sobota, 7 sierpnia 2010

Płyniemy

Dawno już nic na blogu nie napisałem, ale jakoś nie mam weny ani chęci. Ale dziś z racji masy muszę coś skrobnąć.
Dzień rozpoczął się jak zwykle, zapowiedzi synoptyków i radar burz na zaprzyjaźnionej stronie www.andretti.pl, zwiastowały nadejście burzy, radar wręcz wariował, wiedziałem że będzie ciekawie i nie myliłem się, po paru godzinach nadeszły ciężkie chmury niczym ciemno szary koc przykryły niebo zaczęła się burza, a wraz nią niesamowicie ulewny deszcz, pioruny biły w pobliżu mojego domu, a deszcz zacinał falami, czasami spadał drobny grad. Burza trwała dość długo, wystarczająco długo by spowodować zalanie piwnicy u babci, a po chwili zalało także moją mimo że przerobiłem trochę ujście kanalizacji z piwnicy, woda jednak pokonała moje zabezpieczenia i wdarła się do piwnicy co prawda zabezpieczenie opóźniło zalanie na tyle długo, by woda w kanalizacji zaczęła powoli opadać, ale i tak miałem wodę po kostki (u babci po kolana a miejscami wyżej).
Burza skończyła się i wyszło słońce. Więc poszedłem zatankować bidon, wsiadłem na rower i pojechałem obejrzeć straty na dzielni, bo miałem jeszcze 15 min żeby podjechać na umówione spotkanie do Serafina. Okazało się że deszcz naniósł masę piachu i błota na ulice Chopina i było widać wyraźnie że na Wawrzyńca musiał wylać potok Mikulczycki wraz z kanalizacją.
Po tej przejażdżce podjechałem do Przyjaciela, który uwijał się przy zakładaniu błotników do roweru. Następnie wspólnie wyruszyliśmy na masę po drodze spotkaliśmy bikerów z Bytomia, i razem raźnie kręciliśmy w stronę Gliwic, w samych Gliwicach jednego z naszych towarzyszy spotkała nie miła niespodzianka w postaci czarnego mercedesa, który nie patrząc w lusterko nagle skręcił, co zaowocowało kolizją która w moich oczach wyglądała dość groźnie, na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach i rowerach, ucierpiał tylko samochód który wzbogacił się o nowe przetłoczenie na drzwiach.
Po tej nie miłej niespodziance, dojechaliśmy lekko spóźnieni na masę gdzie dostałem swoją własną koszulkę z logo gliwickiej masy i ksywką.
Te okulary to tylko zabezpieczenie przed chlapaniem z opony Serafina na szczęście się nie przydały 
Po chwili masa ruszyła i w przemiłej atmosferze przejechaliśmy przez miasto co chwila stając w korkach.


Jak widać na jednym z powyższych zdjęć dołączył do nas także organizator bytomskiej masy krytycznej.
Jak on na tym jeździ ?? przecież to ma drogę hamowania jak pociąg towarowy ze 100Km/h

Po masie wybraliśmy się jeszcze na lotnisko ale wszechobecna wilgoć szybko nakłoniła nas do powrotu. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o gliwicką radiostację gdzie fociliśmy ile wlezie pogoda była super, niestety komary utrudniały nam życie.
 odblaski to bezpieczeństwo więc i na nodze się znalazły :D

 Taaak odblaski z sakw Serafina świecą trochę mocniej niż moje :D 

Na koniec sesja zdjęciowa rowerów, wierzy i nie tylko :D Takie wariacje przy 15 sekundowym naświetlaniu :D
Z oddali było widać rozbłyski na niebie na telefon dotarł SMS z domu że w Zabrzu burza jest, to skłania nas do powrotu w mrokach pól i lasów. A pro po lasów, wracaliśmy przez las na leśnej, już przed lasem zaczęła gęstnieć mgła po paru metrach było już bardzo gęsto, widoczność na około 2 m w porywach 3 więc wyciągnąłem zapasową lampkę bo diodowa nie dawała rady. I tak z lampką w ręce z duszą na ramieniu, jadąc góra 5 na godzinę przez leśne dziury, dojechaliśmy pod oczyszczalnię ścieków następnie mała sesja foto i do domów. Gdy dojechałem już do domu i dopijałem colę w warsztacie wycierając napęd z syfu, rozpadało się, nie była to taka ulewa jak w południe, ale też dość mocno padało wrzuciłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i po zamknięciu warsztatu wróciłem do domu, by wypocząć po tym fascynującym dniu.
Nocne jazdy, las, nocne fotografowanie, burze, ekstremy, to jest to co lubię najbardziej. Chyba tylko to potrafi wyłączyć na chwilę mojego wrodzonego leniwca :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz