środa, 30 stycznia 2013

Zimowe oświecenie

Dziś po pracy wpadłem do pobliskiego sklepu, sieci zaopatrującej rowerzystów w wszelkiej maści dobra od ciuchów, poprzez pompki aż do kiełbasy "niemniej zajebiestej" nader często kupowanej na wszystkie okazje typu after. Mam na myśli sklep niemieckiej sieci LIDL. Swoje kroki skierowałem ku koszom z niespodziankami, gdzie szukałem czegokolwiek na co przykuje moją uwagę na dłużej niż sekundę.
Po chwili dostrzegłem latarkę. Niby zwykła, ale gdy tylko zerknąłem odruchowo w soczewkę. W tym momencie pierwsze zaskoczenie, nie ma tam jakieś Chińskiej diodki 5mm, czy też jakiegoś tworu temu podobnego. Widok identyczny jak w Screamerze, od razu pierwsze co przyszło mi na myśl czyżby Niemcy (bo Lidl jest chyba Niemieckim sklepem?) podrabiali produkt Polski (Bo MacTronic jest Polskim producentem :)) z ciekawością patrzę na odwrocie spis danych:
-Zasięg światła ok 120m
-Strumień świetlny ok 55lm (hmm niby Screamer ma koło 180lm a dioda jest na oko identyczna)
-Okres żywotności 50000h
-Moc diody LED 3W!!! (przemierzyłem Screamera i wyszło koło 2W)

Czyli poza ilością lumenów wszystko się zgadza lub jest mocniejsze, zaintrygowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłem ją kupić. A co się będę raz w miesiącu mogę sprzeniewierzyć 49.99 zł.
W domu okazało się że tak jak Screamer, nowy nabytek (marka LIVARNO LUX) posiada regulację skupienia światła. Po zapakowaniu do środka baterii które były w zestawie (Panasonic) nie uwierzyłem własnym oczom. Ta latarka ma chyba mocniejszy snob światła niż moja dotychczasowa latarka ?? Na pewno zakres regulacji jest dużo większy. Żeby sprawdzić czy moje przypuszczenia są prawdziwe pobiegłem po Sceramera co prawda Eneloopy nie były ładowane od 3 miesięcy ale światło i tak wydało mi się słabsze, sprawdziłem to przekładając koszyk z z nowej do starej latarki (poza kolorem nie różnią się niczym) faktycznie okazało się że nowa latarka jest mocniejsza a przede wszystkim ma cieplejszą barwę światła. Poniżej parę fotek przedstawiających nowy nabytek:



Jak widać nowa latarka jest większa i ma inaczej rozwiązane pokrętło regulacji skupienia światła. Tutaj służy temu pierścień ze specjalnym frezem. Bardzo fajne rozwiązanie.
Nie ma tu na pierwszy rzut oka plastikowych części (takich jak plastikowe dystanse w Screamerze) które pękają przy pierwszym upadku co daje wrażenie że latarka wytrzyma sporo.
Po rozebraniu i porównaniu stwierdzam że obie latarki są prawie identyczne.




Zwróćcie uwagę na koszyk baterii, włącznik i co najważniejsze na płytkę stykową pod głowica i diodę (w Screamerze wydaje się większa ale to tylko przez to że jest na niej więcej plastiku, sama dioda jest identyczna z wyglądu) W nowej latarce jest jednak więcej uszczelniaczy, więcej o styk między soczewką a głowicą, tutaj akurat Screamer przegrywa sromotnie bo kto go ma ten wie że dłuższa jazda w ulewie kończyła się zaparowaniem soczewki a w najgorszym wypadku dostaniem się odrobiny wody. Co prawda jeszcze nie udało mi się zalać Screamera do tego stopnia by nie odpalił albo przygasał przez zwarcie. Ale woda i elektronika się nie lubią, więc dobrze by było uszczelnić to połączenie.
Jeśli chodzi o świecenie na razie testowałem różnice w pokoju więc nie jest to miarodajne, dodatkowo od zakupu minęło parę godzin więc nie wiem jak z prędkością zużycia baterii/akumulatorków.
 Tutaj Screamer jest po lewej (widać rysę na soczewce) Widać sporą różnicę w świetle, obydwie latarki są na pełnej mocy i ze skupieniem ustawionym w podobnym zakresie (Mactronic powinien być nawet trochę mocniejszy bo jest trochę bardziej skupiony). Przede wszystkim widać że Livarno ma ciepłe światło o ładniejszym kręgu.
Jeśli chodzi o tryby to tu też są pewne różnice, ponieważ w Mactronicu jest 5 trybów, 100%, 50% 10%, Stroboskop oraz SOS. W Livarno są 3 tryby, 100% około 30% i SOS. Przełączanie działa tak samo, głęboki klik włącza latarkę, pół klik przełącza tryb, przy czym w Livarno działa pamięć ostatniego trybu. Przyznam że robi się ciekawie. Za jakiś czas kolejna masa więc latarka przejdzie chrzest bojowy a za jakiś czas będę mógł wydać jakąś bardziej obiektywną opinię a nie tylko opis z grubsza :)

Przepraszam za jakość fotek ale telefonem robione, bo baterie w aparacie padły a reszta zapasu została w Gliwiacach.

Pozdrawiam
Janek

sobota, 12 stycznia 2013

Pierwsza w tym roku Zabrzańska Masa Krytyczna

Bo jest taki jeden dzień w miesiącu, taki jeden jedyny, w którym mimo ostatniego zakręconego okrutnie czasu wsiadam na rower. Jest to Zabrzańska Masa Krytyczna, na którą jeżdżę od początku jej istnienia i nie opuściłem jeszcze ani jednej jak dotąd. Po prostu rowerowo-okoliczny patriotyzm mi na to nie pozwala.
Ale od początku.
Szybki przejazd do Gliwic samochodem odwieść Agę do na jej włości i jednocześnie przytargać aparat do Zabrza, po drodze szybkie rozpoznanie, kto jedzie i tu zaskoczenie, Serafin jest uziemiony w pracy, Kubush chory, na szczęście Piernik jechał, Skuda też nie zabrakło. Gdy już dojechałem do domu okazało się że już 17:00 a na 17:15 zazwyczaj się umawiamy na wspólny trip do centrum. Szybko wysiadam zabieram aparat i słyszę głos Taty, odśnież te chodniki w końcu, więc w tak zwanym między czasie, łopata w dłoń i dwa chodniki ogarnięte w czasie poniżej 5 min. Gdy śnieg już się nie panoszył na chodnikach, ruszyłem się przebrać i biegnę do roweru, oczywiście przez miesiąc niejeżdżenia powietrze uszło mi z tylnego koła, przez nieszczelny wentyl (albo się napatoczyła dziura jakaś). Po szybkim pompowaniu ruszyłem do czekającej już na mnie ekipy i depnęliśmy do centrum na plac Wolności. Na placu o dziwo nie wiało pustkami, wręcz przeciwnie zaczynała się zbierać ekipa, trafiła się nawet rowerzystka z Mikołowa (Wielki szacun dla tej pani)
Ostatecznie ekipa liczyła 10 osób,



Krótko po 18:00 ruszyliśmy na podbój miasta, tym razem bez obstawy co w tą pogodę przyznam było cholernie niebezpieczne. W zeszłym roku mieliśmy dwa radiowozy i dziewięciu rowerzystów a teraz 10 rowerzystów i radiowozów brak. Szkoda bo bez Policji kierowcy traktują nas jak powietrze i nie mają zamiaru zwolnić nawet na chwilę...
Humory jednak dopisały i mimo nieprzychylnej pogody która urządziła nam powtórkę z zeszłego roku (czyli śnieżyce) nie zraziliśmy się i sunęliśmy przed siebie.
 Oczywiście baterie w aparacie nienaładowane, więc padły już na podjeździe na Mikulczyckiej. Na szczęście wygrzebałem zapas z torby i za rondem zrobiłem szybką podmianę.










Śnieg zaczął padać gdy ruszyła masa, skończyło sypać zaraz po tym jak dojechaliśmy na plac Wolności. I niech mi ktoś powie że tam na górze ktoś tym nie steruje :)


Po dojechaniu na plac Wolności wcieliłem się na chwilę w rolę Serafina ale mi darcie ryja do tłumu nie idzie tak dobrze niestety, głos ok, treść do dupy :)
Po zakończeniu masy ludzie porozjeżdżali się do domów a ja podjechałem na dworzec autobusowy czyli tzw Belkę. Tam spotkałem się z Agą i ruszyliśmy na plac Teatralny gdzie po raz kolejny rower wygrał z komunikacją miejską i mimo dwukrotnego zerwania sznurówki w glanie (która to wkręciła mi się w korbę), byłem na moim przystanku na Mikulach 5 min wcześniej niż Aga autobusem. Potem to już tylko szybki spacerek do domu i gorący prysznic.
Musze przyznać że strasznie brakowało mi roweru, bo pierwszy raz od dawna, obudziłem się wyspany i wypoczęty dnia następnego. Mimo że spałem dość krótko.
Jednak rower to jest to czego mi do życia potrzeba i nie ważne czy jeżdżę daleko czy blisko czy kręcę się w koło bez celu czy jadę z punktu A do B, ten wysiłek to najlepsze lekarstwo na wszystko.

A jeżeli jesteśmy już przy rowerze, to muszę się przyznać że zdobyłem kolejną cześć do Dextera(Wielkie dzięki Skud), więc nowy sezon zapowiada się nie tylko z nowym napędem. Suntuor czyli w pełni wyluzowany "amortyzator" zostanie zastąpiony Amortyzatorem przez duże "A".
Szanowni państwo oto jest Marzocchi Bomber Z1 drop off
Swoje lata ma już co prawda, ale podejrzewam że jeszcze nie jedno ze mną przejeździ :) Także do pełni szczęścia brakuje mi tylko blatów, tylnej przerzutki, kompletu linek i pancerzy, klocków i tylnej piasty. I możemy zaczynać demolkę (lub remont jak kto woli).
Udało mi się też dostać jedne z ostatnich dobrych grubych dętek z czasów kiedy nikogo waga nie obchodziła :)
Jednym słowem jak się uda to chyba będzie bardziej rowerowo w tym sezonie :)

Pozdrawiam
Janek

niedziela, 6 stycznia 2013

Podsumowanie roku 2012

Nawet się nie obejrzałem jak minął rok 2012, a tu już 2013 rozgościł się na dobre. Co się działo w poprzednim roku? Musze przyznać że dość sporo, ale jeśli chodzi o kwestie rowerowe to niestety wynik w kilometrach przyprawia mnie o ból serca, według BikeStatsa przejechałem 1667km i zrobiłem 55 wypadów na rower. Moim skromnym zdaniem to wynik mizerny, słaby, wołający o szybką poprawę.
Jednym z czynników sprawiających że mniej jeździłem było to, że znalazłem prace w dość odległych Katowicach, a co za tym idzie dojazdy do pracy i do domu na rowerze raczej średnio by mnie bawiły.
Po drugie i może nawet ważniejsze sam rower, po roku 2011 był na tyle wyeksploatowany że starałem się go już nie przeciążać bo z początku finansowo praca zaspokajała mi tylko kasę na dojazdy do i z pracy plus jakieś drobne wydatki bieżące. Niestety pochłaniała także spore ilości czasu. Z czasem zarabiam więcej ale i siedzę w pracy dłużej i czasami nawet w dni wolne gdy trzeba. Ale cóż taka praca, ile zrobisz tyle zarobisz.

W nowym roku mam postanowienie zrobić przynajmniej połowę tego co w 2011 albo dwa razy tyle co 2012, jak będzie to się jeszcze okaże. Jeżeli chodzi o rower to bez remontu generalnego się nie obędzie bo napęd jeszcze w lato wyglądał tragicznie i trzymał się tylko na smarze którego nie żałowałem.





 Zdjęcia są mniej więcej z połowy roku, przez resztę czasu łańcuch ulegał dalszemu zużyciu i teraz wygląda jeszcze gorzej, ale muszę przyznać że mimo swojego wyglądu dalej sprawuje się nie najgorzej. Co prawda z przodu nie mogę już używać najwyższego biegu bo koronka nie przyjmuje już łańcucha ale na dwójce jeszcze to jakoś jeździ.
Czas jednak najwyższy żeby to to wymienić i tu przyszła z pomocą firma w której pracuję. Bo z okazji urodzin dostałem od znajomych z pracy nowy napęd, a przynajmniej jego najistotniejsze składniki, to znaczy kasetę oraz łańcuch.






Dalej pozostaje mi tylko dokupić nowe blaty na przód, może jakąś nową przerzutkę na tył, (oczywiście w grę wchodzi tylko przerzutka z odwrotną sprężyną, o którą dość trudno dzisiaj) oraz dokonać niezbędnych napraw szczególnie jeśli chodzi o amortyzator. Suntour też pewnie będzie wymieniany na coś ciekawszego za jakiś czas więc pewnie czeka mnie kompletna przebudowa roweru na wiosnę. Bo na razie pogoda nie sprzyja siedzeniu w warsztacie, dodatkowo czasu z dnia na dzień coraz mniej, bo z rana do pracy, czasem muszę posiedzieć trochę dłużej a jak wracam to już zazwyczaj jest kolo 16 albo później i szczerze mówiąc nie mam już ochoty na grzebanie w rowerze, bo obawiam się że jak go rozbiorę na czynniki pierwsze to nie znajdę czasu by wszystko wyczyścić przesmarować ewentualnie wymienić i wyregulować w czasie od masy do masy.
Cóż pozostaje tylko czekać na cieplejsze dłuższe dni gdy słońce będzie dawało możliwość rozłożenia się z warsztatem na dworze w ogrodzie, a woda mająca służyć do mycia nie będzie zamarzała w locie zanim dotrze do roweru.
Co do planów na ten rok tak jak pisałem wcześniej kilometrów ma być więcej, ale nie mam sprecyzowanych celów, jedynie chciałbym chociaż raz przejechać się ponownie na Górę św Anny i do Czech.
Przyznam szczerze że jeśli o rower chodzi myślałem już nad jakimiś modernizacjami mającymi na celu przystosowanie go do dalszych tripów typu Czechy, ale nie chcę pozbawiać go jego terenowego charakteru, bo lubię zjechać z asfaltu i wjechać chociażby w dolomity albo jakiś teren. Jakieś błoto po osie i inne tego typu przygody. Dlatego zastanawiam się nad złożeniem drugiego roweru oczywiście także wygodnego jak Dexter, ale może już na większych kołach, bardziej przystosowanego do sakw i większych możliwościach jeśli chodzi o prędkość na asfalcie. Myślę nad jakimś przyzwoitym rowerem crossowym z z sakwami, hamulcami tarczowymi mechanicznymi lub hydraulicznymi, do tego jakieś błotniki dobre oświetlenie i pedały SPD oczywiście.
Mój Dexter pewnie w nowym sezonie dostanie poza napędem i amorem nowe pedały SPD a ja sobie kupie jakieś konkretniejsze buciki do tego systemu, bo jestem już do tego systemu przekonany, w zeszłym roku go testowałem na butach z Lidla i pedałach wątpliwej jakości, nie zabiłem się więc jeździć się da, ale przyzwyczaiłem się do tego że jestem jednością z rowerem i teraz trudno jeździć mi w normalnych butach. Jeśli o pedały chodzi to prawdopodobnie kupię podobny patent jak wcześniej, czyli SPD z jednej strony platforma z drugiej bo to jednak daje pewną swobodę jeżeli chodzi o dobór obuwia bo nie zawsze muszę jeździć w butach SPD. Dodatkowo planuje że na moich rowerach będzie jeździła też moja narzeczona więc pół platforma pół SPD będą jak w sam raz.
Także plany na ten rok są, jak będzie z realizacją to się jeszcze zobaczy, puki co muszę na te wszystkie plany zarobić i jakoś to wszystko ogarnąć bo dzieje się dużo, coraz to nowe wyzwania odrywają mnie od starych przyzwyczajeń. Najlepszym przykładem jest ten blog bo od ostatniego wpisu minęło około 4 miesięcy, a co za tym idzie szmat czasu, 8 mas krytycznych(z czego byłem może na 4), święta, szkoła, praca i co najważniejsze zaręczyny z moją ukochaną, blog o tym wszystkim milczał i prawdopodobnie takie długie dni posuchy informacyjnej będą się zdarzały częściej bo niestety nie ma czasu już na beztroskie godziny spędzone przy komputerze, teraz komputer służy mi do pracy i wracając do domu zajrzę jeszcze na fejsa, przejrzę blogi obok, by wiedzieć co się na świecie dzieje i staram się spędzić możliwie jak najwięcej czasu z moją drugą połówką.
Czas niby ten sam co kiedyś, a jednak mniej go jest i pędzi coraz szybciej, nie zwalnia już nawet na chwilę. Chwila staje się momentem, moment po chwili znika. Niegdyś te chwile zatrzymywałem na matrycy aparatu, teraz i na to nie mam czasu, ani chęci. Bo jak pomyślę że mogłem wyjść z domu, tylko po to by zrobić parę fotek gdziekolwiek, przypadkiem, tak o żeby były. Żeby zatrzymywały w czasie obiekty, ludzi i przyrodę, to aż mi trochę smutno, że nawet nie odczuwam braku aparatu, który leży w Gliwicach, niby miało być na chwilę, ale w sumie nie używam, więc został na dłużej bo przynajmniej jest używany i nie łapie kurzu.
Zmieniłem się, nie wiem czy na dobre czy na złe to zweryfikuje czas i życie. Mam nadzieję że wrócę kiedyś do niektórych rzeczy które kiedyś mnie tak cieszyły, na które teraz zwyczajnie nie mam czasu czy ochoty. Między innymi po to powstał ten blog, żeby pamiętać. By przypomnieć sobie przeszłość i wpleść ją w teraźniejszość po to by znów poczuć jak czas się cofa. Wspomnienia, to to co daje szczęście gdy przytłacza teraźniejszość.
Wiem że marudzę, ale też i w takim celu zakładałem tego bloga, mam nadzieję że rok 2013 będzie rokiem godnym zapamiętania, zapisania oraz że uda się zrealizować choć część planów.

Pozdro
Janek