środa, 15 sierpnia 2012

Nasza pierwsza rocznica

Dzisiejszy post nie jest rowerowy ale także jest on związany z wycieczkami. Równo rok temu Agnieszka i ja staliśmy się parą. Od tamtego czasu, dokładnie od 15 Sierpnia 2011 roku zmieniło się bardzo wiele, zacząłem inaczej postrzegać świat, znalazłem prace, mam inne spojrzenie na przyszłość.
Można powiedzieć że dokładnie rok temu narodziłem się na nowo i od nowa układa się świat.

Rok temu wszystko zaczęło się dzięki Kolejom Śląskim i wypadowi do Częstochowy. Chcąc uczcić to wydarzenie, pojechaliśmy dziś tak samo jak rok temu. z rana Aga wsiada w Gliwicach w Elfa(tym razem Flirta), a za 10 min ja wsiadam w Zabrzu i razem jechaliśmy do samego końca(a może początku?), czyli do Częstochowy.

Po drodze mijamy typowy Śląski krajobraz, czyli zielone lasy i kominy fabryk.

 Po przyjemnej podróży, docieramy w końcu na dworzec w Częstochowie, skąd udajemy się w kierunku Jasnej Góry, obserwując postępy prac w przebudowie deptaka. Jednocześnie szukając jakiegoś miejsca na szybkie śniadanie.

Po chwili zawracamy i idziemy do cukierni (chyba jedynego otwartego punktu gastronomicznego poza ścisłym centrum) na słodkie śniadanie.

Gdy już poziom cukru we krwi i poziom zadowolenia z najedzenia wróciły do normy, poszliśmy dalej w kierunku jasnej góry, nawiedzając po drodze kino i wystawy sklepów, w tym rowerowego :P




Następnie podeszliśmy pod pomnik Sienkiewicza, pod którym prawdopodobnie jakiś kierowca, wyraził swoje niezadowolenie z działania GPSu


Gdy sprawdziliśmy już rozmiar buta Sienkiewicza, poszliśmy dalej, trochę bokiem żeby nie wbijać się w dziki tłum, który obserwowany był przez wozy telewizyjne.
Potem tylko wbić się w tłum wiernych i płynąć z nurtem na samą górę,

Gdy już obeszliśmy rozmodlony tłum, trafiliśmy w końcu do zespołu klasztornego zakonu paulinów w Częstochowie, co ostatnim razem nam się nie udało.









Po tym zwiedzaniu poszliśmy dalej, z nurtem wiernych do wyjścia szukając jednocześnie jakiegoś lokalu na obiad,

Oczywiście nie muszę wspominać, że wszystkie lokale pękały w szwach ?? Szukając czegoś mniej uczęszczanego, trafiliśmy na kobietę rozdającą ulotki pewnej restauracji, jak się okazało ceny nie były pielgrzymkowo wysokie a lokal był tak dobrze ukryty że niewielu ludzi tam trafiło. Było to jakby połączenie baru mlecznego i restauracji. Prawdopodobnie pierwszy raz ten lokal przeżył taki ruch bo gdy przyszliśmy koło 15 polowa najpopularniejszych dań znikła z menu.
Aga wybrała łososia z pieczonymi ziemniaczkami (sałatki do wyboru do koloru, o ile zdążysz coś wybrać bo schodziły w tempie kosmicznym) ja chcąc się ponownie przekonać do Shoarmy i tego rodzaju kuchni zamówiłem wyżej wspomnianą Shoarmę z pieczonymi ziemniaczkami i sałatkami. A ponownie przekonać się bo w Zabrzańskiej restauracji Sphinx jakoś zraziłem się do tego dania, ale cóż miałem po prostu pecha widocznie.
Cena z mlecznego baru, smacznie jak w restauracji, klimat pośredni między barem a restauracją za sprawą dwóch sal. Muszę przyznać że fajny lokal w którym można się najeść. Możecie mnie zabić ale za nic nie pamiętam nazwy tegoż lokalu, wiem tylko że ulicy Grunwaldzkiej skręciliśmy w parking gdzie już ochroniarz zachęcał do zjedzenia w tym miejscu i prowadził nas przez parking w jakieś dość ustronne miejsce. Jedno jest pewne, miejsce świetnie broni się przed tłumami :D

Najedzeni, poszliśmy dalej w stronę Parku Staszica, który był naszym celem na dziś, bo to stamtąd mamy masę pozytywnych wspomnień.







Jak się okazało park ten skrywa dużo więcej tajemnic, o których ostatnio nawet nie myśleliśmy, bo kto by się tam otaczającym światem przejmował, gdy właśnie narodził się na nowo i zaczyna poznawać najbliższe otoczenie :P
Dziś zawędrowaliśmy dalej jak się okazało w parku jest ... kopalnia :D A raczej coś na wzór kopalni rud żelaza, (napisałem na wzór bo kopalnia jest na głębokości mojej piwnicy)tak więc mieliśmy okazje zupełnie za darmo zwiedzić podziemia. Jednocześnie Aga miała okazję po raz pierwszy zobaczyć jak wygląda kopalnia, ot takie przygotowanie przed tym jak zwiedzimy Guido :D















Po tej przechadzce, która zajęła nam maksymalnie 25 min poszliśmy na pociąg powrotny, bo zaczyna się robić późno a my jeszcze z Piernikiem, Serafinem oraz Danielem jesteśmy umówieni na ogniskowanie.

Cały dzień wisiały nad nami ciężkie chmury które od opadu powstrzymywaliśmy tylko siłą woli.
Na dworzec dotarliśmy już nieco zmęczeni, ale szczęśliwi, jeszcze tylko pożegnać Częstochowę,
i możemy wracać odremontowanym składem EN57-1178AKŚ. WiFi, gniazdka przy fotelach, automaty z dobra kawą, napojami i przekąskami, najwygodniejsze fotele ze wszystkich składów jakie mają Koleje Śląskie, sporo miejsca na to by nawet rowerem luksusowo przejechać przez cały skład. Luksus i do tego cały nasz :P


Podróż powrotna minęła nam bardzo szybko i już po chwili czekaliśmy na autobus do domu. W domu szybka zmiana stroju na coś bardziej znoszonego i ruszyliśmy na działkę, świętować rocznicę przy ognisku i doborowym towarzystwie.

Tak oto minęła środa
Pozdro