niedziela, 30 sierpnia 2009

Gliwice


Post dopiero dziś, bo wczoraj mi już nogi do d...(bolały mnie strasznie). Jakoś już nie bardzo mi się chciało pisać, ale nastał nowy dzień, i siły jakoś mi wróciły. Pojechałem więc wczoraj z niezastąpionym kumplem Mariuszem, na koncert Roberta Kasprzyckiego. Po drodze jak zawsze snuliśmy dywagacje, na tematy wszelakie. Po chwili drogi na miejsce koncertu, czyli rynek Gliwicki doszliśmy do wniosku, iż mamy wszystko oprócz markerów. A marker jest atrybutem nie zastąpionym, dla każdego poszukiwacza autografów. Tak więc, czym prędzej udaliśmy się do pobliskiego kiosku, aby nabyć ten święty przedmiot, a jako że mi się markery skończyły, nabyłem dwa. Później już bez większych komplikacji, doszliśmy do rynku. Gdzie ma czymś, przypominającym scenę, dostrzegliśmy coś co miało przypominać zespół rege. 

Muzyka która grali, można nazwać hmm wyciem pijanego kojota, czyli fajna była. Po pewnym czasie, skończył im się repertuar. Czas więc najwyższy na nasza gwiazdę czyli Kasprzyckiego w jego własnej, niezadowolonej z usług dźwiękowca, postaci. Chociaż gdy zobaczyłem czym pracuje, ten nieszczęsny dźwiękowiec,


zwątpiłem. Ale co tam, pośmiałem się z nieszczęśnika i zorientowałem się że nad mą głowa krąży stado bombowców :D


Co prawda bałem się celować w niebo, by przypadkiem nie zostać przypadkowo trafiony w obiektyw.  Ale jako że kolega nalegał, efekt widać wyżej. Po paru iście kocich unikach, doczekaliśmy się  koncertu. Całkiem miło było gdyby nie to że publika jakaś tak strachliwa, wszyscy pochowali się gdzieś z tyłu. Tylko my jacyś dziwni odmieńcy,  pod samą "sceną" wiec korzystając z uroków, tej iście strategicznej miejscówki, zaczęliśmy robić sesję zdjęciową. Bardzo miło ze strony miasta, że na naszej miejscówce postawiła piękny statyw, znany także jako latarnia uliczna. A oto parę fotek z tego jakże użytecznego, miejskiego przybytku.

A po koncercie rozmowa z artystą. I powrót do domu, czyli busem do belki i z buta do domu. tak oto minęła mi sobota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz