środa, 19 sierpnia 2020

Zabrzański Niebieski szlak rowerowy, bez GPSa nie podchodź

 Rower ostatnio widuje mnie bardzo rzadko, ale to nie jest tak że całkiem z niego zrezygnowałem. Samochody, motocykle i jakoś tak w głowie siedzi, że jednak jak coś ma silnik to nie trzeba się męczyć żeby coś zwiedzić. Mimo że nie jeżdżę często to rower przeszedł mały "face lifting" wymieniłem siodełko dzięki uprzejmości Serafina z Bloga obok, bo testował kilka i te które przegrały w teście, trafiły do mnie. Biorąc pod uwagę że moje siodełko jakiejś ekstra jakości nie było, a miało nalatane 13000km to każde inne było leprze. Dodatkowo licznik po którymś wyjeździe do pracy dostał jakimś ciężkim przedmiotem na warsztacie, tam gdzie zostawiałem rower będąc w pracy. A ostatecznie zgubiłem go wracając z samotnej wycieczki jakieś pół roku temu. Po prostu gniazdo licznika na kierownicy było już tak wyrobione, że licznik zgubiłem już kilka razy, ale tym razem skutecznie. 

Postanowiłem kupić licznik na który nigdy nie było mnie stać, albo mój wewnętrzny Janusz nigdy mi na to nie pozwolił. Budżet zakładał max 100zł i ma mieć duży wyświetlacz, mieć kabel, żadnych bezprzewodowych bateriożerców i być Sigmą. Trafiło na Sigmę 16.16, za jakieś 65zł, leżak magazynowy ale nowy w pudełku. Z przesyłką zamknąłem się w chyba 75zł co jak dla mnie było super. Nie czytałem nawet za wiele o tym liczniku, ale miło się zaskoczyłem:

- Duży czytelny wyświetlacz

- Polskie Menu

- Podświetlanie

- Termometr

- NFC do zaczytywania informacji na bezużyteczną aplikację w telefonie (ale nie muszę wypinać licznika z roweru żeby wpisać przebieg do Bikestatsa bo mam to już zaczytane na telefonie) 

Mimo nowego osprzętu na rowerze nie miałem okazji do jazdy aż do dziś.

Postanowiłem spróbować po raz kolejny przejechać niebieski szlak. Potrzebowałem wyzwania żeby się odstresować, wymęczyć żeby oczyścić umysł. Bo ostatni natłok wszystkiego mnie powoli przerasta. W takich sytuacjach samotny rower do upadłego jest najlepszym resetem. 

Początkowo miał być tylko trip w okolice pracy i może przyszłego mieszkania, żeby ocenić jak tam dojazdy do pracy i w las by wyglądały, ale gdy zatrzymałem się na Sośnicy przy rondzie, zauważyłem oznaczenie niebieskiego szlaku. Do głowy przyszło mi że po tylu latach o ostatniej próby przejazdu nasłuchałem się ile to się zmieniło i że oznakowanie poprawili i że teraz szlak nie jest już jednokierunkowy jak to było na początku. 

Szybko ściągnąłem plik GPX z pierwszej lepszej strony pamiętając że to jednak niebieski szlak więc może nie być lekko.  GPX zaimportowany i odpalony jako trasa w Sport-tackerze ruszam ale nie patrze na trasę, tylko na ładnie pomalowane znaki na drzewach, niestety po kilku kilometrach utknąłem w błocie nie widząc kolejnego znaku. Niestety jak się okazało trasa na GPS i ta w terenie nie pokrywa się niestety więc czekał mnie powrót przez krzaki.

  
Gdy już udało mi się trafić na szlak zgodny z GPS zaskoczyło mnie oznakowanie. To znaczy tam gdzie prowadził GPS oznakowanie było skąpe na tyle że nie mając odpalonej trasy i nie kojarząc mniej więcej jej przebiegu, trudno by było nawigować po oznaczeniach na drzewach i infrastrukturze. Co gorsza nie dość że znaki są dość skąpo rozmieszczone, to na dodatek kierują w przeciwną stronę niż to co jest na GPSie. Przykładowo

Trasa na znaku pokazuje "skręć w  lewo" trasa na GPSie wskazuje skręć w prawo. Bądź tu mądry i pisz wiersze. Nie wiem gdzie bym dojechał jadąc zgodnie z strzałką ale jechałem zgodnie z nawigacją i mimo że strzałka pokazuje przeciwny kierunek to jadąc nie zgodnie z jej wskazaniem mamy kolejne oznaczenia czyli jadąc źle, pojechaliśmy dobrze. 

Pomijam już fakt że trasa jest tak zrobiona żeby tylko nabić kilometrów do ogólnego rozrachunku, a nie coś tak na prawdę zwiedzić. Przykładowo w Makoszowach jedziemy główną drogą, mamy zjechać z niej w lewo (wpadając pod TIRa bo to trudny manewr na ruchliwej drodze) po czym objechać parę domów na osiedlu nadrabiając około 1,5km i wjechać spowrotem na tą ruchliwą drogę 500m dalej skręcając znów w lewą stronę, by dać drugą szansę TIRowi na rozjechanie, po czym ponownie lewoskręt z tej ruchliwej drogi o ile wcześniej nas coś nie rozjechało, bo do trzech razy sztuka. Na szczęście w tym przypadku oznakowanie jest tak ubogie że zjazd i wjazd na bezsensowną pętle można przeoczyć tak jak ja to zrobiłem. Zjechałem dopiero po zjeździe ostatecznym.

Droga wiedzie przez dość niebezpieczne rzadko uczęszczane odcinki przez co bywa niebezpieczna przykładowo na wysokości Muzeum PRL

Niby spoko fajna droga i można sobie skręcić w lewo, po czym ładnie się rozpędzić, pola, lasy i krzaki czyli spoko droga.

Po chwili mamy tak znak

No i informacja Zawróć jest dobrą radą, bo jadąc dalej skręcając w lewo a następnie prawo po bardzo fajnej trasie trafiamy na to...

Powiedziałem sobie ryzyk fizyk, jak już robię tą próbę to do oporu. Przedarłem się przez krzaki i pokrzywy zdrowszy o poparzenia i trafiłem na to.

Dziurawy i niebezpieczny mostek, grożący zawaleniem i zablokowany przez taśmy straży miejskiej. Jak widać ktoś już tu był i je zerwał. Ryzykując przeszedłem od strony belki nośnej czyli najmocniejszej strony mostu. I żeby nie było że pomyliłem drogi, owszem dawno znaku żadnego nie było, ale trasa na nawigacji potwierdza że to trasa rowerowa. Dodatkowo jakiś samobójca oznakował most.

 

Potem znów krzaki, pokrzywy i co gorsza pod górkę więc łatwo o glebę w pokrzywy :)

Udało mi się przejechać już większość trasy, przejeżdżam przez oś. Młodego Górnika, trasa prowadzi przez las, no i spoko, ale akurat jest ścinka drzew więc znów problem. Jechałem w wolną sobotę i dodatkowo w święto wiec jak by co maszyny nie pracowały. W Rokitnicy przez wydeptane przez konie błoto przejazd był niemożliwy a przy okazji źle skręciłem, wiec jechałem przez były Rokitnicki basen, przy czym jechałem to trochę przesada, bo bardziej brodziłem w błocie i byłem ucztą dla tłumnie zgromadzonych komarów.


Ujęcie poruszone bo nie było momentu bez komarów a rower trzeba było nieść. Następny kawałek przez las już na terenie Rokitnicko-Helenkowskim to już całkiem fajna przejażdżka chociaż też z stromym podjazdem, ale bezpiecznym na szczęście. Wyjeżdżamy z lasu mijamy działki, i znów śmiesznie bo wyjeżdżamy koło Elzabu i logika podpowiada żeby wjechać na wygodną i bezpieczną ścieżkę rowerową. Niestety znaki i nawi mówi żeby jechać prosto i przeciąć główna drogę na Helence, zrobić kółko wokół bloków po czym wrócić na główną ulicę 500m dalej. 

Pojechałem po prostu ścieżką bo darmowe nabijanie kilometrów to fanaberia pomysłodawców trasy a nie logicznie zaplanowana trasa. 

Po chwili przyjemnego zjazdu, nawigacja każe zjechać na główną bramę Uniwersytetu Medycznego. Znaki chwilę wcześniej każą zjechać na kostnicę wyżej wymienionego Uniwersytetu. Ominąłem kostnicę, zjeżdżam na bramę główną i dopytuję ochrony która stoi za szlabanami czy mogę przejechać bo tak trasa prowadzi, dowiaduję się że mogę ale nie polecają, bo dalej będą schody, płot do przeskoczenia, rzeka do przerzucenia roweru i dużo błota. Już kiedyś się władowałem w ten odcinek ale zjechałem na wysokości kostnicy więc pamiętając przeprawę, ładnie podziękowałem za przypomnienie i pojechałem na Rokitnicę.

Tam jadąc pod prąd bocznymi drogami dojechałem do niebieskiego szlaku i ponownie wyjechałem nią na główną drogę po czym ponownie niebezpieczny lewoskręt. Na Budowlanej wjazd między garaże i na drogę między działkami a polami. Fajny szuter i droga z górki zmotywowała do rozpędzenia się, w ostatniej chwili wyhamowałem przed zapadliskiem głębokim na około metr.

Zdjęcia mocno spłaszczają teren, ale tego nie da się przejechać bo przed rowerem są zapadliska z piaskiem do których trzeba było wskakiwać żeby je pokonać. Niektóre sięgały mi do pasa. Myślisz że jak już przejedziesz kanjony to będzie spoko ?? chciałbyś. Dalej jest sypki piach jak na plaży nad morzem. Przejazd wymaga szerokich opon i mocnych kolan, niestety ani jednego ani drugiego nie miałem tym razem.

Kolejny kawałek z buta, komary itd. Niby niewiele brakuje żeby przejechać całą trasę i zamknąć pętle ale po dotychczasowych przygodach, byłem już tak wyczerpany że postanowiłem darować sobie dalszą jazdę. 

Ostatecznie można powiedzieć że została 1/5 do pełnej pętli ale trasa jest niesamowicie niedopracowana i miejscami niebezpieczna, przez co nie polecam jej nikomu kto myśli o przyjemnej rekreacji na weekend. Jeżeli chcesz wyzwanie przełajowe z mapą w ręku i odcinkami specjalnymi to można próbować. 

Moim zdaniem wytyczając tą trasę można zejść do 45km (marketing 60km szlaku brzmi lepiej). Dodatkowo mam wrażenie że trasa została tylko w broszurkach reklamowych i powinna zostać usunięta. Wiem że marketing jest najważniejszy ale co z zdrowiem użytkowników trasy która jest reklamowana jako odpowiednia dla rodzin z dziećmi ?? 

Wiem że już kilka razy próbowałem opisać tą trasę i chciałem ją przejechać, ale nie robię tego żeby oczerniać działania miasta. Nie to jest moim celem. Próbuję bo może robię coś źle więc szukam sposobu na przejechanie. Ale trasa uparcie nie daje się przejechać.

Masa martwych znaków na drzewach i innych miejscach które nie pokrywają się z trasą i wprowadzają w błąd, próbując naprawić tą trasę trzeba by odnaleźć wszystkie losowo namalowane znaki i je zlikwidować. Wydaje mi się można tą trasę naprawić zmieniając jej kolor żeby oznaczenia nie mnożyły się w nieskończoność i przejeżdżając tą trasę na rowerze trekingowym. Po przejechaniu na trekingu z GPSem i zgodnie z nim oznakować trasę na nowo. W tej trasie jest potencjał ale zakopany tak głęboko że nie sposób go odkryć w pełni.

Może następnym razem się uda

Pozdro


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz