sobota, 12 stycznia 2013

Pierwsza w tym roku Zabrzańska Masa Krytyczna

Bo jest taki jeden dzień w miesiącu, taki jeden jedyny, w którym mimo ostatniego zakręconego okrutnie czasu wsiadam na rower. Jest to Zabrzańska Masa Krytyczna, na którą jeżdżę od początku jej istnienia i nie opuściłem jeszcze ani jednej jak dotąd. Po prostu rowerowo-okoliczny patriotyzm mi na to nie pozwala.
Ale od początku.
Szybki przejazd do Gliwic samochodem odwieść Agę do na jej włości i jednocześnie przytargać aparat do Zabrza, po drodze szybkie rozpoznanie, kto jedzie i tu zaskoczenie, Serafin jest uziemiony w pracy, Kubush chory, na szczęście Piernik jechał, Skuda też nie zabrakło. Gdy już dojechałem do domu okazało się że już 17:00 a na 17:15 zazwyczaj się umawiamy na wspólny trip do centrum. Szybko wysiadam zabieram aparat i słyszę głos Taty, odśnież te chodniki w końcu, więc w tak zwanym między czasie, łopata w dłoń i dwa chodniki ogarnięte w czasie poniżej 5 min. Gdy śnieg już się nie panoszył na chodnikach, ruszyłem się przebrać i biegnę do roweru, oczywiście przez miesiąc niejeżdżenia powietrze uszło mi z tylnego koła, przez nieszczelny wentyl (albo się napatoczyła dziura jakaś). Po szybkim pompowaniu ruszyłem do czekającej już na mnie ekipy i depnęliśmy do centrum na plac Wolności. Na placu o dziwo nie wiało pustkami, wręcz przeciwnie zaczynała się zbierać ekipa, trafiła się nawet rowerzystka z Mikołowa (Wielki szacun dla tej pani)
Ostatecznie ekipa liczyła 10 osób,



Krótko po 18:00 ruszyliśmy na podbój miasta, tym razem bez obstawy co w tą pogodę przyznam było cholernie niebezpieczne. W zeszłym roku mieliśmy dwa radiowozy i dziewięciu rowerzystów a teraz 10 rowerzystów i radiowozów brak. Szkoda bo bez Policji kierowcy traktują nas jak powietrze i nie mają zamiaru zwolnić nawet na chwilę...
Humory jednak dopisały i mimo nieprzychylnej pogody która urządziła nam powtórkę z zeszłego roku (czyli śnieżyce) nie zraziliśmy się i sunęliśmy przed siebie.
 Oczywiście baterie w aparacie nienaładowane, więc padły już na podjeździe na Mikulczyckiej. Na szczęście wygrzebałem zapas z torby i za rondem zrobiłem szybką podmianę.










Śnieg zaczął padać gdy ruszyła masa, skończyło sypać zaraz po tym jak dojechaliśmy na plac Wolności. I niech mi ktoś powie że tam na górze ktoś tym nie steruje :)


Po dojechaniu na plac Wolności wcieliłem się na chwilę w rolę Serafina ale mi darcie ryja do tłumu nie idzie tak dobrze niestety, głos ok, treść do dupy :)
Po zakończeniu masy ludzie porozjeżdżali się do domów a ja podjechałem na dworzec autobusowy czyli tzw Belkę. Tam spotkałem się z Agą i ruszyliśmy na plac Teatralny gdzie po raz kolejny rower wygrał z komunikacją miejską i mimo dwukrotnego zerwania sznurówki w glanie (która to wkręciła mi się w korbę), byłem na moim przystanku na Mikulach 5 min wcześniej niż Aga autobusem. Potem to już tylko szybki spacerek do domu i gorący prysznic.
Musze przyznać że strasznie brakowało mi roweru, bo pierwszy raz od dawna, obudziłem się wyspany i wypoczęty dnia następnego. Mimo że spałem dość krótko.
Jednak rower to jest to czego mi do życia potrzeba i nie ważne czy jeżdżę daleko czy blisko czy kręcę się w koło bez celu czy jadę z punktu A do B, ten wysiłek to najlepsze lekarstwo na wszystko.

A jeżeli jesteśmy już przy rowerze, to muszę się przyznać że zdobyłem kolejną cześć do Dextera(Wielkie dzięki Skud), więc nowy sezon zapowiada się nie tylko z nowym napędem. Suntuor czyli w pełni wyluzowany "amortyzator" zostanie zastąpiony Amortyzatorem przez duże "A".
Szanowni państwo oto jest Marzocchi Bomber Z1 drop off
Swoje lata ma już co prawda, ale podejrzewam że jeszcze nie jedno ze mną przejeździ :) Także do pełni szczęścia brakuje mi tylko blatów, tylnej przerzutki, kompletu linek i pancerzy, klocków i tylnej piasty. I możemy zaczynać demolkę (lub remont jak kto woli).
Udało mi się też dostać jedne z ostatnich dobrych grubych dętek z czasów kiedy nikogo waga nie obchodziła :)
Jednym słowem jak się uda to chyba będzie bardziej rowerowo w tym sezonie :)

Pozdrawiam
Janek

1 komentarz:

  1. Przejazd był rewelacyjny, prawdę mówiąc tym razem sypało jeszcze lepiej, niż rok temu. Na amorach (także tych przez duże "A") się nie znam za bardzo, ale po wyglądzie wnoszę, że to wyższa półka i do tego ładna czcionka, tako naszo oberślónsko.

    Dzięki za fory. Jest moc.

    OdpowiedzUsuń