Oj tak zima trzyma ... ale tylko na kartkach w kalendarzu. Bo jeśli brać pod uwagę śniegi i mrozy, to w tym roku zima po raz kolejny zaskoczyła drogowców i ... nie przyszła :D
Wstałem dziś dość późno i nie wiem czy to za sprawą pogody, czy może tego że ostatnio dość późno się kładę. W każdym bądź razie, do masy miałem jeszcze sporo czasu i postanowiłem wymienić kolejną szprychę, którą to ostatnio, była pękła w bliżej mi nieznanym momencie.
Przeszedłem więc z domu do warsztatu, pokonując po drodze wiatr i śnieg z deszczem, po czym zabrałem się za naprawę. Cała operacja polegała na zdjęciu koła, zdemontowaniu tarczy i kasety a następnie zamontowaniu szprychy w wolne miejsce i skręceniu tego wszystkiego do kupy.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym sobie tak prostej czynności nie utrudnił. Tak więc postanowiłem przeczyścić koło i kasetę, dzięki czemu operacja trwająca zazwyczaj nie więcej niż 15 min zabrała mi ponad 40 min jak nie więcej.
Tak czyszcząc i przymarzając do krzesła, przyjrzałem się lepiej tylnej przerzutce i jej hakowi który jak zwykle wykazywał oznaki skrzywienia. Co prawda od dłuższego czasu podejrzewałem że coś znowu się tam niedobrego dzieje, bo biegi zaczynały wykazywać pewną losowość w ustalaniu swojej pozycji.
Prawie jak biegi w poczciwym Ikarusie, swoją drogą jestem pełen podziwu dla kierowców tych maszyn, że potrafią bezbłędnie trafić w właściwy bieg, półmetrowym drążkiem latającym luźno we wszystkich kierunkach.
Ale wracając do naprawy. Po wyczyszczeniu zabrałem się za prostowanie haka, ale przy okazji zauważyłem że sama przerzutka też nie miewa się najlepiej, bo oberwała już ładnych parę razy, do tego zaliczyła wkręcenie się w szprychy, no i bliższe spotkanie z asfaltem, że o tych wszystkich razach gdy robiła za podpórkę nie wspomnę.
Oj nie ma zemną łatwego życia ta przerzutka, ale cóż, nie planowałem jej pieścić ustawiać w gablotce tylko z niej korzystać.
Po tych wszystkich naprawach i sprawdzeniu czy wszystko działa, zrobiłem parę kółek po podwórku i po stwierdzeniu że napęd działa i daje możliwość rozpędzenia się w kierunku bramy wjazdowej, a hamulce skutecznie przed tą bramą zatrzymują, schowałem rower do warsztatu.
W okolicach piątej zacząłem się zbierać i ubierać, jak na nie wiadomo jak ciężką zimę, spodenki rowerowe(dla komfortu jazdy po długim czasie bez roweru), dżinsy, glany, koszulka rowerowa, polar, kominiarka i kurtka przeciwdeszczowa, niestety w tej grubszej wersji. Patrząc na termometr ubrałem się akurat. Sęk w tym, że w takim stroju miałbym komfort cieplny tylko na postoju. Gdy zacząłem jazdę szybko okazało się że ubrałem się za ciepło niestety. Ale na szczęście tragedii nie było. Tylko trochę się spociłem i okulary parowały mi bardziej niż zwykle.
Gdy już byłem pod domem Serafina, podjechał Piernik, a po krótkiej chwili dojechał także Serafin.
Ruszyliśmy wpierw dotankować powietrze do Serafinowego koła na pobliskim BP(a to chyba skrót od Bike Pomp). Już na tym odcinku do stacji, odkryłem że coś niedobrego dzieje się z napędem. Ale nie przejmowałem się tym za bardzo i jechałem dalej w trzyosobowym peletonie.
Trasa do Gliwic przebiegła nam sprawnie, nie licząc mojego przemoczenia spowodowanego kałużami i woda pryskającą z pod kół.
Dojechaliśmy na miejsce sporo przed czasem, więc mieliśmy sporo czasu na przywitanie się ze wszystkimi których i tak nie było za wiele. Ale nie pobiliśmy na szczęście Zabrzańskiego rekordu najmniejszej liczby uczestników.
Wybiła godzina osiemnasta i zazwyczaj o tej godzinie ruszaliśmy. Niestety tym razem tak się nie stało, gdyż zawiodła Policja. Daro szybko rozdzwonił się po okolicznych komisariatach, bo zgodę na przejazd mieliśmy i zabezpieczenie w formie radiowozu też na papierze widniało.
Gdy Daro załatwiał obstawę, ja oddawałem się beztroskiej jeździe do o koła placu Krakowskiego, urozmaicając ją sobie od czasu do czasu, skokiem ze schodów lub próbą jazdy na tylnym kole.
Po chwili Daro wyjaśnił przyczynę nieobecności Policji. Okazało się że owszem radiowóz mamy i czeka na nas, ale na rynku niestety. Ale Darek załatwił to w mig i za chwilę na sygnale przyjechała wielka furgonetka i mogliśmy ruszyć na podbój miasta.
Tym razem masa jechała niespotykanie szybko, bo widocznie panom Policjantom się śpieszyło, ale jakoś nie szczególnie mi to przeszkadzało. Bo pierwszy raz miałem okazję jechać w tunelu aerodynamicznym za radiowozem na sygnale, było to szczególnie przyjemne ze względu na wiatr, który jak to zwykle bywa wiał w ryj, a tak furgonetka przejmowała go na siebie. Miejscami na trasie jechaliśmy ponad 30km/h, niby niewiele ale jak na spokojny zazwyczaj przejazd masy, to bardzo szybko.
Przejazd minął ekspresowo i przyjemnie. Atmosfera była niesamowicie przyjemna, śmiechów i pogawędek było bardzo dużo, innymi słowy klimat taki jaki być powinien na masach.
Gdy już dojechaliśmy na plac Krakowski zaczęliśmy się żegnać i rozjeżdżaliśmy się każdy w swoją stronę. W drodze na Mikule towarzyszył nam McAron, który zawrócił dopiero w Maciejowie. A mi cały czas tylna przerzutka płatała psikusy, wydając dźwięki, jak to Serafin ujął "rżącego kucyka". Jak dla mnie brzmiało to bardziej jak łańcuch mielący przerzutkę, ale może być i kucyk :D
Po odprowadzeniu Piernika na jego włości, Serafin odprowadził mnie pod bramę mego domostwa, a sam udał się na swoją rundkę honorową.
Tak oto minął mi pierwszy dzień na rowerze w tym nowym 2012 roku
Pozdro i do zobaczenia gdzieś na rowerze
Bike Pomp - i like it!
OdpowiedzUsuńJakoś tak szukałem na szybko ciekawego rozwinięcia tego skrótu :D I chyba trafiłem :P
OdpowiedzUsuńOd siebie mogę zaproponować:
OdpowiedzUsuń"Bezpieczna Przystań"
"Byle Pompowało..."
"Bardzo Przydatna"
"Brak Pompki?"
;)
Dobre :D
OdpowiedzUsuńA teraz przyszło mi jeszcze do głowy
"Będziem Pompować"
:) "Będziem Pompować". Dlaczego? "Bo Pusta" [opona] ;)
OdpowiedzUsuńDOBRE !!! :D
OdpowiedzUsuń