poniedziałek, 15 listopada 2010

Rowerowanie po szkole

Wczorajsza niedziela upływała mi w szkole, na odmóżdżających zajęciach, podczas których rzeczy z pozoru proste i łatwe, które doskonale rozumiałem i potrafiłem wytłumaczyć czy też zastosować w życiu, stają się niezrozumiałe, nie wytłumaczalne, niemożliwe wręcz do ogarnięcia lub po prostu obce. Jednym słowem odmóżdżenie totalne.
I tak odmóżdżony zostałem odwieziony przez kolegę z zajęć prosto pod dom, jak to zwykle bywa tym razem to nawet lepiej że nie musiałem czekać na autobus bo moje ruchy już nie były kontrolowane przez umysł tylko przez kręgosłup, bo mózg już dawno się zawiesił i wyłączył.
Po powrocie opaliłem kompa i dostaje SMSa od Serafina czy nie miałbym ochoty wyskoczyć na bika. Część mnie odpowiadająca za poruszanie się, chciała i to bardzo, ale głowa mówiła siedź jak już usiadłeś, a jak chcesz się ruszyć to idź się połóż, i czekaj aż ci przejdzie.
Na szczęście się zmusiłem i za chwile odziany w letni strój sportowy i okulary z lidla, wyposażone w ciemne szkła (co nie było najlepszym pomysłem) wybrałem się sprawdzić stan roweru. Było na nim błoto (resztki RedRock których nie wypłukała ostatnia mokra masa plus dodatki z ostatniego wyjazdu na ZMK), zaschnie resztki asfaltu, lagi były czarne od przepracowanego burnoxa a na łańcuchu pojawiły się ślady rdzawego nalotu. Czyli rower gotowy do jazdy.
Zapodałem do lampki naładowane akumulatorki, które dawały prąd przez prawie dwa lata, a po ostatniej Gliwickiej masie zapomniałem lampkę wyłączyć i tak sobie mrugała cały tydzień od masy do masy, mało tego całą ostatnią masę świeciła resztkami prądu, to wręcz dziwne co potrafi wytrzymać lampka za 2,50 z wszystko za 2 złote i akumulatorki bezimienne 600mAh każdy.
Po zadumie nad sprzętem rowerowym przywdziałem kask i wyjechałem. Serafina spotkałem akurat gdy już wyjeżdżałem. Wspólnie  pojechaliśmy dalej skręciliśmy w stronę oś. Kopernika, gdzie zaliczyliśmy postój na kładce.
Tam pofociłem chwilę i pojechaliśmy dalej zainspirowani pogodą w stronę Makoszowskiej hałdy. Po drodze mijaliśmy niecodzienny widok jednego z nowych Medikopterów który wylądował na parkingu przed kościołem na Koperniku.
Jazda mijała nam całkiem przyjemnie. Po drodze przetestowaliśmy nowe rondo pod DTŚ robiąc pełne koło i sprawdzając czy drogowcy znów nie zepsuli roboty. Tym razem nie wykryliśmy niczego strasznego :D
Następnie udaliśmy się do parku rodzinnego przez tory i na miejsce afterów masowych.

Po drodze stuknęło mi na liczniku dwa tysiące i jeden kilometr, nie wiem jak to przeoczyłem, ale stało się mam co chciałem, zamknąłem ten sezon dwoma tysiącami.
Za chwilę ruszyliśmy dalej na szczyt hałdy na której ostatni raz byłem wieki temu. Bardzo się na niej zmieniło, urosła trochę ale dalej bez szerokich opon albo typowo błotnych gum trudno się tam przedzierać, Moje racekingi przybrały na szerokości na tyle że z 2.0 zrobiło co najmniej 3.0, Serafin mając szersze widełki ode mnie i posiadając bardziej błotożerne gumy zamienił 2.0 na 4.0 :D
po tej przeprawie dotarliśmy na pierwszą miejscówkę do focenia z której było widać praktycznie całe Zabrze.






 Gdy już chwile tam odpoczęliśmy, pojechaliśmy dalej szukać najwyższego punktu hałdy po drugiej jej stronie.


 Tak robiąc te fotki zastanawiałem się po co komu opcja Sepia w aparacie, wystarczy zachód słońca, mgła i też jest taki efekt :D
Po chwili zadumy nad krajobrazem śląskich miast, uznaliśmy że jak nam słońce zajdzie to ciemno będzie a do domu jeszcze dość kawałek przez hałdę i las.
Czym prędzej udaliśmy się w drogę powrotną. I tu wyszedł mój błąd co do doboru szkieł okularów, bez okularów błoto sypie się do oczu, a w okularach jest jeszcze ciemniej niż w rzeczywistości.
Ostatecznie jechałem całą drogę w okularach, żałując że nie wziąłem żółtych szkieł albo całej saszetki, w końcu miałem ze sobą plecak.
Powrót poszedł całkiem sprawnie i miło mimo ciemności. Gdy wróciłem do domu nasmarowałem lagi i wyczyściłem łańcuch, po czym go wypsikałem burnoxem :D
Pewnie znów będzie hałasował piaskiem miażdżonym w sworzniach, czy jak to się tam zwie.
Tak oto minęła mi niedziela.
Pozdo do następnego razu :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz