poniedziałek, 14 lutego 2011

Przemarzłem do kości ale rowerowanie zaliczyłem

Dziś od rana słonko zerkało mi przez ramię, a gardło jakoś trochę mniej dolegało. Poza tym miałem coś do zrobienia w centrum, więc pomyślałem czemu by nie dojechać na miejsce rowerem. Poza tym pomyślałem że miło byłoby wybrać się zwiedzić RedRock. Tak więc dojechałem, załatwiłem i zaczynam wracać do domu.
Byłem już w pod domem i pomyślałem że, może by jednak zwykłą wycieczkę na Szałszę, może na Żerniki. Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Dojechałem do końca leśnej chcę wjechać do lasu i ... zaliczyłem glebę :D
Lód chyba nie jest naturalny środowiskiem roweru :D 

Drugi pedał zmienił kształt :D Pojechałem dalej, jako że fajnie mi się kręciło, a droga którą zamierzałem wracać do lasu i w stronę Maciejowa nie wyglądała zachęcająco. Pojechałem dalej, i dalej, i pomyślałem że skoro mam przy sobie aparat, zrobię parę fotek drewnianego kościoła. Dojechałem do końca ulicy i myślę sobie, w lewo kościół, raptem paręset metrów, w prawo dojadę do Ziemięcic i może znajomego spotkam, a nawet jeśli nie to i tak równy asfalt kusił. Z resztą planowałem że dojadę i zawrócę. I tak jechałem a wiatr i grawitacja (bo pod górę) skutecznie mnie spowalniały. Ale dojechałem.
Rozkręciłem się, więc coraz lepiej mi się jechało, pomyślałem sobie, podjadę na jezioro w Czechowicach. Dojechałem do rozwidlenia i doszedłem do wniosku że pojadę dalej, co mi szkodzi. I tak jechałem, jechałem aż dojechałem do Łabęd.



Chwilę posiedziałem na zaporze. I pojechałem dalej ale droga mi się nieco dłużyła i postanowiłem zawrócić bo droga paskudna i w ogóle lód miejscami na mnie czyhał. Ogólnie droga była be.
Dojechałem do Toszeckiej i wykończyłem się na tych wszystkich podjazdach, bluza przesiąkła potem i zaczęło się robić zimno, że już nie wspomnę o tym cholernym lodowatym wietrze który bez przerwy wiał mi w twarz.
W pewnym momencie myślałem że nie dojadę do domu, bo zimno, brak kondycji i ... zimno.
Jakoś dojechałem do wierzy radiowej. Ale dalej było coraz gorzej, zimniej i ciągle pod górkę. Właściwie cały dzień dzisiaj miałem pod górkę.
 A tak wyglądała dziś ponad 50-cio kilometrowa nie zaplanowana wycieczka.
W tym miesiącu raczej już na rower nie wsiądę, bo jakoś mnie odrzuciło po dzisiejszej jeździe.
Pozdro i byle do wiosny :D

2 komentarze:

  1. Janek, popełniłeś błąd! Nigdzie nie doczytałem jakobyś miał na owej wycieczce zapas grzańca. Przecież to podstawa na takie warunki pogodowe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz to był zupełny spontan. Tego dania chciałem wykorzystać rower zupełnie użytkowo. A że przejechałem "nieco" więcej niż zamierzone 10km, to tylko świadczy o tym że cięgnie mnie do rowerowania :D
    Byle do wiosny :D

    OdpowiedzUsuń