środa, 12 maja 2010

Pojechane

Wczorajszy dzień upłyną mi całkiem ciekawie i z niespodziankami. Zaczęło się od tego że stawiałem pawilon ogrodowy, z tylko sobie znanymi usprawnieniami, zaraz potem nakleiłem naklejkę na rower, informującą o tym, że mój rower jest zarejestrowany w bazie rowerów.
Co uwieczniłem na niniejszym zdjęciu
Potem dostałem telefon od kumpla z bloga obok że szykuje się wyprawa do Rokitnicy oraz uroczyste przekazanie Danielowi z blogu obok, naklejki z bazy rowerów.
Po chwili przygotowania wyruszyliśmy w drogę, po drodze nabyłem droga kupna bidon marki BETO(n).
Jadąc dalej rozkoszowałem dźwiękiem nie wyregulowanego hamulca z tyłu i znowu wpadłbym na płot lub słup na których to ostatnio zostawiłem kawałek lakieru.
Po przejechaniu naszej pięknej ścieżki rowerowej postanowiliśmy pojeździć trochę po dzielni bo byliśmy przed czasem.
Serafin wpadł na pomysł by znowu spróbować pobić rekord prędkości co niniejszym uczyniliśmy.
A oto i jest nowy rekord do pobicia
Po chwili dobrej zabawy okazało się że niebo się wkurzyło co wyraziło, błyskawicami, grzmotami i oberwaniem chmury, ale nie przejęliśmy się tym i podjechaliśmy pod były CPN z którego ostał się właściwie sam dach, ale tylko on nam był do szczęścia potrzebny. Jako że każdy z nas był wyposażony w kurtkę przeciw deszczową to szybko się w to to ubraliśmy i pojechaliśmy dalej na spotkanie z Danielem . Dojechaliśmy co do minuty. Po chwili przywitania, komisyjnie została naklejona naklejka, po czym Daniel zabrał nas na dolomity, jechaliśmy przez rozkopane ulice i ulice po których spływało błoto więc czyści nie byliśmy, po chwili zajechaliśmy do lasu gdzie dogoniliśmy chmurę burzową. Przez las jechaliśmy dość szybko więc na podziwianie błota, piachu i innych uroków nie było wiele czasu, ale i tak było przyjemnie.





Tu próbowałem utrzymać kierunek jazdy ale jakoś mi rower pływał

Niestety za dobrze by było gdyby wszystko szło pomyślenie, podczas robienia ostatniej fotki, coś mną dziwnie zaczęło rzucać na boki i nie mogłem utrzymać żadnego toru jazdy, jako że koło było w trawie to nie zauważyłem że już prawie nie mam powietrza. Tak więc ogłaszam wszem i wobec że wczoraj trafiła mi się pierwsza pana w tym sezonie i w tym rowerze.
Naprawa szła całkiem sprawnie dzięki pomocy kolegów.
Ahhh ta presta zapomniałem zaworek odkręcić

No to dymamy dętkę :D

I to pytanie gdzie powietrze spieprza

No i teraz pytanie jak ten węzeł tam upakować

A oto jest mój sposób na załatanie dziury w dętce zawiązujemy dziada i szlus
Mariusz namierzył dziurę ja zawiązałem supeł na dętce i podpompowałem trochę oraz założyłem z grubsza oponę ale końcówka z racji na nietypowo założoną dętkę nie chciała wejść na miejsce w tym momencie z pomocą przyszedł Daniel i poratował moje obolałe kciuki wciskając resztę opony na miejsce. Dopompowałem dętkę do końca i zaczęliśmy wracać do domu. Po drodze dopompowałem jeszcze trochę koło w jakiejś wsi i przejechaliśmy na bardziej ruchliwa drogę gdzie wyprzedzający tir mało nas nie skasował. Po przyjechaniu na Rokitę postanowiliśmy umyć nasze rowery na miejscowej myjni samoobsługowej. Co poskutkowało odpadnięciem kolejnych dwóch odblasków od mojego roweru. tak wiec został mi jeden.
Może nie widać ale myję rowery

Oraz Daniela

Mycie rowerów zaowocowało także fotką "rodzinną"
Było miło
Niema to jak przygody na rowerze je zawsze się dobrze wspomina.
Do zobaczenia na trasie Pozdrower :D

3 komentarze:

  1. Przygody dobrze się wspomina... To teraz moja kolej? Lecę do sklepu po dętkę i zaraz ją spakuję do rowera. Tak "na wszelki wypadek" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe no w sumie wypadało by bo Daniel złapał gumę ja też, tylko ty w tym roku jeszcze kapcia nie miałeś, ale spoko w nowej torbie mam nową dętkę i jest kompatybilna z twoim rowerem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Umyty na amen. Jeśli uda nam się to rozpromować, to może być hit na tegoroczne upalne lato.

    Foki nie dotarły, ale i tak pozwoliłem jedną sobie zapożyczyć na mojego bloga. Oczywiście wiadomo jaką :)

    OdpowiedzUsuń