Wyjechałem z domu koło 16:40 by mieć zapas czasu i dojechać spokojnie do Kubusha na 17:00. Niestety tym razem musiałem przeprawiać się przez kałuże sam, ponieważ Serafina zmogła choroba. W takim jednoosobowym składzie dojechałem do pierwszego dzisiaj celu trochę za wcześnie. Po chwili rozmowy jechaliśmy z Kubą w kierunku Gliwic. Droga upłynęła nam bez przygód, nie licząc parujących okularów i wszechobecnej wilgoci.
Na placu Krakowskim było już wielu rowerzystów z Ojcem Dyrektorem na czele, humory dopisywały oraz atmosfera była gorąca jak w lato (mimo 4 stopni Celsjusza).
Po "krótkim" przemówieniu oraz odpaleniu symbolicznych fajerwerków, dla uczczenia nowego roku i sezonu rowerowego, wyruszyliśmy w rejs po Gliwickich ulicach. Niestety przed przejazdem zdjąłem rękawiczki by trzymać wygodniej aparat, to był mój błąd. W połowie przejazdu traciłem czucie w małych palcach u rąk. Na szczęście atmosfera była na tyle ciepła że reszta palców jakoś to zniosła, co nie zmienia faktu że fotki z przejazdu urywają się w połowie bo palce odmawiały posłuszeństwa.
Po drodze dołączył do nas audiobiker który rozgrzewał i nakręcał nas muzą wydobywającą się głośników |
Po tym jak zdobyliśmy trybuny, zaczęło się rozpalanie afterowego ogniska. Gdy zjechała się reszta ekipy która nawiedziła jeszcze pobliski supermarket, ognisko już płonęło.
Więc nie pozostało nic, prócz pieczenia kiełbasek i rozprawiania o sprawach dziwnych i nietypowych, wędząc się w dymie o zapachu grillowanej kiełbaski.
Kiełbaski się skończyły, napoje zostały wypite, rowery zarosły warstewką lodu i do tego zaczęło padać. To znak że czas się zbierać. Koło 22:00 zaczęliśmy się zbierać. Pożegnania trwały pół godziny, w końcu w deszczu padającym z góry, z dołu i czasami z boku gdy przejechało auto, dopłynęliśmy do Zabrza gdzie rozstałem się z ekipą i popłynąłem już sam, przez strumienie płynące ulicami, po drodze złapałem tunel aerodynamiczny za jakimś wozem który ledwie widziałem przez ubłocone i zaparowane okulary. Tak dojechałem do ostatniego mostu na Mikulczyckiej i dalej już sam wróciłem do domu.
Tak oto minął mi Piątek w Gliwicach
Pozdro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz