piątek, 14 stycznia 2011

VI Zabrzańska Masa Krytyczna

Wczorajsza VI Zabrzańska Masa Krytyczna upłynęła (to dobre słowo :D)nam pod znakiem deszczu i kałuż, za to w dodatniej temperaturze, oscylującej w okolicach dziewiątej kreski, oraz gorącej atmosferze na masie.

Dzień upływał mi na szukaniu jak najbardziej optymistycznych prognoz pogody, które mimo moich starań optymistyczne nie były i zwiastowały opady w znacznych ilościach. Taki stan rzeczy nie nastrajał mnie optymistycznie do wypadu, bo jazda w deszczu jest średnio przyjemna. W okolicach południa napisał do mnie Kubush by sprawdzić czy aby się nie rozmyśliłem, i czy na pewno jadę na masę. Nie wiele później zgadałem się z Serafinem co do miejsca zbiórki, oraz godziny odjazdu do Kubusha. Ustaliliśmy godzinę 17:00 pod moim domem, by spokojnie dojechać do centrum i poczekać na resztę bikerów.
Na 15 min przed planowanym odjazdem, poszedłem do warsztatu sprawdzić faktyczny stan techniczny mojego roweru. W akompaniamencie Antyradia z starego bumboxa, który uruchamia się razem z oświetleniem warsztatu, przesmarowałem linki manetki i amortyzator, sprawdziłem ciśnienie w gumach i zbadałem stan ramy. Bo doszły mnie kiedyś słuchy, że aluminium nie lubi zimy i ma tendencje do pękania.
Po wszystkim wyzerowałem licznik, i włączyłem Sports-Trackera.
Za chwilę usłyszałem że pod moją bramą zbiera się rowerowa brać, w osobach Serafina i Rycha. Krótkie przywitanie i już mknęliśmy przez kałuże, te małe i te duże, oblewani wodą z nieba i z kolein, oraz przez wyprzedzające nas auta.
Tak oto "dopłynęliśmy" do Kubusha, który akurat wystawił rower. W tej już dość licznej, czteroosobowej ekipie (bo to w końcu połowa ostatniej masy) Pojechaliśmy na plac Wolności. Po chwili jednak postanowiliśmy się schronić w bardziej suchym miejscu, gdzie czekaliśmy na kolejnych uczestników masy.
 Po pewnym czasie zaczęli się zjeżdżać inni bikerzy, nie zabrakło nawet INDIego z dość odległego Mikołowa.
Punktualnie o 18:00 zebraliśmy się w 13 osobową ekipę do pamiątkowego zdjęcia "rodzinnego"

 Które nie wyszło jak zwykle :P
I ruszyliśmy w drogę. Niestety tym razem Panowie Policjanci nas zawiedli i nie przyjechali, za to my przy okazji przejechaliśmy koło ich komendy. Przejazd obył się bez większych problemów, no może nie licząc oblania mnie przez wyprzedzające nas auto.


 I tak wszyscy cali i (niekoniecznie z powodu chłodu) zdrowi, wróciliśmy na plac Wolności gdzie po chwili rozmyślania gdzie tu zrobić aftera, (bo na ognisko na hałdzie stanowczo za mokro) doszliśmy do wniosku że pojedziemy do Tukana jak ostatnio, niestety zaszła obawa że się nie zmieścimy, więc pojechaliśmy na kebaba. Zostawiliśmy rowery spięte przed sklepem i poszliśmy na herbatkę.
 Po w trakcie herbatki wpadli koledzy którzy zrezygnowali z herbatki, i powiedzieli że zostali spisani, na placu Wolności przez Policję.
Obyło się bez mandatów więc chyba nie mieli im za złe, ot tak praca.
Po herbatce pożegnaliśmy się i z Serafinem zaczęliśmy powrót do domu. Który tym razem trochę sobie przedłużyliśmy, bo skoro i tak jesteśmy już mokrzy a następna jazda jest w planach dopiero za 2 tygodnie objechaliśmy osiedlowe uliczki, na których zalega jeszcze warstwa lodu. Po wszystkim pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy się do domów.
Tak oto miną mi drugi piątek stycznia.

Podro Janusz

11 komentarzy:

  1. to aż taka ciężka pogoda była ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no nie było tak tragicznie :D Chociaż deszcz padał bezustannie, tak że wróciłem przemoczony, grunt że atmosfera była super, gdyby nie to że dziś była masa, pewnie nawet nie spojrzałbym na rower :D

    OdpowiedzUsuń
  3. mnie znów dopadła II zmiana w pracy :/ a nawet bym sobie w deszczu pośmigał :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja puki co jestem w tej komfortowej sytuacji że praca mnie czasowo nie ogranicza :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Macie zdrowie. Ja dziś prycham z wczorajszego zamoczenia w pracy, a Wy po deszczu w pełnej swobodzie i dobrym samopoczuciu się tułacie.

    Czy ktoś kiedyś robił zestawienie sytuacji atmosferycznych na poszczególnych Masach w Zabrzu?
    W grudniu śnieżyca, w styczniu ulewa, w lutym... gradobicie!!!
    Mimo to zrobię wszystko, by za miesiąc z Wami pojechać.

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Statystyki jeszcze nie robiliśmy, ale pewnie w lutym gradobicie jak piszesz, w marcu powoź, w kwietniu burza z piorunami i gradobiciem, w maju trąba powietrzna, a potem jeszcze się zobaczy :D
    Codo zdrowia. To rower to samo zdrowie :D dzisiaj czuje się jak nowo narodzony, a wczoraj jeszcze przed masą czułem się średnio.

    OdpowiedzUsuń
  7. no kurcze to fajnie musiało być :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No i było fajnie :D Z resztą na każdej masie krytycznej jest fajnie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. W sierpniu pewnie szarańcza :P Eh, fajnie było :)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kto wie kto wie :D A ty jak dopłynąłeś na rokitnice ??

    OdpowiedzUsuń
  11. Starałem się mocno wiosłować ;)

    OdpowiedzUsuń