych nieprawidłowości. Tak więc po chwili głębszego namysłu (czyli od razu) postanowiłem dziada rozkręcić celem zdobycia informacji na temat, "dlaczego to ustrojstwo nie działa" i jak temu zaradzić. Rozkręcenia dokonałem najlepszym śrubokrętem jaki mam (czyli nożem ze scyzoryka, zwanego przez wtajemniczonych "McGyverem" ) Po dłuższej chwili stwierdziłem że dalsze rozbebeszanie jest bezsensowne, przyczyny nie wykryłem. Złożyłem do kupy ustrojstwo, i o dziwo nie stwierdziłem żadnych części, które zostały po skręceniu. Przystąpiłem to próbowania czy może przypadkiem się nie naprawiło - nie naprawiło się niestety. Jestem bezlitosny i mój sprzęt musi działać, taki już jestem żaden sprzęt nie ma prawa nie działać, musi działać i koniec. Na siłę karta weszła i aparat działa. No cóż już czas zbierać na coś konkretniejszego albo chociaż działającego, to już byłby niezły postęp. Wracając do pecha największym pechem, było zmarnowanie tej dzisiejszej pogody. Ehh jak tu się nie załamać. Ale pocieszam się tym że jutro Sobota a jak sobota to kajaczki, a jak kajaczki to woda, a jak woda to relaks a jak relaks?? to co?? to Kajaczki :D i zaczynamy od nowa. Po długim bezsensownym tygodniu czas nabrać sił na kolejny bezsensowny tydzień, naładować wewnętrzne akumulatory. Ale żeby nie było że dzień totalnie daremny i denny za razem, zainstalowałem porządny odtwarzacz muzyczny w mojej kochanej nokii E50 dzięki czemu zyskała na funkcjonalności i wyglądzie (szczególnie na tym drugim)program się zwie TTpod i mogę go polecić wszystkim którzy mają telefony z Symbianem. Dzień kończę słuchając najfajniejszego radia na internecie a właściwie najciekawszej audycji odbywającej się cyklicznie co piątek od godziny 20:00 prowadzonej przez niezwykłego człowieka zwanego Majkelem którego humor i niecodzienne podejście do audycji sprawia że mam dobry nastój na długie godziny zapraszam na http://www.radiodream.pl/sluchaj.pls  i miłego słuchania życze.

czwartek, 12 listopada 2009

Ha Ha

W końcu mogłem się przejechać na rowerze, ale nie wyszło tak jak zakładałem. Przez chwilę jakoś tak trochę się przejaśniło, ale nie na długo. Napompowałem koła i pojechałem pozwiedzać okolicę, co jakiś czas woda z nieba na głowę mi się lała, ale z cukru nie jestem więc się nie rozpuszczę (chyba:)). Nie miałem dziś jakiś szczególnych przygód, ale za to napstrykałem masę fotek ... roweru :D a jak by inaczej bo natura dziś nie uraczyła mnie jakimiś szczególnymi walorami. Zdjęcia wykonałem telefonem, a wszystko dla tego że aparat który miałem ze sobą, już po 500 metrach się rozładował, i udaremnił moje plany związane z pstrykaniem fotek w plenerze. Może dzika natura to to nie jest ale tu i ówdzie przyroda przylepiła mi się do ramy (w postaci błota) oraz biegała dookoła (w postaci psa). Więc można przyjąć że fotki na łonie natury wykonane.









Podczas takiej pogody chyba tylko pies się dzisiaj cieszył :D







I tak żeby cicho nie było:D

środa, 11 listopada 2009

Pogoda

Pogoda nas nie rozpieszcza, i co tu robić jak człowiekowi jeździć się chce. Rower stoi w Moim "warsztacie" między gratami pozbieranymi na zimę z ogrodu. A ja czekam na kawałek słońca, albo chociaż parę suchych dni, żeby po prostu wsiąść na bika i jechać przed siebie. Ale jak na razie trzeba pomyśleć o jakimś innym zajęciu, fotografowanie odpada, z racji na ciągle psujący się aparat. Kupowanie nowych części i restaurowanie zabytkowego roweru, którego niedawno stałem się właścicielem, też nie wchodzi w grę, z racji braku szmalu. A może elektronika? bo już dawno nic nie lutowałem, i brakuje mi tych oparów kalafonii oraz pasty lutowniczej, to była by jakaś myśl, bo mam parę projektów które chciałem zrobić, ale brak jednej ważnej części, a dokładnie DS18s20 (czyli cyfrowego czujnika temperatury na 1-wire). Więc projekt termometru komputerowego chwilowo padł. Parę innych projektów, też odpada z racji braku części. Może dalej uczyć się i zgłębiać system Joomla??, to w sumie też odpada, a dlaczego?? bo po prostu leń mi się włącza a mózg wyłącza w taką pogodę. Swoją droga mam do zrobienia kilka prac semestralnych, ale znając życie zrobię je na ostatnią chwile jak wszystko zawsze. No nic, wczoraj nabyłem nowe tusze do mojej drukarki bo już się zaczęła domagać.
Taki trochę bez sensu post ale to wina dzisiejszej nudy. Załączników dziś stwierdza się brak :D

poniedziałek, 9 listopada 2009

Mgła

Niesamowicie jest wracać do domu we mgle, która otacza wokoło i potęguje ciemność która zapada tak wcześnie. Idąc tak ze słuchawkami na uszach zasłuchany, zamyślony, czułem się jak bym płyną. Hmmm i pomyśleć ile jest magii w takiej prostej parze wodnej. Kto jeszcze ma takie dziwne odczucia, podczas chodzenia we mgle??

I tak na zakończenie żeby podtrzymać nastrój.

sobota, 7 listopada 2009

I po basenie

Już po basenie, miło było ale się skończyło. Zostałem zaciągnięty do roboty, przez panią ratownik. O tuż uwierzcie lub nie ale myłem dziś basen. Ehh tak to jest jak człowiek ma dobre serce i zgadza się na czyn społeczny :D Ale pamiętajcie jak zobaczycie że to o koła basenu nie nie ma takiego nalotu (Nie wiem co to było glony czy inny shit, jak by nie było ciężko zmyć to dziadostwo:)) to moja zasługa. Jako że dzień nie nastraja optymistycznie, to zarzucę jeszcze piosenkę Within Temptation - Our Farewell z koncertu na którym dwie, moim zdaniem największe artystki śpiewają wspólnie. Tak wiec proszę państwa Sharon den Adel oraz Tarja Turunen wspólnie.



Zawsze gdy tego słucham przechodzą mnie dreszcze, a jeżeli muzyka wywołuje u mnie jakiekolwiek emocje to oznacza że jest dobra.

Pozdrawiam Janusz

piątek, 6 listopada 2009

Sprzątanie

W końcu wziąłem się za sprzątanie w szufladach z elektroniką. Ciężko było ale się udało, znając życie teraz nic nie znajdę puki nie nabałaganię znów. I w sumie tak mi miną dzień dzisiejszy. No cóż jakoś tak wyszło że musiałem użyć także innego, z moich licznych talentów. I w ruch poszła igła i nitka, i w ten oto sposób dokonałem ... przyszycia guzika :P Jutro wypad na basen i upychanie tyłka w kajak. Hmmm to wpychanie tyłka w kajak może jednak nie być takie proste, jak by się to wydawało. A to z takiej przyczyny że gdy byłem na wakacjach to się postarzałem o 10 kilo:P Ciekawe w której tabelce wagi się mieszczę 169cm wzrostu 80 kilo wagi. Ale wracając do kajaków zastanawialiście się kiedyś, jak brzmi słowo KAJAK powiedziane wspak ?? nie ?? W sumie nie dziwę się bo takie rzeczy chyba tylko mnie zastanawiają. I tak na koniec filmik z jak wygląda eskimoska. Byłem pierwszy który ją zrobił z całej grupy :D a zrobiłem to z ... lenistwa bo nie chciało mi się wylewać wody z kajaka, a jak wiadomo potrzeba matką wynalazku. Opracowałem własny nie przewidywalny styl :D i zaraz po mnie już wszyscy eskimoski umieli.

czwartek, 5 listopada 2009

Tak to kiedyś było

Tak kiedyś wyglądały zawody w Downhillu. Lata 90-te prawie brak zabezpieczeń, sztywne rowery, słabiutkie felgi, częste gleby ale za to ile samo zaparcia i woli walki. aż miło popatrzeć jak ktoś wstaje i jedzie dalej po solidnej glebie.

środa, 4 listopada 2009

Jestem nie normalny:D

Jestem nie normalny :D ale to u mnie normalne. Jako że sezon rowerowy nie kończy się nigdy, a przynajmniej dla mnie. Pierwszy podmuch zimy wykorzystałem na przejażdżkę. Poza tym byłem ciekaw co jest na początku korka, który kończył się koło szkoły zs10. Jak się okazało dojechałem do centrum, a korek jechał a właściwi wlókł się dalej. Ale co się dziwić jazda autem po tafli lodu, jaka utworzyła się na asfalcie nie sprzyjała mniej doświadczonym kierowcom. Sam byłem świadkiem jak auto prowadzone przez kobietę (blondynkę) ląduje na chodniku między innym autem które nie mogło ruszyć na lodzie, a ścianą. Co do samej jazdy na rowerze to okazało się że opony które posiadam, świetnie sobie radzą w tych warunkach, doskonale trzymają w zakrętach i przy hamowaniu. Fajne uczucie widzieć wzrok zazdrosnych kierowców gdy nie pedałując wyprzedzam ich bez problemu :D Hamulce sprawowały się jeszcze lepiej niż przypuszczałem. Przerzutki także mimo zimna, a właściwie mrozu bo było minus 2,5 stopnia chodziły bezproblemowo. Jedyne co przy tej pogodzie sprawiało problemy to amortyzator ale spodziewałem się tego, ponieważ w moim amortyzatorze czynnikiem amortyzującym poza sprężyną jest Elastomer, czyli taka ciekawa substancja która dobrze tłumi przy normalnej temperaturze, a gdy jest zimno staje się sztywna (Bez skojarzeń proszę) i z amortyzacji nici mamy wtedy sztywny widelec bez użycia blokady. Ale co tam jeździć się da i do tego przyśpieszenie się poprawia:D Apropo jeździć widziałem wczoraj, idąc do szkoły interesujący sposób parkowania. A właściwie efekty parkowania z resztą zobaczcie sami:D





Co ciekawe nie spotkałem ani jednego gapia, czyżby w tym miejscu takie parkowanie
było na porządku dziennym??