piątek, 29 kwietnia 2016

Jak poprawić producenta ??

Post techniczno-poradnikowy dla odmiany. Już jakiś czas temu narzekałem że support ma najlepszy czas już dawno za sobą. Ale zacznijmy od początku.
 
Hollowtech czy BSA czy jakkolwiek by tego producent nie nazwał, jest genialną w swej prostocie konstrukcją, która z założenia powinna być niezniszczalna. 
Dwa możliwie najszerzej rozmieszczone łożyska podwójnie uszczelniane o dużej średnicy a po środku porządna gruba rura będąca osią supportu. Jednym słowem przepis na niezniszczalny support bo jedyne co może się zepsuć to łożyska. 
A co ważniejsze przy dzisiejszej technologii można stworzyć łożyska z materiałów które przeżyją rower. Niestety tu zaczyna się konflikt interesów, ponieważ zbudowanie takiego supportu który będzie bezobsługowy przez wiele lat i tysiące kilometrów może spowodować znaczne spadki przychodów więc skoro wymyśliliśmy coś tak prostego i genialnego że nie może się zepsuć to co zrobić żeby na tym zarobić. Pierwsze to sprzedajmy to dużo drożej niż moglibyśmy. 
Dlatego support składający się dwóch misek aluminiowych i dwóch łożysk maszynowych najtańszych jakie znajdziemy i kilku plastików sprzedajmy za około 100zł. Wydaje mi się że w 50zł można by się było zmieścić ale ok. 
Co do samych łożysk. Sprzęt jest wyposażony łożyska z uszczelnieniem z jednej strony co ciekawe oryginalne uszczelnienie tego łożyska znajduje się nie od strony zewnętrznej gdzie działają na nie wszelkie możliwe warunki atmosferyczne i wszystko to co może je uszkodzić tylko od czystej strony wewnątrz ramy. 
Powiedzmy sobie szczerze sól, woda, błoto, piasek, mycie kercherem, brak serwisu przez wiele kilometrów, ciągłe obciążenia w różnych kierunkach. To jest w stanie zabić każde uszczelniane łożysko a co dopiero łożysko które takiego uszczelnienia nie posiada. Powiem więcej. 
W przypadku łożysk użytych w moim supporcie wystarczyło by nawet łożysko obrócić o 180 stopni ponieważ wtedy oryginalne uszczelnienie działało by od zewnętrznej strony a od wewnątrz mamy szczelną tuleję do której nie ma prawa nic się dostać. Niestety nie wiedziałem o tym kupując ten support 12000km temu bo pewnie działał by dalej kolejne km a nie wyglądał tak.


(to oczywiście tylko moje wnioski płynące z moich przemyśleń i praktycznych doświadczeń z sprzętem żadnym stopniu nie mam zamiaru zgadywać jaka jest polityka firmy)

Ok tyle rysu historycznego. Jak to naprawić żeby było taniej i żeby nie wymieniać wszystkiego skoro tylko łożysko wyzionęło ducha??

Po pierwsze trzeba zapoznać się z technologią, na forach internetowych i innych stronach jest masa informacji o reanimacji tego supportu. Pierwsze co rzuca się w oczy to wymiary łożyska. Są oryginalne 6805-RD wymiary to 25x37x6 mm z czego 6 nie bez powodu pogrubiłem. 
To jedyny powód przez który te łożyska są drogie, trudno dostępne i szybko niszczące się w eksploatacji bo w odróżnieniu od tanich łożysk 61805 2RS gdzie wymiar to 25x37x7 mm ten 1mm to uszczelnienie fabryczne, zastąpione płaską metalową podkładką z cieniutką warstewką gumy i dociśnięte plastikiem.

Ok tyle teorii idziemy w praktykę, początek to demontaż korby. Tu kłania się zasada jak postarałeś się przy montażu to bez problemu zdemontujesz.

Obracamy rower żeby ułatwić sobie dostęp do napędu


Następnie odkręcamy dekielek dociskający ramie do osi supportu


Następnie luzujemy dwie śruby ramienia


Zdejmujemy ramie, smarowałem styki smarem gdy je montowałem więc problemu ze zdjęciem nie było.


Teraz tylko wybijamy dłonią przez szmatkę drugie ramie po zdjęciu z niego łańcucha



Naszym oczom ukazuje się obraz nędzy i rozpaczy który miał luz większy niż kierownica w maluchu.


Teraz czas odkręcenia misek, Bez klucza było by ciężko ale udało mi się go kiedyś zdobyć po taniości zwykły kawał blachy. 





Smarowanie gwintów ułatwiło odkecenie, ale to co widzę w środku trochę mnie przeraziło. Gówniany kolor błota, piachu, smaru i wszelkiego innego tałatajstwa. Po chwili zadumy wykręciłem druga miskę i już wszystko mam na stole. I przeczyściłem to to. Ahh ten napis nie Nie rozbierać !! 


Zdjęcie plastikowego dekielka który jest też jednocześnie tuleją dystansującą nie było trudne ale wymaga trochę uwagi dokładności.



Po chwili wypadł też uszczelniacz który prawdopodobnie jest tylko kładziony na łożysku i niczego się nie trzyma i przykrywa obraz nędzy i rozpaczy.



Po zalaniu sporą ilością WD-40 według zasady "Rusza się ?? Nie ?? A powinno ?? Zalej to WD-40!!"


Zostawiłem żeby spenetrowało się ładnie i przystąpiłem do wybijania łożyska młotkiem i starym porządnym śrubokrętem. Oczywiście rozpadło się ...


Wyczyściłem zalałem jeszcze większa ilością WD-40


Z bieżnią męczyłem się bardzo długo w tym temacie pomagał mi także ojciec, który już nie jedno łożysko na kopalni wybił, więc ma doświadczenia więcej niż nie jeden mechanik.

Po 30 minutach tłuczenia a także podgrzewania(odkryłem że WD-40 nie pali się). Mamy to !!


Po wyczyszczeniu i przeszlifowaniu zadziora który powstał od śrubokręta poszedłem dalej, czyli naniosłem tonę smaru na łożysko i miejsce docelowe.


Kawałek szmatki no i do imadła vel prasy :)



Łożysko jest milimetr szersze co za tym idzie mam łożysko równo z miską ale to w niczym nie przeszkadza. Teraz tylko wystarczy założyć plastikową tulejkę dystansującą, która będzie odstawać przez kołnierz który centrował wcześniejsze pseudo uszczelnienie. Powinienem ten próg ściąć lub sfrezować z tego plastiku ale po wstępnym założeniu wszystko pasowało więc zostawiłem jak w oryginale.


Potem już tylko założenie wszystkiego spowrotem i można jeździć :)


Pasuje działa i przy okazji wyregulowałem łożysko w prawym pedale ale zajęło mi to 3 minuty więc nie zdążyłem zrobić fotek nawet gdzieś na blogu był o tym post wystarczy poszukać :)


Rozsypane łożysko udało mi się poskładać (brawo ja), żeby zobaczyć jak wyglądało w oryginale i powiem że wygląda spoko, ale wystarczyło by je zamontować po prostu odwrotnie. Uszczelnieniem do zewnątrz.






No to w sumie tyle jeśli chodzi o wymianę łożyska. Teraz małe podsumowanie.

Ważne! To tylko informacja jak można ten support naprawić, nie biorę na siebie odpowiedzialności za brak ślusarskich umiejętności jeżeli będziecie próbowali wykonać tą operację samodzielnie.

Podsumowując, oryginalne łożysko to 6805-RD  25x37x6 mm
Ja kupiłem łożysko pasujące większością wymiarów 61805 2RS  25x37x7 mm (z rozrusznika Mitsubishi)

Cena całego supportu około 90zł (Shimano), cena oryginalnego łożyska o ile jest dostępne (przeglądając sklepy najczęściej było info o braku na magazynie) to około 25zł za sztukę. Ja kupiłem łożyska na alledrogo za 6 albo 8zł z przesyłką za dwa, najtańszym listem z ładnym znaczkiem. Nie było pośpiechu więc mogłem sobie na to pozwolić. 

Moje koszty więc wyniosły około 3 lub 4 zł za wymianę supportu. Jeżeli miałbym to zrobić w serwisie podejrzewam że wyniosło by to około 120zł bo cena supportu plus wymiana(oszczędnie liczę 30zł za serwis).  Jednym słowem oszczędziłem 114zł, które mogę przepieprzyć na Ebay-u i kupić jakiś fajne lampki do roweru bo z tyłu już mnie nie widać na drodze. Ale to już temat na innego posta. 

Jeżeli komuś ta informacja się do czegoś przydała to miło mi będzie zobaczyć jakiś komentarz pod postem. 

Pozdrawiam

niedziela, 17 kwietnia 2016

Pierwsza setka w tym roku i posypany suport

Ten rok rozkręca się na dobre pod względem rowerowym. Napęd wymieniony więc spokojnie można ciorać kilometry bez obaw że przy mocniejszym ruszeniu stracę zęby uderzając o kierownicę.
Dziś dla odmiany byłem wyspany, wypoczęty i wstałem wcześnie bez myślenia z tyłu głowy że znów muszę lecieć do pracy i ... ehh szkoda gadać. Pogoda aż kusiła.

Była też okazja żeby wybrać się na rower. Bo miałem dostarczyć jabłka do Gliwic. 
Po śniadaniu i litrze Yerby (to pierwsze też rzadko mi się zdarza ostatnio) wypakowałem z torby wszystko co nie potrzebne i wrzuciłem tam tyle jabłek ile się dało, po czym ruszyłem w drogę do Gliwic z założenia nie forsując się zbytnio, żeby mieć siłę i chęci na dalsze kręcenie. Dojazd jak zwykle bez większych oporów poza wiatrem który jak zawsze wiał w twarz. Potem już z górki. 

Sprawy załatwione ledwie jedenasta na liczniku, można gdzieś bezstresowo po kręcić. Wstępny plan jadę na Czechowice posiedzieć nad jeziorem. W połowie drogi wpadł mi pomysł do głowy, skoro mam tyle czasu a jutro od południa to nie muszę się trzymać blisko domu. Więc wchodzi nowe założenie. Jadę na Dzierżno, o ile tam trafię a jak nie to po prostu jadę przed siebie bez użycia mapy czy GPSa, po prostu bez pomysłu przed siebie, to dobry plan.
Telefon schowałem do torby z włączonym jedynie Sportstrackerem do rejestrowania trasy i żeby nic nie wkurzało po drodze. Średnie tempo do 25km/h żeby się nie zmęczyć zbytnio i jakoś tak całkiem przypadkiem dojechałem do skansenu w Pyskowicach










Niestety skansen jest coraz mocniej zapuszczony i coraz bardziej przypomina złomowisko a nie skansen. Niestety w naszym naprawdę pięknym kraju niektóre rzeczy jak współpraca z PKP i zdobycie finansowania na cele takie jak ratowanie zabytkowych lokomotyw nie są proste.
Chwila zwiedzania w ciszy i ruszyłem dalej gdzie oczy poniosą. A poniosło mnie przez lasy, wsie i drogi krajowe w kierunku Toszka, niestety w połowie drogi (nawet nie wiedziałem że to połowa już) uznałem że wiatr zbyt skutecznie mnie hamuje w zakładanym kierunku. Postanowiłem strategiczny odwrót  po czym okazało się że jednak nie zawsze rowerzyście wiatr w oczy. Tym razem wiatr miałem w plecy więc spokojnie utrzymywałem przelotową 35km/h. Dodatkowo ETA w amortyzatorze zmieniła trochę geometrię roweru z CrossCuntry naprawie szosę :)
Przejechałem przez Pyskowice już drugi raz i wpadłem na pomysł że mogę w sumie jechać na Księżą Górę bo już nie raz jadąc tam robiłem grube kilometry, ale znów w 1/3 dystansu okazało się że jest pod górę i pod wiatr i mógłbym mieć problem z powrotem wiec zrobiłem strategiczny odwrót na Pyskowice i ruszyłem do domu przez Wieszowę. Po drodze zrobiłem pierwszy postój żeby kupić coś do picia z dużą zawartością cukru bo czułem że śniadanie kończy się we krwi. Pomyślałem że mam jakieś 30 km ale wyciągając telefon żeby sprawdzić czy ktoś nie dzwonił czy tam pisał w nagłej sprawie, okazało się że mam już około 60km podbudowany tym faktem pomyślałem że mogę w sumie jechać do Bytomia na Kebaba na dworcu po czym wrócić i zamknąć dzień w 100km ale w Rokitnicy uświadomiłem sobie że do Kebsa jest jakieś kilka górek i to takich niekoniecznie przyjemnych. Skręciłem więc na czerwony szlak w lesie i na moją starą pętlę treningową. Czyli na Dolomity i s powrotem bo kojarzyłem że ta pętla z domu ma jakieś niecałe 30km więc wynik będzie przyzwoity.
Jak pomyślałem tak też zrobiłem z postojem na uzupełnienie cukru we krwi i ściągnięcie dodatkowych ocieplaczy, które miałem na nogach. Jednocześnie szybki kontakt do Serafina żeby sprawdzić sytuację, czy Grill aktualny lub czy a nóż ma chwile na rower bo we dwóch zawsze raźniej i wynik na bank był by grubo ponad setkę bo Serafin z świeżym tempem podkręcił by też moje morale które powoli zaczynało słabnąć. Niestety Serafin był dalej w drodze samochodem więc ruszyłem dalej sam. Na podjazdach w Dolomitach wyprzedziłem kilku rowerzystów mijałem też wycieczki rowerowe ogólnie bardzo pozytywnie było.

Na szczycie Hałdy Popłuczkowej w Dolomitach spokój ale i pogoda zaczynała się pogarszać. Zaczynało zawiewać chłodem ale jeszcze do zniesienia.


Chwili rozkminy "co dalej?" pomyślałem że oszukiwanie żołądka cukrem z napoju na dłuższą metę na niewiele się zda chciałem powziąć strategiczny odwrót ale licznik wskazywał 79km a do domu mam jakieś 11 może trochę więcej więc żeby mieć pewność że dobiję do setki pojechałem dalej w kierunku Tarnowskich Gór.

 Tak o to dystans stał się ważniejszy niż energia na jego pokonanie. Mijając Kopalnię Srebra dojechałem do drogi krajowej. Nie lubię co prawda tego typu dróg z racji na ruch i koleiny ale to była najszybsza droga do domu a jednocześnie dość długa by dobić do setki. Po drodze zrobiłem strategiczny PiĆstop i przy okazji zjadłem kiełbasę z grilla z bułką do tego. Chwilę odpocząłem i ruszyłem dalej. Minąłem Grzybowice po czym na liczniku miałem 91 km więc mało trochę. Postanowiłem pojechać do Agnieszki żeby ją nawiedzić w pracy czułem że siły powoli wracają po obiedzie ale i tak było już dość słabo. Dojechałem do Agi ale ruch w lokalu był spory więc długo nie stałem na miejscu. Dodatkowo dostałem informację od siostry że złapała kapcia na wysokości M1 w Zabrzu ruszyłem z odsieczą :) ale dogoniłem ją dopiero paręset metrów przed domem. Szybka wymiana dętki w Trixi i rower jak nowy.

Mam nadzieję że to nie jedyna setka na ten rok chociaż suport i łańcuch dostały mocno w kość.
Łańcuch wysechł po 50km i kolejne 50km piszczał złowieszczo. Czerwony FinishLine jest beznadziejny. Co do suportu to już przy wymianie korby wykazywał luzy ale co się dziwić przejechał z napędem 10000km. Po zdjęciu łańcucha okazało się że ma luz jak kierownica w Maluchu serwis już nie jest w przyszłych planach tylko w najszybszym czasie konieczny.
Łożyska już zamówiłem jak przyjdą to podpowiem czy udało się oszukać fabrykę Shimano i podmienić oryginalne łożyska w Hallowtech II na zwykłe maszynowe za 3 zł sztuka :) jak nie to czeka mnie kupno nowego suportu a to już większa kasa niestety.

To był mocno wyczerpujący dzień. Ale znów jak kiedyś poczułem że mogę wszystko że nie ograniczą mnie żadne kilometry jedynie psychika którą nadal mimo wszystko jestem w stanie pokonać. Nie ogranicza nas kondycja, nie ogranicza nas sprzęt. Ogranicza nas tylko i wyłącznie granica w głowie którą boimy się przekroczyć. Po jej przekroczeniu rzeczy niemożliwe stają się w pełni realne.

http://www.sports-tracker.com/workout/janek391/5713a893e4b0a25caaba7ca9