Ostatnimi czasy na moim blogu panuje cisza. Ale w sumie nie mam weny do opisywania czegokolwiek. Rower zaczął mi służyć jako zwykły środek transportu z punku A do B, a co za tym idzie przestał być przyjemnością a stał bardziej najtańszą możliwą opcją transportu. I nie ma w tym emocji jakie kiedyś mi towarzyszyły przy kręceniu byle gdzie, tylko po to by złapać trochę wiatru we włosy i much w zęby.
Jedynie masy jeszcze trochę mnie motywują do kręcenia, więc o nich nieco napisze.
Pierwszy piątek miesiąca, po raz pierwszy od dawien dawna, był zimny, deszczowy i nieprzyjemny. Na dodatek drogowcy rozkopali jedną z ulic na których to miał się odbyć comiesięczny przejazd Gliwickiej masy krytycznej. W związku z tym stała się rzecz straszna. Gliwicka masa została odwołana! Mimo że masy miało nie być, after był nadal aktualny, ale szczerze mówiąc nie miałem ochoty już się ruszać, bo i poco ?? Co miałbym fotografować ?? z resztą aparatu też nie miałem bo pożyczyłem i zapomniałem odebrać. Tak wiec nic mnie tego dnia na rower nie ciągnęło.
Dopiero siła perswazji Serafina mnie zmotywowała do kręcenia mimo wszystko.
Po dojeździe na plac Krakowski zastaliśmy grupkę znajomych twarzy, w tym Darka który tego dnia miał za zadanie odprawić wszystkich do domu. Po osiemnastej pojechaliśmy od razu na after który odbył się na Sośnicy. After jak zwykle miły i przyjemny. Bo cóż więcej mogę o afterze napisać ?? Że na naszej miejsówce pod naszą nieobecność odbywają się imprezy, wspomagane przez strzykawki, które potem walają się w resztkach potłuczonego szkła obok ogniska ?
W związku z tym miejscówka przesunęła się nieco i odbyła się bez zakłóceń. Po wszystkim pojechaliśmy w nocnym chłodzie do domów.
Po tygodniu nadszedł czas na kolejną masę. Tym razem masę Zabrzańską, która pod względem papierów, zaświadczeń i tej całej biurokracji, ma jak by trochę łatwiej.
Przy okazji tej masy, swój debiut miał także tandem Piernika, który dane nam było wspólnie z Guśkiem dosiadać. Ja usadowiłem się z tyłu mając za zadanie kręcenie pod górę, trzymanie równowagi i focenie wszystkiego w około z racji na to że kierowała moja druga połowa :D
Start z pod domu przyprawił mnie o mocniejsze bicie serca. O ile samodzielny dojazd do domu, ponad dwumetrowym rowerem był przyjemny, to ruszenie we dwoje przez ruchliwą ulicę bez treningu wyglądało dość niedołężnie. Gdy już złapaliśmy rytm jakoś poszło, ale jazda tandemem, to dość dziwne uczucie, bo trzeba utrzymywać równowagę za dwie osoby.
Do tego niewiele widząc za plecami Pani Kierownik, ciężko wyłapać moment hamowania, szczególnie że z natury hamujemy w innych momentach. Ja przyzwyczajony do mocnych tarczówek, hamuję dość późno. A tu mamy do dyspozycji jeden hamulec typu torpedo, o dosyć malej skuteczności.
Mimo wszystko dojechaliśmy na plac Wolności, bijąc po drodze rekord prędkości, tegoż pojazdu sumą 41km/h z górki.
Na placu Wolności zjawiliśmy się sporo przed czasem, ale na miejscu zastaliśmy już rowerzystów. Rozgościliśmy się i czekaliśmy na start.
Około godziny osiemnastej ruszyliśmy na podbój miasta, tym razem, z Agusią zostaliśmy wydelegowani na początek stawki i uciekliśmy niechcący peletonowi, który dogonił nas dopiero pod koniec podjazdu na Mikulczyckiej.
Potem jechaliśmy już w zwartej grupie, próbując się nie zabić przy ciągłym hamowaniu.
I wszyscy cało i zdrowo (nie licząc kararu) dotarliśmy do miejsca z którego wystartowaliśmy. Następnie musieliśmy odmówić ekipie jadącej na after, bo tandem mógłby nie wytrzymać wybojów na hałdzie. Do tego nie chcąc ryzykować przerodzenia katarów w coś większego, obraliśmy strategiczny odwrót do domu na after przy gorącej herbacie pod ciepłą kołderką i filmem. Na nadchodzący jesienno-zimowy okres, to chyba najlepszy after jaki można zrobić.
To na razie tyle
Pozdro
Zarosło pajęczynami to miejsce magiczne blogowe. Jeśli zatem rower Ci już w niesmak, a Masy radości nie przynoszą obfitej, znak to, że miłość destrukcyjna swego działa dopełnia i wszelką podnietę z trippowania w czeluści otchłani jesiennych ukrywa.
OdpowiedzUsuńDaniel idealnie zdiagnozowal w dwoch zdaniach cala sytuacje...
OdpowiedzUsuńPiernik
oj tam oj tam :P biadolicie
OdpowiedzUsuń