niedziela, 13 listopada 2011

Elfami do Wisły

Dziś w planie był wypad do Wisły i przejechanie całej trasy od Zabrza do Wisły, i z powrotem nowiutkimi Elfami Kolei Śląskich. Do tego koniecznie z rowerami, by sprawdzić ich kompatybilność z cyklistami.  Ostatnie temperatury raczej nie zapowiadały dużego zainteresowania rowerzystów, więc spodziewaliśmy się że nawet gdyby nie było miejsc na rowery, to nie będziemy za bardzo przeszkadzać, bo to tylko dwa rowery :D

Po szybkiej pobudce i śniadaniu zabraliśmy się za pakowanie, po czym wyruszyliśmy w porannych ciemnościach na Zabrzański dworzec. Na miejscu zjawiliśmy się jakieś 20 min przed czasem, i rozgościliśmy się na kolorowych ławkach.

Pamiętając wpis na blogu Daniela, miałem pewne obawy czy przyjedzie po nas Elf, czy może plan testowania tegoż składu, od Zabrza do Wisły będzie trzeba ograniczyć do trasy Katowice-Wisła.
Punktualnie zgodnie z rozkładem przyjechała na dworzec w Zabrzu biało-niebieska maszyna.
Szybko wyczailiśmy miejsce na rowery, gdzie stał już jeden rower. Haków nie było, więc postawiliśmy rowery oparte jeden o drugi. Rowerzysta który, jak się okazało, też jechał do Wisły, nie miał nic przeciwko zastawieniu jego roweru naszymi.
Tak dotarliśmy do Katowic, gdzie czekała nas przesiadka połączona z dłuższym postojem na chłodzie, z widokiem na rozkopany peron.

Po dłuższej chwili rozległ się komunikat, że nasz pociąg odjeżdża z peronu pierwszego.

Sprint pod ziemią i już byliśmy w pociągu, gdzie tym razem były już zainstalowane haki na rowery.
W drodze do Wisły były już cztery rowery, więc można uznać że mimo chłodu sezon rowerowy kwitnie.
Trasa przebiegała nam spokojnie. Było ciepło, wygodnie i miło :D
Gdy dojeżdżaliśmy do ostatniej stacji, pociąg był już prawie pusty,


Ostania stacja, czyli Wisła Głębce przywitała nas słońcem i świeżym górskim powietrzem, jakiego próżno szukać w centrach Zabrza czy Gliwic. Po szybkim rozeznaniu w terenie,


obraliśmy kurs na Czarne, podążając, na tyle na ile to było możliwe, ścieżkami rowerowymi.
Po chwili zaliczyliśmy pierwszy postój by się czegoś napić.

Nie. Nie piliśmy wody z rzeki :D



Gdy już odpoczęliśmy, wybraliśmy się w dalszą drogę w stronę wodospadu w Czarnem.


Z stamtąd udaliśmy się na zaporę. Tutaj było widać że kondycja wraz z końcówką tego sezonu, zaczyna słabnąć. Ale na dwoje tak upartych jak My, nie ma siły i dojechaliśmy w całkiem niezłym tempie.





Mimo że było niewiele ponad zero stopni, rozebrałem się do koszulki, by trochę odparować i przesuszyć ciuchy. O dziwo nie zmarzłem :D


Gdy już nasiedzieliśmy się na zaporze, zrobiliśmy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcia na zaporze.

Następnie pojechaliśmy w stronę Malinki by zobaczyć tamtejszą skocznię.
A potem dalej w okolice pensjonatu Uśmiech w którym dane było mi gościć jakieś 2 tygodnie. Za tym pensjonatem jest droga na polanę z której rozciąga się piękny widok, niestety rower Agi nie nadaje się za bardzo do jazdy pod górę w dość wymagającym terenie, ja też opony miałem bardziej na szosę, więc nie ryzykowaliśmy pchania rowerów po kamieniach, korzeniach i błocie.
Zaraz po szybkim zjeździe, pojechaliśmy do centrum by kupić oscypki





usiąść sobie gdzieś, no i zjeść coś ciepłego.
Padło na budkę koło rzeki gdzie uraczyliśmy się kiełbaską z grilla (bo tradycyjne ogniskowanie odpadało z racji dość niskiej temperatury).
 Po tym jak okazało się że kolejny Elf jedzie dopiero w okolicach 18 ruszyliśmy jakoś zabić czas na dwóch kołach. Mimo że znam jeszcze parę fajnych miejsc poza tymi w których już byliśmy, nie mieliśmy jakiejś większej ochoty kręcić pod górę, szczególnie że temperatura nie ubłaganie spadała w dół. Co prawda mogliśmy się schować gdzieś w lokalu, ale nie było gdzie zostawić rowerów, więc jeździliśmy sobie tak bez celu po okolicach centrum, zaliczając po drodze uzupełnianie powietrza w przednim kole Agnieszki.



W końcu jedziemy do Ustronia i gdzie znaleźliśmy restaurację, w której przedsionku mogliśmy zostawić bezpiecznie rowery i w miłej atmosferze przy kominku, spędzić pozostały do odjazdu pociągu, czas.

 Po przyjemnej kolacji i wygrzaniu się przy ogniu, ruszmy na dworzec gdzie za parę min podjechał po nas Elf.
I tym razem przedział rowerowy jest pełen. Trixi nie znała tym razem miejsca na haku więc przypięliśmy ją pasami w miejscu dla inwalidów.
Tym razem trafił się spory ruch, bo pociąg był pełen studentów. Zajęliśmy miejsca koło rowerów na przeciwko toalety. Po chwili dołączyły do nas dwie studentki i jakoś czas szybciej leciał, gdy żartowaliśmy z innych podróżnych strasząc opłatami za kibel :D
Gdy dojechaliśmy do Katowic, od razu zeszliśmy do podziemi, by się czegoś napić. Po chwili jednak usłyszeliśmy zapowiedź naszego pociągu. Więc ruszyliśmy na peron i ku naszemu zdziwieniu nie ujrzeliśmy tam Elfa, lecz nieco starszego Flirta. Co prawda bez przekonania że to nasz środek transportu, ale wsiedliśmy do środka, i  widząc znajome mapki oraz reklamy Kolei Śląskich rozsiedliśmy się na wygodnych fotelach. Zostawiając rowery w przejściu.
Pociąg miał odjechać za jakieś 20 min wiec zabraliśmy się za pałaszowanie domowej roboty drożdżówek.




W tym momencie stwierdziliśmy że na ciepło smakują lepiej więc...




Trochę je podgrzaliśmy :D
Powrót do domu przebiegł bardzo spokojnie. Było na tyle spokojnie, że powoli robiło się sennie, ale jakoś wypatrzyliśmy naszą stację i wysiedliśmy.
Potem już spokojnie na kołach z Zabrzańskiego dworca do domu. Po takim dniu nawet podjazd na Mikulczyckiej był jakoś mniej stromy niż zwykle.
W domu na zakończenie dnia zjedliśmy jeszcze oscypki na ciepło, tak na miłe podsumowanie miłej niedzieli w górach.



Wracając jeszcze na chwilę do Kolei Śląskich cały wypad dla dwóch osób (przy czym Aga ma zniżkę studencką) z rowerami zamknął się w około pięćdziesięciu zeta tam i z powrotem.
Jak by ktoś nie wierzył to mam dowód.



Zwykły bilet liniowy bez ulg kosztuje 12zeta, ulgowy jakieś 5,88. Rowery to dopłata 4 zeta od sztuki. Koszty niewielkie, a można w komfortowych warunkach dojechać na miejsce i wrócić. Jedyna wada to to, że do Wisły jadą tylko dwa pociągi, jeden rano, drugi wieczorem. I chcąc wrócić w okolicy południa musielibyśmy korzystać z innego przewoźnika, co jak sobie na szybko przeliczyliśmy wyszło by o wiele drożej. 
I nie było by tak komfortowo.

To tyle dziś 
Pozdro

1 komentarz: