sobota, 8 maja 2010

Rowerowo i kulturalnie


Od dawna straszyłem że pojadę na Gliwicka masę krytyczną i w końcu stało się, z nie zastąpionym przyjacielem z bloga obok pojechaliśmy na masę. Ale już na samym początku dostałem wielkiego smaila, bo dzień rozpoczęty bez TEM-2 to dzień stracony.

Jak się potem okazało temka na początku wyprawy, zawsze zwiastuje dobra zabawę albo rozliczne atrakcje i niespodzianki. Po kibicowaniu dwóm temkom próbującym ruszyć, pojechaliśmy inną trasą niż zwykłem jeździć do Gliwic. I już na wstępie trasa zaskoczyła mnie pozytywnie bo mijaliśmy piękną wieże  ciśnień.

Na masę przyjechaliśmy dużo wcześniej, zatrzymaliśmy się na placu krakowskim ale jako że jeszcze czasu było sporo pojechaliśmy się rozjeździć po okolicy, ale po chwili wróciliśmy i rowerów zaczęło przybywać.

Gdy zebrali się już wszyscy chętni do jazdy w wieku od 3 do 83 lat, odbyło się losowanie kasku i rozdawanie odblasków dla chętnych. 
Następnie cała masa rowerzystów wyruszyła w drogę w bardzo pozytywnej atmosferze. Jechał z nami także Audiobiker zapodający muzę z głośników na rowerze. Byłbym zapomniał zbieraliśmy też grosze. Groszy uzbierało się dwa worki :D które przekazaliśmy całą masą  do jednego z gliwickich domów dziecka. Jakie było zaskoczenie gdy 115 bikerów przetoczyło się przez teren obok domu dziecka :D Ale co ja będę pisał zobaczcie sami.


Więcej fotek jest tutaj
Impreza niesamowicie pozytywna i to poczucie bezpieczeństwa pośród setki innych rowerzystów, bezcenne.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy ale nas czekała jeszcze jedna atrakcja, albowiem na placu krakowskim rozstawił się teatr. Już na próbach słyszeliśmy ciekawy podkład i do tego dwa piękne wozy BMW  biorące czynny udział w przedstawieniu, to zmotywowało nas co zmiany planów i pozostania w Gliwicach dłużej. Masa skończyła się koło 20:00 a przedstawienie według ochroniarza miało zacząć się koło 21:30 więc coś trzeba było robić przez te półtora godziny. Jako że w Gliwicach atrakcję są wszędzie, to pojechaliśmy na pobliskie lotnisko by tam coś obfocić. 


Niestety baterie w aparacie miały inne plany i wysiadły co zaowocowało utratą kilku scen lądowania spadochroniarzy kaskaderów. Jako że baterie siadły, komary cięły niemiłosiernie, do tego robiło się cholernie zimno i powoli się ściemniało co potęgowało uczucie wszechogarniającego chłodu, postanowiliśmy pojechać na rynek po drodze nabyłem drogą kupna parę baterii GP w cenie 6,30 (rozbój w biały dzień). Pojeździliśmy chwilę po rynku i wróciliśmy na plac krakowski. Serafin siadł na ramie a ja spuściłem siodełko i siadłem na nim w ten sposób stworzyliśmy sobie dwa miejsca siedzące przy samej "scenie". W oczekiwaniu na spektakl zmieniłem akumulatory na baterie i oczekiwałem na rozpoczęcie. Temperatura koło 8 max 10 stopni chłodny wiatr co jakiś czas, niemiłosierna wilgoć w powietrzu aż czułem jak rosa na mnie osiada. Było już 10 min po zakładanym czasie i zaczynałem się zastanawiać czy opłaca się czekać. Na szczęście spektakl rozpoczął się 
I trwał bardzo długo


Co mogę o nim powiedzieć ?? że ja  chyba za głupi jestem na takie rzeczy bo nie czaiłem o co dokładnie chodziło dopiero w domu oglądając filmy mam pewne podejrzenia o co w tym biegało. Podczas spektaklu karta w aparacie powiedziała stop i nie pozwalała na swoją 2 gigową pamięć wgrać nic więcej. 
Po spektaklu światła na rower i wracamy, ale nie było łatwo bo przejmujące zimno i wilgoć wnikająca w kości skutecznie utrudniała wsiadanie na rower a co dopiero jazdę, wszystko dlatego że krótkie spodenki służące do szlajania się do plaży w 30 stopniowym upale, nie bardzo nadają się do jazdy okolicach godziny 23 w zimnie i wilgoci. 
Powrót odbył się głównymi ulicami z prędkością podróżna 30 km/h dało by się nawet szybciej ale zmęczenie i zimno nie pozwalało, za to ruch aż kusił by ruszyć nawet 50 i to środkiem ulicy bo na drogach było pusto, większość świateł już działało w trybie stent-by. Gdy wróciłem do domu zdążyłem jeszcze wziąć prysznic i obejrzeć z ojcem walkę Pudzianowskiego tak jak myślałem Pudzian wklepał przeciwnikowi ale nie miał ławo bo trwało to dwie rundy.
Na zakończenie dodam że prawy pedał w moim rowerze po 600 km powiedział dość dziś go rozkręciłem i okazało się że za cenę 26zł można dostać pedały w którym tylko jedno łożysko jest  wyposażone w smar.

Co ciekawe zasmarowane kulki miały kolor srebrny oczywiście pod czarnym smarem a te od suchej strony miały kolor złoty co widać na fotce u góry w wytłoczce. Czyżby ten złoty kolor i całkowity brak smaru oznaczał że mam do czynienia z  tytanowymi kulkami ??(żartowałem) Niestety składając złapała mnie burza więc skręcałem to ustrojstwo na szybko z dużą ilością smaru ale za mocno skręciłem i pedał stawia opór ale poprawie to chyba jutro, albo zostawię i się zetrze albo dotrze albo rozwali zupełnie co będzie skutkowało natychmiastowym kupieniem pedałów SPD na łożyskach maszynowych, bo kto to widział żebym ja musiał kulki po kolei wklejać do pedała bo chińczyki nawet nie dały łożysk w wiankach.

3 komentarze:

  1. Tradycyjnie nie ma mnie tam, gdzie dzieje się coś ciekawego. Postaram się nie opuścić czerwcowej Masy, bo przecież środkiem drogi przez Gliwice... całkowicie bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  2. A propos TEM2 - w piątek, ok. godz. 15:40 przez Mikulczyce przejechał najdłuższy skład kolejowy, jaki w życiu widziałem. Pociąg poruszał się z prędkością nie większą niż 10 km/h i skutecznie zablokował ruch zarówno w centrum Mikul, jak i sprowokował korek do 3/4 długości trasy do Rokitnicy. Uwaga! Skład miał 68 wagonów i jechał na zasadzie ciąg-pych. Co ważne wszystkie wagony wypełnione były po brzegi, zaś przednia lokomotywa dosłownie unosiła się nad torami przy każdym ruchu cylindrów w silniku. Pociąg wił się przez przejazd dokładnie 13 minut i był to typowy skład "międzydzielnicowy" tzn. gdy lokomotywa pchająca była w Mikulczycach, to ta, która cały skład z wielkim wysiłkiem ciągnęła, zapewne była już w Biskupicach albo na Bobrku. Innymi słowy: InterRegio.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to w takim razie widziałeś ten sam skład o którym mowa w poście :D

    OdpowiedzUsuń