środa, 6 października 2010

Kolejna wymiana dętki

 Jako że nie mogłem wychodzić na powietrze z powodu infekcji gardła, każda okazja nawet tak prozaiczna jak dłubanie przy rowerze, jest dobra by się przewietrzyć.

Jak już kiedyś pisałem, chcę by z bloga tego można było się czegoś dowiedzieć i dla tego zacząłem kiedyś  opisywać proste czynności które można wykonać samu przy rowerze nie wysyłając specjalnie roweru do serwisu. Była już wymiana kasety, wymiana suportu, i chyba coś jeszcze.
Dziś przyszła pora na rzecz, tak prostą jak wymiana dętki. Niby proste, ale widziałem wiele tematów na forach internetowych, typu: "Jak wymienić dętkę" albo "zeszło mi powietrze, co mam robić?". Nie będę opisywał jak naprawić dętkę w niekonwencjonalny sposób typu węzeł na dętce w miejscu przebicia, ale też powinno być ciekawie, więc zapraszam.

 Dlaczego wymieniamy dętki?
Otóż czasem jadąc gdzieś w lesie, tudzież śmigając po mieście, rozkoszując się kunsztem artystycznym naszych drogowców, lub po prostu wyprowadzając rower z miejsca w którym go zazwyczaj trzymamy. Odkrywamy z wielkim zaskoczeniem (nie wiem jak wy ale ja zawsze jestem tym faktem bardzo zaskoczony) że powietrze które z wielkim trudem kiedyś, wtłoczyliśmy w koło a właściwie w dętkę, gdzieś się ulotniło i już nie utrzymuje pięknych krągłości opony i całego koła. Koło najczęściej wygląda wtedy tak:


 Przykry widok prawda ?? A gdy zostawiałem rower jego garażu jakiś tydzień temu, w tym kole było 6 atmosfer, teraz bez wyciągania ciśnieniomierza, mym fachowym okiem stwierdzam iż ... tu już żadna atmosfera się nie uchowała.
I co robimy w takim wypadku? Panikujemy ? Jak ktoś lubi albo nie ma dętki i musi na szybko gdzieś pojechać, to nagła panika jest jak najbardziej wskazana. Ale gdy już skończymy panikować i płakać nad flakiem, kapciem, gumą jak zwał tak zwał. Idziemy po dętkę którą mamy zawsze w zapasie, bądź łatki jeżeli takowe umiemy obsługiwać. Jeżeli nie mamy ani łatek ani dętek, bo myśleliśmy że mamy pancerne opony, biegniemy do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego i nabywamy drogą kupna, dętkę na wymianę i łatki do tego jeżeli czujemy taką potrzebę.
 Gdy wrócimy do domu z nowiutką, pachnącą gumą dętką, zabieramy się za demontaż koła, osoby posiadające koło mocowane zaciskiem zdejmują koło, reszta gania po klucz do kół i klnie pod nosem że go jeszcze nie zabrała męczymy się z rozpięciem hamulców(jeśli mamy V-brake albo podobne stwory trzymające uparcie koło) lub po prostu wyjmujemy koło jeżeli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami hamulców tarczowych (właściciele tarczówek hydraulicznych nie powinni wciskać hamulca przy zdjętym kole bo mogą mieć problem gdy tłoczki im wyjdą za daleko).
 Po zdjęciu koła spuszczamy resztki powietrza, jeśli się jeszcze jakieś tam uchowało i zaczynamy demontaż opony.
 Na samym początku odkręcamy nakrętkę, podtrzymującą wentyl u podstawy(oczywiście jeśli takową mamy).
Następnie naciskamy na miejsca kontaktu opony z felgą (lubią się czasem skleić i utrudnić życie) potem ciągniemy oponę w górę ta by wyszła ponad felgę, z przeciwnej strony wpychamy podstawę opony w felgę co dodatkowo ułatwi nam podniesienie jej u góry, gdy opona na górze będzie już luźna możemy ją zdjąć ciągnąc ją w bok tak by zeszła.
 Spytacie dlaczego ściągam całą oponę i wraz z nią dętkę ?? Otóż czasem jeżeli dętka nie jest pokryta talkiem, to przykleja się do opony i trudno ja wyjąć.
 Swoją drogą nikt nie powiedział że po zdjęciu opony będzie łatwiej ją odkleić, ale można się przynajmniej zaprzeć nogą.
 Po tej jakże ekscytującej i pracochłonnej czynności, możemy trochę odpocząć i napić się czegoś (najlepiej bezalkoholowego bo ostrość widzenia nam się jeszcze przyda)
Gdy mamy już dętkę i oponę rozdzieloną najlepiej jest wywrócić oponę na lewą stronę tak najłatwiej szuka się przyczyny ujścia powietrza, warto to zrobić, nawet jeśli wiemy że przyczyną tego ujścia był nie szczelny wentyl, (jak do tej pory mi się wydawało) lub tak zwany "Snake byte" czyli uszczypnięcie dętki i jej przedziurawienie w dwóch miejscach na raz przypominające wyglądem ugryzienie węża, spowodowane dobiciem opony do dętki np.: przez wjechanie na krawężnik lub stopień.
Obróconą na lewą stronę oponę oglądamy dokładnie i powoli, by nie przeoczyć przypadkiem takiego małego szczegółu:
 3mm pewnie jeszcze z dolomitów siedzi, chociaż nigdy nie wiadomo.
 Z zewnątrz praktycznie niewidoczne, wygląda jak kawałek błota
 TO małe to jak mniemam kolec akacji, do których nie mam szczęścia, bo to głównie one przebijają mi dętki. Akacja jest to drzewo które czai się na mnie, przy drogach, w lesie a nawet na nasypach kolejowych na których prędzej spodziewałbym się snake bita niż kolców jakichkolwiek ona (akacja)zaczai się wbije kolec i będzie powietrze spuszczała ot taka wredna bestia.
Gdy już wiemy że myliliśmy się co do źródła wycieku, po uprzednim wyjęciu dziadostwa spuszczającego powietrze czyścimy obręcz i oponę z syfu który się zbiera podczas jady (nie łudźcie się zawsze się zbiera).

Następnie wyjmujemy z opakowania naszą nowiutką dętkę made in China (lub łatamy starą dętkę) i wstępnie ją pompujemy, ale tylko na tyle by uzyskała swój naturalny kształt.
 W tym wypadku jest to akurat zawór typu presta i przed pompowaniem należy odkręcić nakrętkę zamykającą zawór na jego końcu.

Po przygotowaniu dętki nakładamy oponę jednym brzegiem na obręcz pamiętając o kierunku obrotu koła (jeżeli mamy opony z zaznaczoną strzałką w którym ma się ta opona obracać) i wsuwamy w powstałą szczelinę dętkę zaczynając od wentyla. Gdy cała dętka jest już wsadzona nakręcamy opcjonalną nakrętkę na wentyl (którą okręcamy przed samym założeniem dętki bo jak zrobimy to wcześniej na pewno gdzieś się zapodzieje) by nam nie uciekł podczas zakładania opony.



Gdy to już zrobimy jeszcze raz sprawdzamy czy nigdzie nam się dętka nie przekręciła, razie potrzeby układamy ją jeszcze raz.
Po tym zabiegu możemy zakładać drugą część opony, ja zaczynam najczęściej od wentyla by potem się z nim nie szarpać gdy na końcu opona nie będzie chciała wejść na miejsce.

Ta czynność może kosztować nas trochę siły i cierpliwości, więc napoje (w tym procentowe, bo już nie musimy mieć sokolego oka) mile widziane. A przerwa i zaduma nad tym czego do tej pory dokonaliśmy jest nawet wskazana.
Gdy już odpoczęliśmy czeka nas napompowanie koła do około 1 atmosfery, albo jeżeli ktoś nie ma manometru to do momentu kiedy opona wykazuje spory opór gdy się ją naciska, ale nie jest jeszcze twarda.
W tym momencie sprawdzamy ułożenie opony na feldze i korygujemy przekręcając oponę raz w lewo raz w prawo.
 Kochani to już finał teraz pozostaje nam napompować koło to zalecanej wartości która zazwyczaj jest napisana na boku opony, jest tylko wartość zalecana więc możemy pompować jak nam jest wygodnie ale najlepiej w granicach opisanych na oponie.
Teraz gdy napompowaliśmy nasze koło i wyczyściliśmy je odrobinę możemy jeszcze sprawdzić luzy na łożyskach piasty (ale o tym napisze kiedy indziej) i zamontować koło w rowerze. Ustawiamy hamulce (o tym też kiedyś będzie post) i wyruszamy w drogę
 Powodzenia

Niniejszym nie biorę odpowiedzialności za straty lub szkody w sprzęcie, ludziach, bądź zwierzętach, wynikających z stosowania się do tego opisu

Do następnego razu :D

2 komentarze:

  1. Najważniejsze jest know how. Już dawno nie czytałem takiego elaboratu na temat wydawać by się mogło, dosyć błahy, acz jak widać dający inspirację do prozy nadzwyczaj wysokich lotów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za słowa uznania, aż miło czytać taki komentarz. Aczkolwiek miałem w planach nieco dłuższy poemat na temat dętki, ale podejrzewam że gdybym jeszcze bardziej się rozpisał to ludzie widząc samą długość tego elaboratu by uciekli. Ale mam nadzieję że ten post podniósł nieco poziom moich ostatnich postów??
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń