poniedziałek, 24 maja 2010

Silver submarine

Wczoraj po wybudowaniu pawilonu dostałem telefon od Serafina, że trzeba by się było gdzieś wybrać skorzystać z pogody. Najpierw wybraliśmy  się pod szyb Maciej by napełnić bidony, następnie zwiedzaliśmy parki w  okolicy.
Pewnie spytacie dlaczego taki tytuł ?? a dla  tego że mój rower przeszedł pierwsze prawdziwe wodowanie, a właściwie ściekowanie. Jadąc przez park wzdłuż ścieku nazywanego Bytomką, natrafiliśmy na kałuże na ścieżce, pozostałość po niedawnej powodzi, Serafin się zatrzymał a mnie trochę poniosło, bo to w końcu tylko kałuża ... prawda ?? Otóż nie, to nie była zwykła kałuża to ścieżka w tym miejscu opada i się woda nalała. Ruszyłem, jadę najpierw musnąłem butami wodę ale to nic nowego bo mam nisko  zawieszone pedały ale w miarę jechania zanurzenie się zwiększało, zatrzymało się na wysokości bidonu i kolan, ale parłem dalej bo jak się zatrzymam to będę  bardziej mokry,  przebrnąłem przez ten ściek wylałem wodę z butów, wykręciłem skarpetki i pojechaliśmy dalej gdzieś wypocząć w parku.
Na zakończenie dnia wymyłem porządnie rower tym razem już normalnie wodą z ludwikiem i szczotką ,dokładnie wypucowałem każdą część i poszedłem spać hmm myć rower 4 godziny bezcenne. Odkryłem także że mam delikatnie uszkodzoną tylną oponę na boku jednej z nich jest przetarcie sięgające włókien, widocznie jakiś kamień mnie uderzył.

niedziela, 23 maja 2010

Pawilon nr. 2 i test eneloopów

Dziś  zapowiadał się w miarę ciepły dzień a co za tym idzie trzeba postawić pawilon ogrodowy ale tym razem zamiast kupować 5 razy do roku nowe pawilony które rozpadają się po silniejszej burzy pokusiłem się (a właściwie rodzice) o kupno nieco droższego metalowego domku. Oczywiście skręcanie przypadło technikowi od spraw beznadziejnych czyli mnie :D.











Musze  przyznać że całkiem ładnie wyszło :D
A co do eneloopów dziś po raz drugi w swojej karierze powiedziały dość :D
Wystarczyła masa  krytyczna a na niej koło 100 fotek i kilka  filmów, następnego dnia  aparat zrobił 20 fotek i film 20 minutowy na imprezie, a dziś aparat przekazałem w ręce siostry by uwieczniła me zmagania  z pawilonem, i zaznaczyłem żeby pstrykała ile wlezie na kartę albo do wyczerpania akumulatorów, to drugie padło jako pierwsze . Siostra zrobiła w sumie 332 zdjęcia po czym aparat kazał wymienić baterie.
Tak więc muszę przyznać że enelopy są warte swojej ceny i wytrzymują dużo więcej niż wszystkie akumulatory jakie  miałem do tej pory teraz zastanawiam się nad kupnem kolejnych 7 eneloopów do oświetlenia roweru.

sobota, 22 maja 2010

Bytomska masa krytyczna

Wczorajszy dzień miną mi pod znakiem przygotowania do wyjazdu na Bytomską masę krytyczną, ale pogoda nie nastrajała optymistycznie, burzowe chmury zaczęły ciemnieć, nadlatywały z wszech stron z czasem zaczynało trochę błyskać i grzmieć. Tak więc na zaprzyjaźnionym portalu obserwowałem jak rozwija się sytuacja burzowa, i tak jak myślałem ilość burz wzrastała co nie nastrajało mnie optymistycznie do wyjazdu.
Front burzowy??? eee tam chmurka
Po chwili przyjechał Serafin i motywował mnie do wyjazdu, a chmury wręcz odwrotnie. Ale w końcu wyjechaliśmy na miejsce, w którym mieli przejeżdżać masowicze z Gliwic. Po dotarciu na miejsce 30 min przed czasem, zaczęliśmy wypatrywać peletonu. Po pewnym czasie wyczailiśmy troje ludzi jadących z Gliwic. Szybkim skokiem dołączyliśmy się do peletonu, razem już w piątkę jechaliśmy na BMK, wzbudzając zainteresowanie gapiów i wściekłości ludzi w blaszakach (samochodach) których wyprzedzaliśmy z gracją prawą stroną.
Po dojeździe na Bytomski rynek zostaliśmy miło przywitani przez tubylców. Po chwili dojechał do nas Daniel.
Za moment zebraliśmy się do pamiątkowego zdjęcia, z rowerami nad głowami :D
No i zaczęło się. Pojechaliśmy pod eskortą karetki
Dołączamy do tubylców

Zbieramy się

Gadamy :D

No to w drogę

objeżdżamy rynek

Strzałka każe więc skręcamy

Czerwone i mamy pojechane :D

Nie lubię tego znaku

Ograniczenie do 20km/h i żaden kierowca nie pojedzie szybciej :D

W oddali karetka asekurująca

Jak widać pozytywnie i wesoło

Młodzież się nie poddawała mimo upadków i tak chłopaki parli do przodu

Masa jest okazją do poznania nowych ludzi i miłej rozmowy podczas jazdy

Fotka z cyklu bądź widoczny, odblaski spełniają swoje zadanie

Czyżby chłopaki opadli z sił ??

After:D

Objeżdżaliśmy pół miasta, prędkość była hmmm dostosowana do najwolniejszych uczestników, czyli koło 10km/h w porywach 15km/h z górki. Można powiedzieć miła wycieczka w bardzo miłej atmosferze na biegu defiladowym, co skutkowało przyblokowaniem ruchu, ale zgodnie z zasadą "My nie blokujemy ruchu, my jesteśmy ruchem". Tak więc to rowerzyści dla odmiany dyktowali warunki na drodze. No i oczywiście tak jak w Gliwicach to poczucie bezpieczeństwa podczas jazdy. Bezcenne.
Powrót z masy też sprawił nam masę frajdy, bo wracaliśmy przez las a dodać trzeba że już powoli się ściemniało i do tego, musieliśmy nadrobić trochę drogi ponieważ dotychczasowa ścieżka na której była kałuża, zupełnie zniknęła pod stawem który przybrał trochę przez ostatnie opady.
No to rura do domu

Że tak zacytuje z filmu RRRrrrr "ZARAZ BĘDZIE CIEMNO!!!"

Niestety tu się fotki z ciemnego lasu się kończą bo trzeba było trzymać kierownicę :D
Streszczę to tak, najpierw podjazdy, potem zjazd, przejazd przez hałdę, jazda przez błoto i spore kałuże a pod koniec wyprzedziłem nasz peleton i dałem się ponieść tzn rozpędziłem się na ostatnich baaardzo zabłoconych zakrętach, co mało nie spowodowało OTB (Gleby). No cóż jestem wariat, nic nie widząc (no prawie nic) pędząc przez zakręty, błoto, i wszystko co tam leżało. Rzucało mną na wszystkie strony jak nie tył spieprzał, to przód uciekał albo obydwa koła na raz. Jazda była przednia strumienie błota i wody ochlapały rower no i oczywiście mnie też nie oszczędziły, ostatnia prosta, już na asfalcie kolejna ostra jazda bez trzymanki, znowu próbowaliśmy pobić rekord prędkości, ale na ubłoconym rowerze z mokrymi hamulcami było to troszkę niebezpieczne, zaświeciła mi się w głowie czerwona lampka stop, wiec wynik jazdy 52.66km/h.
To światełko w oddali to albo rozpędzający właśnie Serafin albo Daniel trudno stwierdzić ciemno było :D
Już na pętli autobusowej w rokitnicy
Oczywiście większość naszych wizyt na Rokitnicy kończy się skorzystaniem z ichniejszej myjni samoobsługowej.
Co też niniejszym uczyniliśmy.
Tak ten wjazd z poślizgiem zostawił ślad na posadzce

Chyba będę musiał pomyśleć o stopce


Błoto, błoto, błota dużo w lasach jest (a na rowerze jeszcze więcej)

Niestudzone lampki nawet w obliczu błota oraz czekającego je mycia Kercherem nie przestają nas zabezpieczać swoim miganiem

Linki były kiedyś białe i czarne a teraz brudne albo brudniejsze

Jak widać błoto rzuciło mi się na twarz

Tak wiem piasty i inne łożyska wody nie lubią

Ale błota też nie lubią więc gorąca kąpiel jest mniejszym złem
Jazda była zacna ale już pora się pożegnać i wracać do domu. Tyle że ścieżka rowerowa nie posiada oświetlenia, a nasze też nie chciało za bardzo współpracować. Serafinowi padły baterie a ja mam tak wyprofilowaną kierownicę, że lampka może robić za światło pozycyjne ale nie będzie oświetlać drogi przede mną.
Ciemno było to sobie flaszem oświetlałem

I tak nic nie widziałem

Ale zabawa była przednia jechać na oślep byle przed siebie
Do zobaczenia gdzieś na trasie
Pozdro

środa, 19 maja 2010

Test

Dodawałem na blogu już instruktarze jak to i owo się rozbiera w rowerze. Jako że pogoda nie sprzyja siedzeniu przy rowerze, ani tym bardziej na rowerze. Postanowiłem napisać o czym innym,
a mianowicie test hybrydowych akumulatorków ENELOOP. Jako że to akumulatorki to test będzie ciągnięty tak długo jak będzie mi dane z nich korzystać. No to zaczynamy.
Może na początek, dlaczego napisałem "hybrydowych akumulatorków" otóż napisałem tak ponieważ producent którym jest firma SANYO, zachwala swój produkt jako połączenie zalet akumulatorków oraz baterii alkalicznych.
Akumulatorki kupiłem około 5 może 6 dni temu, w M1. Przeglądając oferty sklepów tam ulokowanych w poszukiwaniu jakichś tanich akumulatorków, które mogły by zastąpić moje wysłużone GP 2300mAh (wysłużyły około 12 miesięcy) czymś świeżym. Nie miałem jakiegoś konkretnego pomysłu na markę tudzież model czy pojemność, chociaż patrząc na półkę w realu przychylniejszym okiem patrzyłem na GP bo mam z nimi  dobre doświadczenia, tyle że akumulatory nie mają u mnie łatwego życia, ciągłe doładowywanie by  były w każdej chwili gotowe do działania, oraz brak poprawnego formatowania skutkuje ich szybkim zajechaniem.
Chodząc po Media Mark natrafiłem na ogniwa Eneloop, rzucające się w oczy swoim niezwykle prostym wyglądem, brakiem jakichkolwiek wodotrysków stylistycznych.
  Tak, są białe a właściwie jest to perła lekko metalizowana z niebieskim napisem wyglądającym jak anodowane aluminium. Poza tym brak wielkiego wyeksponowania pojemności w której prześcigają się producenci akumulatorków.
Ale nie  tylko wygląd zwrócił moją uwagę biorąc do reki opakowanie wydały mi się bardzo lekkie ale to może być moje odczucie spowodowane kolorem. W Media Markt wpadła mi w oko także cena ponad 50zł za dwa akumulatorki na których nie ma wyeksponowanej olbrzymiej pojemności ?? to wręcz dziwne. Gdy chwilę na nie popatrzyłem przypomniały mi się artykuły na Elektrodzie oraz Gadżetomanii o akumulatorkach w zupełnie nowej technologii, która miała zrewolucjonizować dotychczasowe spojrzenie na akumulatory. Marka pasuje, cena też dziwnie wysoka, żadnych oznaczeń pojemności. Byłem prawie pewien że to te wypasione akumulatorki, mające namieszać na rynku rok temu. Pokusa wielka, ale ta cena hmm za dwa akumulatorki ponad 50 zł za dużo. Na szczęście wewnętrzny skąpiec przypomniał mi że nieopodal jest Fotojoker w którym zawsze kupuje akumulatory i karty micoSD a ostatnio także aparat, spytacie dlaczego?? Otóż z prostych przyczyn. Tam jest przede wszystkim dużo taniej, mało tego jest tam kompetentna obsługa która doradzi i wyjaśni dlaczego to takie drogie, po prostu dbają o klienta.
Wracając do tematu idę do Fotojokera pytam o Eneloopy tudzież inne temu podobne i co słyszę ?? proszę bardzo 9,99 za sztukę, od razu mi ulżyło bo na to mój wewnętrzny skąpiec już pozwoli. Na moje pytanie "co może mi pani o tych bateriach powiedzieć" słyszę pozytywy i zapewnienia ze na prawdę opłaca się wziąć te akumulatory jednocześnie pokazuje mi tańsze GP 8,99 i tu moje zdziwko bo pani powiedziała że firma GP skopiowała pomysł od Sanyo, więc w mojej głowie narodziło się stwierdzenie, "skoro tak zacna firma jak GP kopiuje ta technologię to musi w niej coś być". Biorę wiec te Eneloopy, odrzekłem.
Wróciłem do domu, pakuje je do aparatu i co ?? to hybryda więc nie trzeba się martwić o formatowanie a nawet o pierwsze ładowanie. Po włożeniu  do aparatu są od razu gotowe do akcji. To mi się podoba myślę. Pierwsze próby uruchamiam lampę zapodaje na pełną moc by sprawdzić po ilu "strzałach" zacznie mrugać ikonka baterii.
GP po pełnym formatowaniu miały dość po 4 max 5 strzałach a pod koniec ich żywota nawet po 2. A tu moje pierwsze zdziwienie baterie kupione prosto ze sklepu po 29 fotkach z fashem na pełnym wymuszonym błysku nie wykazują zmęczenia, ale ja jako że łaziłem cały dzień, wykazuje pewne oznaki wyczerpania więc poszedłem spać. Następnego dnia miałem szkołę ale po szkole trafił się rower, więc fotek było trochę, za zwyczaj musiałem doładowywać po wypadach na rower, a tu nic, mało tego warunki jak na aparat były fatalne, piździało jak w kieleckiem
Następnego dnia też fociłem ale tylko trochę mniej. Następnie poniedziałek idę do szkoły zaopiekować się kompami, ale jako że lało i wylewało, ogólnie powodziowo było, fociłem ile wlezie fociłem, filmowałem a to wszystko w warunkach ekstremalnych dla aparatu i akumulatorów tzn wilgotność powietrza 100% woda z nieba w dużych ilościach zalewająca obiektyw i ekran oraz silny wiatr potęgujący przenikliwe zimno i wnikający w szczeliny aparatu w sumie aparat był cały dzień w użyciu, zoom pracował bez przerwy (Serafin wie jaki silnik porusza mój obiektyw. Dla nie wtajemniczonych ... duży :D).
Wnioski  po poniedziałku ?? żadnego zużycia :D
Wtorek patrol z Serafinem, focenie czego popadnie, fotek było mniej, warunki mniej ekstremalne ale i tak było mokro, zimno i nieprzyjemnie
Wnioski po wtorku ?? żadnego widocznego zużycia :D
Dziś, znowu do szkoły, fociłem zmiany stanu  wody do tego parę fotek w szkole, ale bawiłem się ustawieniami, tak więc sporo fotek nieudanych usuniętych i sporo flasha.
Dzisiejsze wnioski ?? po 80 fotkach dzisiaj z czego 20 z flashem, bateria zaczęła ostrzegać że już dużo nie popracuje. W GP oznaczało to zazwyczaj jeszcze 20 fotek a gdy aparat błagał o zmianę baterii to po chwili odpoczynku jeszcze 5 fotek robił.
Eneloopy są inne, aparat wskazuje rychły koniec baterii w szkole, tak więc zrobiłem jeszcze 5 fotek w szkole na migającej baterii, oraz jakieś 8 w domu aż całkowicie baterie powiedziały dość.
Te 6 dni zarzynania pokazało co te dwa małe cuda potrafią, dziś włożyłem je do ładowarki jutro mam zamiar dalej focić więc zobaczymy jak zachowują się po12 godzinach ładowania.
Na zakończenie jestem skłonny powiedzieć jeżeli wybrałbym się w tym roku na 2  tygodniowe wakacje nad morze, zabrał bym ze sobą 4 komplety Eneloopów czyli 8 baterii, to nie musiałbym ze sobą zabierać ładowarki. Mało tego jeżeli wierzyć zapewnieniom producenta  to zacznę kupować te baterie do latarek pilotów i zegarków, w ten sposób mogę oszczędzić na zwykłych bateriach sporo kasy mało tego mogę zapomnieć o kupowaniu jakiegokolwiek pakietu baterii na następne parę lat  ponieważ jak pisze producent akumulatorki mają znikomą tendencje do samo rozładowywania, co do tej pory było zaletą tylko i wyłącznie baterii alkalicznych.

wtorek, 18 maja 2010

Wielka woda z nieba

Tak jak podałem w poście ostrzegawczym, tak też się stało. Leje, zalewa, rozlewa i ogólnie mokro jest. Mała rzeczka czyt. Potok Rokitnicki z małej nie szerszej niż 1 m i nie głębsza niż 30cm rzeczki, zrobiła się szeroka, wielka, rwąca rzeka, mierząca miejscami 20 m szerokości i ze 4 metry głębokości do tego pola przez które chodziłem czasami do szkoły, stały się wielkimi jeziorami i co gorsza nadal się powiększają. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, teraz już wiem jak kiedyś wyglądał zalew koło nieistniejącego już młyna, obok byłej gorzelni :D. Ogólnie masa stawów powstała, do tego nowa kanalizacja zawiodła na ulicy Wawrzyńca, gdzie wywaliło parę gulików. Ale co ja będę pisał, obejrzyjcie sobie pokaz slajdów i spróbujcie zgadnąć gdzie te zdjęcia i filmy zostały zrobione.
Jak by ktoś sobie nie radził to wystarczy kliknąć w pokaz slajdów, do każdego zdjęcia dodałem geotag dzięki czemu łatwiej będzie wam odnaleźć miejsca wykonania zdjęcia.





Tak nawiasem to jest mój setny post miała być pompa i wogule fajerwerki a wyszło zwykłe lanie wody że tak powiem.

Upgrade: Dodałem kolejne fotki do pokazu slajdów i pogrzebałem w kodzie pokazu żeby powiększyć fotki do jakiegoś rozmiaru na którym już coś widać
Miłego oglądania
Pozdro

sobota, 15 maja 2010

Może się trochę popadać

Opady - Stopień 3: deszcz >70 mm /24 h LUB śnieg >30cm /24h (>15 cm /12h)


W ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin potężny układ niżowy z silnymi opadami deszczu znajdzie się m.in. nad południową i południowo - wschodnią Polską. Prognozowane są intensywne opady o charakterze ciągłym przez dłuższy okres czasu. Ich wydajność będzie osiągać na obszarze objętym trzecim stopniem ostrzeżenia ok. 70 - 90 mm / 24 h. W górach i na terenach podgórskich opady mogą być jeszcze silniejsze. Niewykluczone dodatkowo bardzo silne, krótkotrwałe opady konwekcyjne i burze.

środa, 12 maja 2010

Pojechane

Wczorajszy dzień upłyną mi całkiem ciekawie i z niespodziankami. Zaczęło się od tego że stawiałem pawilon ogrodowy, z tylko sobie znanymi usprawnieniami, zaraz potem nakleiłem naklejkę na rower, informującą o tym, że mój rower jest zarejestrowany w bazie rowerów.
Co uwieczniłem na niniejszym zdjęciu
Potem dostałem telefon od kumpla z bloga obok że szykuje się wyprawa do Rokitnicy oraz uroczyste przekazanie Danielowi z blogu obok, naklejki z bazy rowerów.
Po chwili przygotowania wyruszyliśmy w drogę, po drodze nabyłem droga kupna bidon marki BETO(n).
Jadąc dalej rozkoszowałem dźwiękiem nie wyregulowanego hamulca z tyłu i znowu wpadłbym na płot lub słup na których to ostatnio zostawiłem kawałek lakieru.
Po przejechaniu naszej pięknej ścieżki rowerowej postanowiliśmy pojeździć trochę po dzielni bo byliśmy przed czasem.
Serafin wpadł na pomysł by znowu spróbować pobić rekord prędkości co niniejszym uczyniliśmy.
A oto i jest nowy rekord do pobicia
Po chwili dobrej zabawy okazało się że niebo się wkurzyło co wyraziło, błyskawicami, grzmotami i oberwaniem chmury, ale nie przejęliśmy się tym i podjechaliśmy pod były CPN z którego ostał się właściwie sam dach, ale tylko on nam był do szczęścia potrzebny. Jako że każdy z nas był wyposażony w kurtkę przeciw deszczową to szybko się w to to ubraliśmy i pojechaliśmy dalej na spotkanie z Danielem . Dojechaliśmy co do minuty. Po chwili przywitania, komisyjnie została naklejona naklejka, po czym Daniel zabrał nas na dolomity, jechaliśmy przez rozkopane ulice i ulice po których spływało błoto więc czyści nie byliśmy, po chwili zajechaliśmy do lasu gdzie dogoniliśmy chmurę burzową. Przez las jechaliśmy dość szybko więc na podziwianie błota, piachu i innych uroków nie było wiele czasu, ale i tak było przyjemnie.





Tu próbowałem utrzymać kierunek jazdy ale jakoś mi rower pływał

Niestety za dobrze by było gdyby wszystko szło pomyślenie, podczas robienia ostatniej fotki, coś mną dziwnie zaczęło rzucać na boki i nie mogłem utrzymać żadnego toru jazdy, jako że koło było w trawie to nie zauważyłem że już prawie nie mam powietrza. Tak więc ogłaszam wszem i wobec że wczoraj trafiła mi się pierwsza pana w tym sezonie i w tym rowerze.
Naprawa szła całkiem sprawnie dzięki pomocy kolegów.
Ahhh ta presta zapomniałem zaworek odkręcić

No to dymamy dętkę :D

I to pytanie gdzie powietrze spieprza

No i teraz pytanie jak ten węzeł tam upakować

A oto jest mój sposób na załatanie dziury w dętce zawiązujemy dziada i szlus
Mariusz namierzył dziurę ja zawiązałem supeł na dętce i podpompowałem trochę oraz założyłem z grubsza oponę ale końcówka z racji na nietypowo założoną dętkę nie chciała wejść na miejsce w tym momencie z pomocą przyszedł Daniel i poratował moje obolałe kciuki wciskając resztę opony na miejsce. Dopompowałem dętkę do końca i zaczęliśmy wracać do domu. Po drodze dopompowałem jeszcze trochę koło w jakiejś wsi i przejechaliśmy na bardziej ruchliwa drogę gdzie wyprzedzający tir mało nas nie skasował. Po przyjechaniu na Rokitę postanowiliśmy umyć nasze rowery na miejscowej myjni samoobsługowej. Co poskutkowało odpadnięciem kolejnych dwóch odblasków od mojego roweru. tak wiec został mi jeden.
Może nie widać ale myję rowery

Oraz Daniela

Mycie rowerów zaowocowało także fotką "rodzinną"
Było miło
Niema to jak przygody na rowerze je zawsze się dobrze wspomina.
Do zobaczenia na trasie Pozdrower :D