środa, 23 grudnia 2015

Zima ?? Nie sądzę

Niesamowicie mało okazji mam do jazdy, a szczególnie jazdy samemu i to tam gdzie chcę a nie tam gdzie muszę.
Dziś jednak się udało, więc postanowiłem czym prędzej zwiedzić kilka miejsc w których ostatnio byłem ...  no właśnie, nie pamiętam już kiedy, ale można ten czas liczyć już w latach. 
Po pierwsze teren po dawnej koksowni w centrum Zabrza, ruiny straszyły od lat a jednocześnie miały w sobie tajemniczość i to coś co mają tylko ruiny po industrialne. 
Ostatni raz byłem tam jakieś 3 lata temu jak nie dalej (wiem hańba mi, w końcu mieszkam nie dalej jak 3km w linii prostej :) ).  Jeszcze dobrze nie rozgrzałem nóg a już byłem na miejscu,






Po dojeździe na miejsce nielicho się zdziwiłem. Teren po byłej hucie zmienił się w teren ogólnodostępny, uprzątnięty, wyrównany, całkiem coś innego niż to co pamiętam z ostatniego razu. Po wyjściu z szoku przejechałem się oczywiście po wszystkich żwirowych ścieżkach jakie tam znalazłem. Powiem szczerze jest to jedno z tych miejsc które mają potencjał i przyszłość. 
Można tu w przyszłości wymyślić jakieś sportowe zastosowanie, jakieś siłownie na wolnym powietrzu kilka uniwersalnych przyrządów do ćwiczeń, jakiś idioto odporny skatepark  i masę innych fajnych rzeczy. Betonowe pozostałości po hucie też można wykorzystać jako miejsce na pintball czy ściany wspinaczkowe w wersji extreme możliwości są nieskończone bo na terenie nie ma jeszcze przyrodniczych pomników i zieleni która wymaga ochrony prawnej i nie pozwala nic zmieniać w okolicy. Jak dla mnie bomba.
Nieopodal przy ulicy Hagera, też wyrósł park, dodatkowo oświetlony lampami solarnymi. 
W tym parku z racji na układ terenu widzę jeszcze większy potencjał, kwestia tylko zagospodarowania.

Gdy już miałem za sobą długa rozkminę nad tym co można tu zrobić postanowiłem pojechać dalej. Nie ujechałem za daleko i moim oczom ukazała się wieża ciśnień która w końcu została dofinansowana. Choć niestety jak to bywa z naszymi zabytkami nie wszystko idzie jak powinno. Huta Zabrze otrzymała dofinansowanie na zabezpieczenie wieży ciśnień która jest rozpoznawalnym znakiem Zabrza. 
Zaraz po rozpoczęciu  prac dwa razy musiała interweniować straż pożarna i w tym przypadku przypomina mi się pożar Młyna który stał w miejscu aktualnej Biedronki. Przypadek ?? Tak sądzę :) Wracając do wieży, robotnicy po uporaniu się z drewnem które łaknie ognia, zostawili stalowy zbiornik wody który niczym nie okryty może rdzewieć sobie spokojnie i bezpiecznie bo ogrodzili teren siatką. 
Mam nadzieję że remont ruszy po zimie i zostanie zrekonstruowana drewniana część wieży a sam zbiornik zostanie chociaż wyczyszczony i pomalowany jakimś środkiem antykorozyjnym. Bo inaczej zabezpieczenie nie będzie nic warte. Będzie tylko początkiem rozbiórki pięknego zabytkowego obiektu.



Nie mogłem stać tam wieczność i rozkminiać jak by to Hameraitem pomalować ponieważ czas można powiedzieć naglił, bo Agnieszka z pracy wróci niebawem a ja po drodze jeszcze chciałem wykonać misję "Prezent".
Po chwili bylem więc już na nowym miejskim targowisku. Gdzie zakupiłem pudło (z zawartością oczywiście) większe niż moja torba w rowerze i w tym momencie przydało się wykształcenie logistyczne, wszystko co miałem w pełnej torbie plus paczka zmieściło się. A ja pojechałem dalej bo miałem jeszcze godzinkę czy trochę więcej, więc dalej pojechałem z prezentem w torbie.
Plan miałem ambitny, a dokładniej odwiedzić hałdę na Sośnicy gdzie niegdyś mieściła się masowa miejscówka ogniskowa oficjalna i ta mniej :) 
Po drodze napotkałem kolejną ciekawostkę czyli drogę rowerowa od czegoś co z założenia miało być stadionem do lasu, który był moim celem na dziś. Niby nic bo tylko trochę czerwonej farby na asfalcie a jakby bardziej przyjemnie się jedzie :) Droga przez las w ciszy i zapachu lasu przypomniała mi stare wypady za tych czasów gdzie nie planowało się wypadu na rower tylko się na niego wychodziło i jechało się przed siebie gdzie tylko oczy poniosą. Mogłem odetchnąć pełną piersią i wyciszyć myśli dla odmiany. Co ważne po drodze mimo pojawienia się DTŚ ingerencja w środowisko i sam las nie była tak duża jak się spodziewałem. 
Po dojechaniu na miejscówkę zastałem mocno zarośnięty teren, ale były tam jeszcze pozostałości po ogniskach, więc to miejsce jeszcze całkiem nie umarło :)


Zmieniła się za to okolica, bo o ile miejscówka była tam gdzie ją pamiętam, zaraz obok wyrósł wielki zielony kopiec. Niesamowite jak ten teren się zmienił przez te lata. Hałda jest nadal czynna, nadal rośnie. Więc pewnie i ten kopiec urośnie z czasem jeszcze bardziej ale został obsiany trawą i wyrównany więc ktoś pomyślał o przyszłościowym wykorzystaniu. Nie mogłem się oprzeć by na niego nie wjechać :)



I powiem tak. Moje łydki dostały w kość tak jak kiedyś podczas łażenia po górach :) a to tylko jakieś 200 m pchania roweru pod stromiznę :) 
Warto było choć wiało niemiłosiernie. Widok jest bardzo fajny.


Pojawiło się kolejne miejsce z potencjałem. Jeżeli dobrze się przyjrzeć widać sporą pochyłość terenu, oraz co ważne spory obszar. Nie wiem jak wy ale widzę tu coś na wzór stoku narciarskiego. Oczywiście jeżeli spadło by trochę śniegu dla odmiany, bo chciałbym przypomnieć pisze tego posta w drugiej połowie grudnia a jest około 8 stopni na plusie. 
Wracając do hałdy. W Bytomiu dokładniej to na dolomitach można było usypaną sztucznie hałdę wykorzystać jako stok narciarski, więc nie widzę przeszkód by coś takiego zrobić też u nas :) Ale to tylko takie moje propozycje. Cieszy mnie niezmiernie fakt że na tej samej hałdzie jakiś czas temu odbył się Runmagedon, czyli zawody w extremalnym biegu przez przeszkody i nie mam tu namyśli jakichś płotków czy kałuży na równym torze biegowym, tylko prawdziwie surviwalowy bieg przez błota, wodę, ogień i masę innych brudnych rzeczy. 
Cieszy mnie to że coś się dzieje i że dzieje się w dobrym kierunku. Szczególnie cieszy mnie to że ktoś w końcu zauważa potencjał w Zabrzu, i jego po industrialnej przeszłości. Hałdy, tereny po zakładach przemysłowych niosą za sobą to czego w Zabrzu brakuje. Miejsca do uprawiania sportu innego niż wszędobylska piłka nożna (której nawiasem baaardzo nie lubię). Bieganie, jazda na rowerze, rolki, pływanie (tu jest słabo bardzo) to sporty które można rozwijać w naszym mieście by nie było tylko sypialnią, gdzie nic się nie dzieje. 
Mam nadzieję że gdy zakończy się budowa tego nieszczęsnego czegoś stadionem zwanego, Miasto wróci w jakiś sposób do jako takiej finansowej kondycji i będzie więcej pieniędzy na sportowe obiekty typu pływalnie bo powiedzmy sobie szczerze 3 działające obiekty (o ile dobrze wiem) czyli basen na pl Krakowskim, przy Korfantego i kąpielisko leśne to trochę mało jak na całkiem duże miasto które w spotach chwali się tym że ma obiekty sportowe. Dobrze. Ponarzekałem sobie więc z tym przemyśleniem zostawiam was do następnego razu :)

Pozdrawiam
Janek

sobota, 11 kwietnia 2015

I nadejszla ta wiekopomna chwila :)

Tak zmieniłem w końcu napęd w rowerze. I tak, jest to warte uwagi, bo odkładałem ten moment tak długo jak się tylko da. Tłumacząc to faktem że jestem ciekaw kiedy łańcuch powie dość i po prostu pęknie, tak jak pierwszy łańcuch Shimano (który pękł po 400km).

Po przesiadce na łańcuch marki KMC, marki zupełnie mi nie znanej, która miała być po prostu tanim zamiennikiem wcześniej wspomnianego Shimano. Oczekiwałem uszkodzenia się tego łańcucha w okolicy 1000km max. Jakie było moje zdziwienie kiedy miały tysiące i łańcuch dalej pracował. kiedy łańcuch miał już przejechane około 6000km zaczęły się zdarzać przeskoki na zębatkach przy większych zrywach, przyzwyczaiłem się i redukowałem biegi przed takimi manewrami. Po około 8000km największy blat na którym jeździłem najchętniej, nie posiadał już prawie zębów więc starałem się go przeszlifować i na chwilę to pomogło, ale łańcuch wykazywał już spore zużycie wiszącymi rolkami i tym samym orał niemiłosiernie korbę i jej największy aluminiowy blat. Po pewnym czasie zaprzestałem korzystania z tego blatu i zostałem na drugim biegu, można powiedzieć że ćwiczyłem kadencję. Ale na tym blacie udało mi się przejechać Zabrzański szosowy wyścig niezrzeszonych, pomińmy miejsce które zająłem, ale mając do dyspozycji maksymalnie 2 bieg z przodu, walczyłem z kolarzówkami na asfalcie i jestem z siebie dumny :)
Po 10000km napęd przeskakiwał już na 2 całkiem przeoranym biegu, ale nie ma się co dziwić skoro tylko ten bieg wykorzystywałem. Na jednej z mas mój napęd dostał miano "Ząbków Ani" nie pytajcie skąd ta nazwa bo to zawiłe i co gorsza po pewnym czasie podczas przeskoków łańcucha nazwa ewoluowała do "Andzi" więc co chwila leciały hasła typu "Andzia cicho bądź" :)

Wczoraj przed masą na liczniku miałem 10999 i uczciłem to wymianą poważnie sponiewieranego napędu. Już kiedyś w którymś poście opisywałem pewien problem z korbą Deore którą miałem. Dokładniej z jedną śrubą która zjechała się niemiłosiernie. już 7 tysięcy kilometrów temu wiedziałem że tej śruby nie wykręcę bez wiertarki. To też był jeden z powodów przez które nie chciałem ruszać napędu.
Początkowo próbowałem delikatnie śrubę młotkiem zluzować, zalać WD40 i zostawić ale po 30 min  w WD40 pod imbusem już tylko objeżdżała, chciałem więc wbić śrubokręt w główkę ale to też nic nie dało. Poszedł w ruch maizel, impulsownik kinetyczny i piłka do metalu.


Niestety to też nie przyniosło pożądanego efektu. A tam gdzie Maizel i Młotek rady nie daje trzeba rozwiercać więc.



Powiem szczerze że nie spodziewałem się takiego oporu podczas odkręcania korby. Na szczęście nowa korba już czekała w pudełku i innymi maszketami i nie musiałem się martwić że coś w tej korbie uszkodzę. Jedynie na suporcie mi zależało ponieważ nie miałem nowego w zestawie.
Po dłuższej zabawie i zdjęciu korby w końcu dokonałem inspekcji suportu, niestety miska od strony blatów wykazuje już luzy ale tym się zajmę gdy będą bardziej wyczuwalne i może będę miał jakiś fundusz na to.

Korba zawitała na  swoje miejsce, a wymiana kasety była już tylko szczegółem który zajął mi około 2 min z czego 1 min szukałem bacika do kasety :)

W międzyczasie gdy jeszcze śruba chłonęła WD40 zająłem się klockami hamulcowymi i to hamulce dziś miały być przewodnim tematem i problemem. W wymianie kloców w mechanicznych hamulcach i ich regulacji jestem już weteranem, prostą konserwację rozruszanie tłoczków też w hydraulicznych wykonywałem więc sama wymiana była dla mnie banalna ale ja ktoś chce fotki po kolei pokazują cały zabieg, proszę bardzo.



Po wyjęciu koła mamy dostęp do klocków więc wyciągamy zawleczkę.



I klocki można po prostu wyjąć. Wypychając je od strony gdzie była zawleczka.


Klocki na granicy blaszki rozpychającej są już zużyte :) jak by ktoś nie wiedział :)


Hydraulika ma taką zaletę i wadę jednocześnie, że dostosowuje się do zużycia klocków. Zaleta bo nie trzeba nic regulować tylko czekać aż przestanie hamować. Ale trochę wada bo tłoczki wysunięte wcześniej trochę trudno wsunąć spowrotem do tego przydaje się szeroki śrubokręt.
Gdy zrobimy już miejsce na nowe klocki i ich piękne złote okładziny wsuwamy klocki spowrotem i zabezpieczamy nowiutką zawleczką.


To wszystko ale niestety w moim przypadku dopiero początek. Ponieważ zaraz po tym gdy zamontowałem klocki i koła na miejsce i nacisnąłem klamki żeby klocki i tłoczki się ułożyły. Przedni hamulec reagował poprawnie, niestety klamka tylnego hamulca poleciała do samego gripa bez żadnego oporu. Że ten hamulec jest zapowietrzony to wiedziałem już od dawna i co jakiś czas go podpompowywałem żeby działał  jak lubię. tym razem pompowanie nie generowało żadnego ciśnienia i oporu na klamce. Tak się złożyło że ojciec był w pobliżu i patrzył jak się męczę z klamką. zaproponował odpowietrzenie układu jak w samochodzie. Przy czym naczytałem się w internetach  jak to bardzo skomplikowane jest to w rowerze i trochę mnie to przeraziło, nie miałem oleju mineralnego, żadnych rurek strzykawek czy czegokolwiek z tego co w internetach zalecają. Ale wykonaliśmy próbę jak w samochodzie bo już gorzej raczej nie będzie. Czyli pompujemy tyle ile się da, odkręcamy zaworek delikatnie i spuszczamy odrobinę płynu razem z powietrzem które może w układzie się znajdować. Po drugiej próbie tata mówi że pojawił się już opór na klamce. Łapie nisko ale łapie. Dodatkowo po chwilo schodzi ciśnienie i trzeba znów podpąpować. Pomyślałem że w sumie jak otworzę pokrywkę na hamulcu to chyba już gorzej nie będzie a może trochę się odpowietrzy jak podpompuje i zobaczę przy okazji jak to jest zbudowane. Otwieram klapkę na zbiorniku wyrównawczym i ... na dnie jest trochę osadu i dziurka z której nieśmiało resztka płynu wypływa razem z powietrzem parę razy pompowałem i hamulec się usztywnił ale zbiornik był już suchy. Teraz już zostało mi poszukiwanie zamiennika ale wiedziałem że kasy nie mam żeby coś kupować po normalnych Shimanowskich cenach ojciec zaproponował samochodowego DOTa ale niestety Shimano to przewidziało i zalało układ Olejem Mineralnym i do niego uszczelki przystosowało a co za tym idzie. Wlanie DOTa spowodowało by więcej strat z racji na to że DOT jest żrący.
No nic wiadomość do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego. I info zwrotne że mają zamiennik z Finish Linea ale że się nie opłaca bo 36.90 za małą buteleczkę. W każdym razie postanowiłem wyciągnąć Serafina z domu na przejażdżkę do wspomnianego rowerowego żeby zerknęli co tam można wlać i przy okazji pochwalić się nową lampką z chin.
Serafina nie trzeba było długo namawiać na wypad. Zaraz po obiedzie podjechałem pod jego posiadłość i wszedłem na chwilę. Okazało się że można przy okazji wymienić klocki i gripy w Morfinie. Wiec nie trzeba było mnie długo nakłaniać, wystawiliśmy Morfinę na dwór gdzie Serafin zajął się gripami a ja klockami. Musze przyznać że Avid Elixir 1 to zmyślna konstrukcja pod względem wymiany klocków. Odruchowo okręciłem zacisk  by za chwilę okazało się że klocki wyjmuje się po wyjęciu zawleczki bez potrzeby odkręcania zacisku. Serafin dobrze wykorzystał to co dał mu producent :)


Okładzina się skończyła ale blacha też nieźle hamuje więc poco wymieniać :)
Nowe klocki z Chin już czekały, ale był pewien problem. Jak bym się nie starał tłoczki nie chciały się cofnąć na tyle by przyjąć nowe klocki. Po dłużej walce udało się to zamontować ale koła stawiały opór większy niż hamulec ręczny w Matizie zaciągnięty na maxa:)
Dodatkowo klamki napięły się i nie wykazywały woli ruchu jakiegokolwiek, modulacja 0 1.  Zero mocny opór 1 dotknięcie klamki STOP :)
Stwierdziłem dotrze się. Ale ledwie dojechaliśmy do mnie i zabraliśmy się za szlifowanie klocków na papierze ściernym żeby jakoś to zaczęło pracować. Po którymś szlifie tył puścił i koło mogło się już obracać ale klamka była dalej sztywna. Nacisnąłem na próbę i ... katastrofa, hamulec przez tą nasza wymianę rzygną DOTem po klamce nagle klamka stała się miękka i gumowata. Pomyślałem no to świetnie załatwiłem Elixiry Serafina, szybki telefon do Skuda i zaczerpnięcie info co mogło się zadziać. Naprawa w zależności czy to tłoczek czy membrana od 30 zł do 50 zł. hmm grubo a jeszcze za godzinę z hakiem mamy masę do ogarnięcia i przedni hamulec do roboty. Doszlifowaliśmy przód i jakoś to chodziło, a co do tyłu podszedł ojciec dotknął klamki ze dwa razy i się uszczelniła. Skok mniej więcej jak przed wymianą klocków czyli ok. Serafin w szoku, ja w szoku i niedowierzaniu stoję i patrzę. Ok decyzja jedziemy do rowerowego. Zobaczymy co nam powiedzą. W pierwszym zaprzyjaźnionym rowerowym niestety pracy nawał że nie ma kiedy wyjść. Pojechaliśmy na 3go maja do Krossa. Pytanie o olej i ... jest za 20 zł całkiem spora buteleczka do Tekkro, biorę i prośba o zerknięcie na rower Serafina.  Mechanik już na wyjściu ze sklepu zabił mnie hasłem "OOOOOO jaki fajny Boomber, nie chcesz sprzedać ?" i zapunktował u mnie na długo :) Po stwierdzeniu że brzydzi się hydraulikami Avida bo są skomplikowane i trudne w naprawie zapunktował jeszcze bardziej. Ostatecznie stwierdził że prawdopodobnie bezpiecznik nie wytrzymał ciśnienia i rzygnął. Ale żeby to sprawdzić będzie trzeba się przejechać na większym dystansie. Tak się składało że masa zaraz się zaczynała więc miasto stało się poligonem doświadczalnym nowych klocków i hamulca.

Szybki powrót do domu po aparat i softshela i ruszamy na masę w ekipie Laura, Piernik, Serafin i ja.
Po drodze zczaiłem autobus więc jak kiedyś złapałem tunel ale jechał 37 na godzinę więc nie było jak napędu przetestować, ale miło znów móc jeździć w tunelu. Następnie Mikulczycka w dół 56.37km/h to i tak dobrze mając zerową kondycję i półtorej hamulca na dotarciu do dyspozycji.

Na miejscu zdziwienie. Jest jeszcze 30 min do rozpoczęcia i już na placu rowery stoją.



Okazało się że przybyło nas około 90 osób. nawet wycieka szkolna :)
Pierwszy raz w tym roku trasa letnia i już dziki tłum. Sama masa przebiegła sprawnie choć nie obyło się bez 2 gleb małych rowerzystów ale szybko się pozbierali i jechali dalej :)

























Dzień baaardzo fany długi i taki jak lubię najbardziej. Czyli kręcący się wokół tematów około rowerowych. Czuję że żyje, dosłownie bo kolana odezwały się przy wchodzeniu po schodach do pokoju. Ledwie wszedłem ale żyję :)

Pozdrawiam
I do zobaczenia gdzieś po drodze :)