Dnia dzisiejszego zacnego, odbyła się Zabrzańska Masa Krytyczna (kurcze mam wrażenie jak bym to już pisał kiedyś :D). Ale może od początku.
Poranek minął mi pod znakiem dobrego humoru, który zapewniła mi moja ukochana, porannym telefonem. Poza tym za oknem rozpętała się prawdziwa zima, co mnie dodatkowo ucieszyło. Ale jednocześnie zmusiło do zmiany opon z typowo letnich, na bardziej adekwatne do pory roku.
Po obiedzie, wyszedłem do warsztatu, zaopiekować się ogumieniem Dextera. Poszło szybko i sprawnie więc nie będę tego opisywał, bo już kiedyś opisywałem wymianę gum i wyszedł z tego elaborat na miarę pracy licencjackiej.
Wyjazd na masę w samotności, jest średnio ciekawy, więc ugadaliśmy się z Piernikiem na odjazd z pod mojego domostwa około 17:30. Ale gdy nieco wcześniej wyszedłem z domu, postanowiłem sprawdzić jak się sprawuje kulejący ostatnio napęd w moim rowerze. Tak więc przyjechałem pod willę Pienika nieco wcześniej, spotykając po drodze Władcę Rokitnicy i okolicy, czyli Daniela z bloga nieopodal . Po chwili w trzyosobowym składzie pędziliśmy w stronę centrum.
Gdy dojechaliśmy na plac Wolności, zachodziły pewne obawy czy zbierze się ekipa na tyle duża by opłacało się organizować przejazd. Na szczęście za chwilę pojawili się Kubush wraz z Anią (tym razem niezroweryzowaną) w tym składzie, obradowaliśmy co dalej.
W międzyczasie zaczęli się pojawiać kolejni rowerzyści którym zima nie straszna, i na placu zaczynało się robić rowerowo.
W tak zwanym międzyczasie, zaczął sypać śnieg i przysypał mi Dextera.
Niby wszystko fajnie ale tym razem, Policja nie dojechała na czas, bardzo podobnie jak w Gliwicach ostatnio.
Nie przejmując się tym zbytnio, ruszyliśmy w miasto, i sialiśmy popłoch wśród kierowców.
Będąc już na Gdańskiej trochę przed Multikinem, usłyszeliśmy syrenę Policyjną i po chwili już jechaliśmy w obstawie jednego radiowozu na ogonie peletonu. Dalsza droga minęła nam już bezpieczniej. A na wysokości alei Korfantego przestał padać śnieg, dzięki czemu widziałem gdzie jadę i mogłem znów wyciągnąć aparat.
Przejazd odbył się bezpiecznie, a na plac wolności dotarliśmy przed 19:00 i było nas 10 rowerocholików i dwie rowerocholiczki, niezroweryzowane :D
Innymi słowy niezły wynik jak na tę porę roku i pogodę.
Po wszystkim rozjeżdżaliśmy się w swoje strony, ja zabrałem się z ekipą na Mikule odprowadzając po drodze Kubusha.
Następnie dotarliśmy pod willę Piernika, gdzie pożegnaliśmy się z Scudem i Piernikiem. A my z Danielem pojechaliśmy jeszcze na małą rundkę honorową przez OMG, zahaczając po drodze o niszczejący szyb na terenie byłej KWK Mikulczyce.
Gdy już zwiedziliśmy to miejsce, pomknęliśmy dalej przez OMG planując przejazd przez ścieżkę rowerową koło nowej strefy ekonomicznej.
Po drodze natknęliśmy się na parę w wozie, która najwidoczniej nie trafiła w zakręt i utknęła autem w błocie. W ramach dobrych uczynków postanowiliśmy im pomóc, dodatkowym aspektem za pomocą, była marka samochodu :D W końcu Rover też ma jakiś rowerowy motyw w nazwie prawda ?:D
We dwóch ciężko było wydostać go z pułapki. Na szczęście przejeżdżający kierowca widząc dwóch odblaskowych rowerzystów, zmagających się z autem, postanowił pomóc. Chwilę później po Roverze zostały tylko głębokie bruzdy w błocie i swąd palonego sprzęgła.
Bogatsi o dobry uczynek, pojechaliśmy dalej i rozstaliśmy się na rondzie im. Nikogo
Do domu dojechałem cało i zdrowo, a przed schowaniem roweru zrobiłem mu jeszcze mała sesję w śniegu.
To tyle na dziś. Tak minął mi piątek trzynastego na rowerze :D
Pozdro
Dzięki Janek za rundkę honorową. Oczywiście kradnę Twoje foty na potęgę. Bóg zapłać.
OdpowiedzUsuń