poniedziałek, 24 stycznia 2011

Znowu to samo

Jedna szkoła się kończy następna zaczyna, tylko do cholery znów nie chcą otworzyć mojego kierunku. Kierunku rezerwowego który obrałem sobie jako alternatywę zamiast informatyki też nie chcą otworzyć. Kończą mi się pomysły, a technikiem weterynarii albo masażystą czy innym psychologiem nie bardzo chce zostać.
Studia raczej też odpadają, bo musiałbym jakieś egzaminy na wstępie pisać, czy inne coś, a znając życie nie zdam. Z resztą za głupi jestem na studia (i za mało piję :D)
Brakuje mi pomysłów.

środa, 19 stycznia 2011

I po obronie

Wczoraj i dziś miałem obronę technika, wczoraj teorie pisaną na kartce, a dziś praktykę dla odmiany pisaną z kartki na kartkę. I gdzie tu praktyka ?? ja jej tam nie widzę. Po tej batalii poszliśmy całą klasą, po raz ostatni, razem na after po egzaminie. Zawitaliśmy 12 osobową grupą w lokalu który miał z wyglądu przypominać irlandzki PUB. Zaraz po wejściu podszedł do nas szef lokalu i zapytał czy mamy ochotę bardziej zjeść czy bardziej porozmawiać, i się czegoś napić. Po egzaminach jedyną normalną rzeczą było się napić, (przy czym ja colę bo autem byłem, chociaż pewnie i tak bym nie pił) Usłużny pan zaprosił nas do baru bo on wraz kelnerem przesunie siedzenia i stoły tak byśmy się zmieścili i byli frontem do siebie. Po chwili zaprosił nas na kanapy (nie krzesła lecz kanapy i fotele, swoją drogą bardzo wygodne) i rozpytał o zamówienia. Gdy już wszystko było dostarczone rozpoczęła się debata na wszystkie możliwe tematy. Niestety tematy rowerowe były pomijane lub przytłaczane były przez temat wyższości samochodu nad rowerem, więc nie miałem za wiele do powiedzenia w temacie.
Tak przegadaliśmy bite 3 godziny, po czym rozjechaliśmy się, a ja zyskałem 2 pasażerów i bylem zmuszony jechać przez centrum w godzinach szczytu, co nie było przyjemne. Ale jakoś dowiozłem ludzi na miejsce i dojechałem cały do domu.
Podsumowując post napisany by się wyżyć, bo pogoda nie pozwala mi wyżyć się w sposób rowerowy.

piątek, 14 stycznia 2011

VI Zabrzańska Masa Krytyczna

Wczorajsza VI Zabrzańska Masa Krytyczna upłynęła (to dobre słowo :D)nam pod znakiem deszczu i kałuż, za to w dodatniej temperaturze, oscylującej w okolicach dziewiątej kreski, oraz gorącej atmosferze na masie.

Dzień upływał mi na szukaniu jak najbardziej optymistycznych prognoz pogody, które mimo moich starań optymistyczne nie były i zwiastowały opady w znacznych ilościach. Taki stan rzeczy nie nastrajał mnie optymistycznie do wypadu, bo jazda w deszczu jest średnio przyjemna. W okolicach południa napisał do mnie Kubush by sprawdzić czy aby się nie rozmyśliłem, i czy na pewno jadę na masę. Nie wiele później zgadałem się z Serafinem co do miejsca zbiórki, oraz godziny odjazdu do Kubusha. Ustaliliśmy godzinę 17:00 pod moim domem, by spokojnie dojechać do centrum i poczekać na resztę bikerów.
Na 15 min przed planowanym odjazdem, poszedłem do warsztatu sprawdzić faktyczny stan techniczny mojego roweru. W akompaniamencie Antyradia z starego bumboxa, który uruchamia się razem z oświetleniem warsztatu, przesmarowałem linki manetki i amortyzator, sprawdziłem ciśnienie w gumach i zbadałem stan ramy. Bo doszły mnie kiedyś słuchy, że aluminium nie lubi zimy i ma tendencje do pękania.
Po wszystkim wyzerowałem licznik, i włączyłem Sports-Trackera.
Za chwilę usłyszałem że pod moją bramą zbiera się rowerowa brać, w osobach Serafina i Rycha. Krótkie przywitanie i już mknęliśmy przez kałuże, te małe i te duże, oblewani wodą z nieba i z kolein, oraz przez wyprzedzające nas auta.
Tak oto "dopłynęliśmy" do Kubusha, który akurat wystawił rower. W tej już dość licznej, czteroosobowej ekipie (bo to w końcu połowa ostatniej masy) Pojechaliśmy na plac Wolności. Po chwili jednak postanowiliśmy się schronić w bardziej suchym miejscu, gdzie czekaliśmy na kolejnych uczestników masy.
 Po pewnym czasie zaczęli się zjeżdżać inni bikerzy, nie zabrakło nawet INDIego z dość odległego Mikołowa.
Punktualnie o 18:00 zebraliśmy się w 13 osobową ekipę do pamiątkowego zdjęcia "rodzinnego"

 Które nie wyszło jak zwykle :P
I ruszyliśmy w drogę. Niestety tym razem Panowie Policjanci nas zawiedli i nie przyjechali, za to my przy okazji przejechaliśmy koło ich komendy. Przejazd obył się bez większych problemów, no może nie licząc oblania mnie przez wyprzedzające nas auto.


 I tak wszyscy cali i (niekoniecznie z powodu chłodu) zdrowi, wróciliśmy na plac Wolności gdzie po chwili rozmyślania gdzie tu zrobić aftera, (bo na ognisko na hałdzie stanowczo za mokro) doszliśmy do wniosku że pojedziemy do Tukana jak ostatnio, niestety zaszła obawa że się nie zmieścimy, więc pojechaliśmy na kebaba. Zostawiliśmy rowery spięte przed sklepem i poszliśmy na herbatkę.
 Po w trakcie herbatki wpadli koledzy którzy zrezygnowali z herbatki, i powiedzieli że zostali spisani, na placu Wolności przez Policję.
Obyło się bez mandatów więc chyba nie mieli im za złe, ot tak praca.
Po herbatce pożegnaliśmy się i z Serafinem zaczęliśmy powrót do domu. Który tym razem trochę sobie przedłużyliśmy, bo skoro i tak jesteśmy już mokrzy a następna jazda jest w planach dopiero za 2 tygodnie objechaliśmy osiedlowe uliczki, na których zalega jeszcze warstwa lodu. Po wszystkim pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy się do domów.
Tak oto miną mi drugi piątek stycznia.

Podro Janusz

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Wpadniecie ?

Już w ten piątek o godzinie 18 z placu Wolności startuje po raz kolejny Zabrzańska masa krytyczna. Serdecznie zapraszam :D

piątek, 7 stycznia 2011

Gliwicka masa krytyczna

"WITAM NA PIERWSZEJ GLIWICKIEJ MASIE KRYTYCZNEJ !!! ...w tym roku :P" Tak zaczęła się XXII Gliwicka Masa Krytyczna, na którą dane było mi przyjechać.
Wyjechałem z domu koło 16:40 by mieć zapas czasu i dojechać spokojnie do Kubusha na 17:00. Niestety tym razem musiałem przeprawiać się przez kałuże sam, ponieważ Serafina zmogła choroba. W takim jednoosobowym składzie dojechałem do pierwszego dzisiaj celu trochę za wcześnie. Po chwili rozmowy jechaliśmy z Kubą w kierunku Gliwic. Droga upłynęła nam bez przygód, nie licząc parujących okularów i wszechobecnej wilgoci.
Na placu Krakowskim było już wielu rowerzystów z Ojcem Dyrektorem na czele, humory dopisywały oraz atmosfera była gorąca jak w lato (mimo 4 stopni Celsjusza).

Po "krótkim" przemówieniu  oraz odpaleniu symbolicznych fajerwerków, dla uczczenia nowego roku i sezonu rowerowego, wyruszyliśmy w rejs po Gliwickich ulicach. Niestety przed przejazdem zdjąłem rękawiczki by trzymać wygodniej aparat, to był mój błąd. W połowie przejazdu traciłem czucie w małych palcach u rąk. Na szczęście atmosfera była na tyle ciepła że reszta palców jakoś to zniosła, co nie zmienia faktu że fotki z przejazdu urywają się w połowie bo palce odmawiały posłuszeństwa.



Po drodze dołączył do nas audiobiker który rozgrzewał i nakręcał nas muzą wydobywającą się głośników
 Przejazd upływał nam na rozmowach, żartach oraz świetnej zabawie. Po przejeździe wróciliśmy w miejsce z którego wystartowaliśmy i pojechaliśmy na after. Jak się okazuje nawet tak agresywny i cholernie głośny bieżnik jak mój, nie daje raty uciągnąć mojego cielska w pokrytym warstwą lodu, kopnym i zmrożonym śniegu pod górkę. Więc na trybuny stadionu musiałem rower wprowadzić.
Po tym jak zdobyliśmy trybuny, zaczęło się rozpalanie afterowego ogniska. Gdy zjechała się reszta ekipy która nawiedziła jeszcze pobliski supermarket, ognisko już płonęło.


 Więc nie pozostało nic, prócz pieczenia kiełbasek i rozprawiania o sprawach dziwnych i nietypowych, wędząc się w dymie o zapachu grillowanej kiełbaski.
Kiełbaski się skończyły, napoje zostały wypite, rowery zarosły warstewką lodu i do tego zaczęło padać. To znak że czas się zbierać. Koło 22:00 zaczęliśmy się zbierać. Pożegnania trwały pół godziny, w końcu w deszczu padającym z góry, z dołu i czasami z boku gdy przejechało auto, dopłynęliśmy do Zabrza gdzie rozstałem się z ekipą i popłynąłem już sam, przez strumienie płynące ulicami, po drodze złapałem tunel aerodynamiczny za jakimś wozem który ledwie widziałem przez ubłocone i zaparowane okulary. Tak dojechałem do ostatniego mostu na Mikulczyckiej i dalej już sam wróciłem do domu.
Tak oto minął mi Piątek w Gliwicach
Pozdro

wtorek, 4 stycznia 2011

Czas trochę pozmieniać

Zima trzyma (niestety) ale spoko już nie długo wiosna (tak wiem że środek zimy mamy) :D Na moim blogu wiosna już zawitała i mam nadzieję że patrząc na niego poczujecie się bardziej wiosennie :D Zima jest dobra ale mogła by trwać tylko miesiąc góra półtora. Kto jest ZA nadejściem wiosny niech podniesie rękę, kto jest przeciw niech siedzi cicho, kto się wstrzymał niech ... weźmie coś na przeczyszczenie i podniesie rękę :D
I tak zostawiam was w tej wiosennej atmosferze, do zobaczenia na Gliwickiej masie krytycznej w ten piątek.
Pozdro

sobota, 1 stycznia 2011

Mamy 2011 rok

Jako że godzinę temu nadszedł nowy 2011 rok, chciałbym wam wszystkim życzyć wszystkiego co najlepsze. Dużo zdrowia oraz szczęścia bo mając zdrowie i szczęście pieniądze przyjdą same :P więc nie muszę ich życzyć :D
Niech ten rok będzie dla wszystkich lepszy od poprzedniego, bo nawet jeżeli poprzedni rok był dobry, to ten może być wspaniały. I tego właśnie wam wszystkim życzę :D