środa, 20 października 2010

RedRock zdobyte

Do tej pory tylko słyszałem o tym miejscu i z dnia na dzień coraz bardziej mnie tam ciągnęło. Dziś w końcu za sprawą telefonu od Serafina, mogłem się wybrać w to magiczne miejsce.
Po drodze nie dało się nie zauważyć że jesień mamy już w pełni.
Przejechaliśmy przez Helenkę i przez wiecznie rozkopane Stolarzowice, i dojechaliśmy do Sportowej Doliny.
 No i oczywiście Nokia spłatała mi figla radio zablokowało się na kanale 3 polskiego radia i nie chciało się wyłączyć, jako że dziadostwa słuchać nie zamierzałem, ale zrestartować fona też nie mogłem bo miałem uruchomiony program do zapisu ścieżki GPS, no nic doprowadziłem do zawieszenia się radia i jechałem dalej :D


Po pewnym czasie dotarliśmy do tablicy obwieszczającej co następuje
Po chwili jazdy przez kałuże, błoto i inne obślizgłe rzeczy, dojechaliśmy na pierwszą miejscówkę.
 Na hałdę przyjechali też motocykliści, aż mnie korciło żeby poszaleć z nimi, no cóż silnika w rowerze nie mam więc nie miałbym z nimi szans.
Opuszczony budynek nieopodal, widać że ostatnio nawiedzili go ludzie z pistoletami do paintballa.
Korzystając z zacnego zoomu w jaki jest wyposażony mój aparat robiłem zdjęcia tego co nieopodal, ale za daleko by od tak podejść i obfocić np kopalnia srebra w TG

W końcu pojechaliśmy zwiedzać dalej


 Niesamowite miejsce, muszę tu jeszcze kiedyś wrócić.
 Ptaszki :D
 Stonehenge ?

Na koniec dopadliśmy bunkier lub ... coś co mogło kiedyś do czegoś służyć a dziś jest tylko betonowa dziura w ziemi.


  

 Oczywiście spenetrowaliśmy, niestety woda nas zatrzymała, co gorsza jak to bywa w tego typu podziemnych, zalanych konstrukcjach, brak powietrza, pamiętajcie nigdy nie wchodźcie w takie dziury bez obstawy bo możecie już nie wyjść po prostu. 3 wdechy i tracisz świadomość, kolejne 3 i już nie ma co ratować, na szczęście nam się udało, ale było czuć że im bliżej wody tym mniej powietrza. Czy nie było go tam wcale czy trochę go tam było nie wiem i nie chce wiedzieć.
Na dziś to tyle do zobaczenia gdzieś na szlaku, albo na następnej masie, jak kto woli.

sobota, 9 października 2010

III Zabrzańska masa krytyczna za nami

Wczoraj ruszyła już trzecia masa krytyczna w Zabrzu.



Myślę że masa weszła nam w krew, nam i panom policjantom ponieważ już 3 raz mieli coś przeciw. Nie do końca rozumiem dlaczego tak bardzo chcą zablokować tą imprezę, rozumiem obawy co do bezpieczeństwa, ale nie można przesadzać. Masa to nie kibole, nie będziemy miasta demolować przecież, a wręcz odwrotnie. Chcemy zwiększyć bezpieczeństwo na drogach. Gdy będziemy mieli ścieżki którymi będziemy mogli jeździć omijając ruchliwe arterie miasta, na pewno będzie mniej nerwowo na ulicach.
Ale spokojnie. Nie ma zakazu nie do obejścia, obeszliśmy też tą przeszkodę i pojechaliśmy, powiedzmy zgodnie z przepisami grupkami po 15 osób z 200m odstępem między nimi, niestety na mieście nie da się utrzymać takiego odstępu ani składu, ponieważ światła zmuszają do dobicia do poprzedzającej grupy. Wiem bo, nie chcąc się chwalić byłem "prowadzącym" drugiej grupy, chyba nie wyszło mi to za dobrze bo nie utrzymałem grupy za długo,  na początku było nas 15 osób a na końcu koło 7 może 8 i porozjeżdżali się ludzie do pierwszej i ostatniej grupy. Klimat na szczęście został zachowany i mimo przeciwności udało się doprowadzić masę do końca, a to oznacza że jako rowerzyści mamy w sobie "masę" chęci do wspólnego rowerowania.


Po masie pojechaliśmy na after. Pierwszy after na którym byłem, i nie zapomnę go bardzo długo. Jazda do lidla po prowiant, tu ukłony dla Daniela (Sponsora kiełbaski, tymbarka oraz bułki z makiem :D).
Następnie jazda na miejsce spotkania na hałdzie w Sośnicy, jazda w nocy przy około 2 stopniach, mrocznym lasem, ale za to w doborowym towarzystwie Serafina, Daniela i Aktywistów Gliwickiej masy razem ponad 10 osób. Jazda w koleinach i na piasku przy znikomej widoczności, uwielbiam takie eskapady.
Gdy dojechaliśmy na miejsce czekało na nas już miejsce na rozpalenie ogniska i oczywiście paliwo do niego.

Rozpalanie trochę trwało:


W trakcie tego rozpalania zjawili się kolejni afterowicze:
 Światła w oddali, UFO ? duchy ?
 Nie to następni masowicze.

Gdy już wszyscy byliśmy razem, czyli w około 16 osobowym składzie, zabraliśmy się za grilowanie, w ciepłej atmosferze masowego ogniska domowego. Pogaduchom nie było końca:



 
Wszystko co dobre szybko się kończy szczególnie jeśli musi się wcześnie wstać na drugi dzień na praktyki.
Tak więc pożegnaliśmy się z ekipą i poszliśmy po rowery.
 Rowery leżały nieopodal nas i zbierały wilgoć oraz zimno które oddały zaraz po wejściu na nie :D
Najedzony, zziębnięty i szczęśliwy wróciłem do domu wraz eskortą Kubusha, Serafina oraz Daniela.
Tak oto minęła mi trzecia Zabrzańska masa krytyczna, mam nadzieję że masa nie upadnie i będzie zrzeszać jeszcze większe ilości roweropozytywnych ludzi.
Pozdro

środa, 6 października 2010

Kolejna wymiana dętki

 Jako że nie mogłem wychodzić na powietrze z powodu infekcji gardła, każda okazja nawet tak prozaiczna jak dłubanie przy rowerze, jest dobra by się przewietrzyć.

Jak już kiedyś pisałem, chcę by z bloga tego można było się czegoś dowiedzieć i dla tego zacząłem kiedyś  opisywać proste czynności które można wykonać samu przy rowerze nie wysyłając specjalnie roweru do serwisu. Była już wymiana kasety, wymiana suportu, i chyba coś jeszcze.
Dziś przyszła pora na rzecz, tak prostą jak wymiana dętki. Niby proste, ale widziałem wiele tematów na forach internetowych, typu: "Jak wymienić dętkę" albo "zeszło mi powietrze, co mam robić?". Nie będę opisywał jak naprawić dętkę w niekonwencjonalny sposób typu węzeł na dętce w miejscu przebicia, ale też powinno być ciekawie, więc zapraszam.

 Dlaczego wymieniamy dętki?
Otóż czasem jadąc gdzieś w lesie, tudzież śmigając po mieście, rozkoszując się kunsztem artystycznym naszych drogowców, lub po prostu wyprowadzając rower z miejsca w którym go zazwyczaj trzymamy. Odkrywamy z wielkim zaskoczeniem (nie wiem jak wy ale ja zawsze jestem tym faktem bardzo zaskoczony) że powietrze które z wielkim trudem kiedyś, wtłoczyliśmy w koło a właściwie w dętkę, gdzieś się ulotniło i już nie utrzymuje pięknych krągłości opony i całego koła. Koło najczęściej wygląda wtedy tak:


 Przykry widok prawda ?? A gdy zostawiałem rower jego garażu jakiś tydzień temu, w tym kole było 6 atmosfer, teraz bez wyciągania ciśnieniomierza, mym fachowym okiem stwierdzam iż ... tu już żadna atmosfera się nie uchowała.
I co robimy w takim wypadku? Panikujemy ? Jak ktoś lubi albo nie ma dętki i musi na szybko gdzieś pojechać, to nagła panika jest jak najbardziej wskazana. Ale gdy już skończymy panikować i płakać nad flakiem, kapciem, gumą jak zwał tak zwał. Idziemy po dętkę którą mamy zawsze w zapasie, bądź łatki jeżeli takowe umiemy obsługiwać. Jeżeli nie mamy ani łatek ani dętek, bo myśleliśmy że mamy pancerne opony, biegniemy do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego i nabywamy drogą kupna, dętkę na wymianę i łatki do tego jeżeli czujemy taką potrzebę.
 Gdy wrócimy do domu z nowiutką, pachnącą gumą dętką, zabieramy się za demontaż koła, osoby posiadające koło mocowane zaciskiem zdejmują koło, reszta gania po klucz do kół i klnie pod nosem że go jeszcze nie zabrała męczymy się z rozpięciem hamulców(jeśli mamy V-brake albo podobne stwory trzymające uparcie koło) lub po prostu wyjmujemy koło jeżeli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami hamulców tarczowych (właściciele tarczówek hydraulicznych nie powinni wciskać hamulca przy zdjętym kole bo mogą mieć problem gdy tłoczki im wyjdą za daleko).
 Po zdjęciu koła spuszczamy resztki powietrza, jeśli się jeszcze jakieś tam uchowało i zaczynamy demontaż opony.
 Na samym początku odkręcamy nakrętkę, podtrzymującą wentyl u podstawy(oczywiście jeśli takową mamy).
Następnie naciskamy na miejsca kontaktu opony z felgą (lubią się czasem skleić i utrudnić życie) potem ciągniemy oponę w górę ta by wyszła ponad felgę, z przeciwnej strony wpychamy podstawę opony w felgę co dodatkowo ułatwi nam podniesienie jej u góry, gdy opona na górze będzie już luźna możemy ją zdjąć ciągnąc ją w bok tak by zeszła.
 Spytacie dlaczego ściągam całą oponę i wraz z nią dętkę ?? Otóż czasem jeżeli dętka nie jest pokryta talkiem, to przykleja się do opony i trudno ja wyjąć.
 Swoją drogą nikt nie powiedział że po zdjęciu opony będzie łatwiej ją odkleić, ale można się przynajmniej zaprzeć nogą.
 Po tej jakże ekscytującej i pracochłonnej czynności, możemy trochę odpocząć i napić się czegoś (najlepiej bezalkoholowego bo ostrość widzenia nam się jeszcze przyda)
Gdy mamy już dętkę i oponę rozdzieloną najlepiej jest wywrócić oponę na lewą stronę tak najłatwiej szuka się przyczyny ujścia powietrza, warto to zrobić, nawet jeśli wiemy że przyczyną tego ujścia był nie szczelny wentyl, (jak do tej pory mi się wydawało) lub tak zwany "Snake byte" czyli uszczypnięcie dętki i jej przedziurawienie w dwóch miejscach na raz przypominające wyglądem ugryzienie węża, spowodowane dobiciem opony do dętki np.: przez wjechanie na krawężnik lub stopień.
Obróconą na lewą stronę oponę oglądamy dokładnie i powoli, by nie przeoczyć przypadkiem takiego małego szczegółu:
 3mm pewnie jeszcze z dolomitów siedzi, chociaż nigdy nie wiadomo.
 Z zewnątrz praktycznie niewidoczne, wygląda jak kawałek błota
 TO małe to jak mniemam kolec akacji, do których nie mam szczęścia, bo to głównie one przebijają mi dętki. Akacja jest to drzewo które czai się na mnie, przy drogach, w lesie a nawet na nasypach kolejowych na których prędzej spodziewałbym się snake bita niż kolców jakichkolwiek ona (akacja)zaczai się wbije kolec i będzie powietrze spuszczała ot taka wredna bestia.
Gdy już wiemy że myliliśmy się co do źródła wycieku, po uprzednim wyjęciu dziadostwa spuszczającego powietrze czyścimy obręcz i oponę z syfu który się zbiera podczas jady (nie łudźcie się zawsze się zbiera).

Następnie wyjmujemy z opakowania naszą nowiutką dętkę made in China (lub łatamy starą dętkę) i wstępnie ją pompujemy, ale tylko na tyle by uzyskała swój naturalny kształt.
 W tym wypadku jest to akurat zawór typu presta i przed pompowaniem należy odkręcić nakrętkę zamykającą zawór na jego końcu.

Po przygotowaniu dętki nakładamy oponę jednym brzegiem na obręcz pamiętając o kierunku obrotu koła (jeżeli mamy opony z zaznaczoną strzałką w którym ma się ta opona obracać) i wsuwamy w powstałą szczelinę dętkę zaczynając od wentyla. Gdy cała dętka jest już wsadzona nakręcamy opcjonalną nakrętkę na wentyl (którą okręcamy przed samym założeniem dętki bo jak zrobimy to wcześniej na pewno gdzieś się zapodzieje) by nam nie uciekł podczas zakładania opony.



Gdy to już zrobimy jeszcze raz sprawdzamy czy nigdzie nam się dętka nie przekręciła, razie potrzeby układamy ją jeszcze raz.
Po tym zabiegu możemy zakładać drugą część opony, ja zaczynam najczęściej od wentyla by potem się z nim nie szarpać gdy na końcu opona nie będzie chciała wejść na miejsce.

Ta czynność może kosztować nas trochę siły i cierpliwości, więc napoje (w tym procentowe, bo już nie musimy mieć sokolego oka) mile widziane. A przerwa i zaduma nad tym czego do tej pory dokonaliśmy jest nawet wskazana.
Gdy już odpoczęliśmy czeka nas napompowanie koła do około 1 atmosfery, albo jeżeli ktoś nie ma manometru to do momentu kiedy opona wykazuje spory opór gdy się ją naciska, ale nie jest jeszcze twarda.
W tym momencie sprawdzamy ułożenie opony na feldze i korygujemy przekręcając oponę raz w lewo raz w prawo.
 Kochani to już finał teraz pozostaje nam napompować koło to zalecanej wartości która zazwyczaj jest napisana na boku opony, jest tylko wartość zalecana więc możemy pompować jak nam jest wygodnie ale najlepiej w granicach opisanych na oponie.
Teraz gdy napompowaliśmy nasze koło i wyczyściliśmy je odrobinę możemy jeszcze sprawdzić luzy na łożyskach piasty (ale o tym napisze kiedy indziej) i zamontować koło w rowerze. Ustawiamy hamulce (o tym też kiedyś będzie post) i wyruszamy w drogę
 Powodzenia

Niniejszym nie biorę odpowiedzialności za straty lub szkody w sprzęcie, ludziach, bądź zwierzętach, wynikających z stosowania się do tego opisu

Do następnego razu :D