Ostatni tydzień był pełen atrakcji, a także pracy i przyjemności w jednym. Jakiś czas temu dostałem propozycję by wraz z Agnieszką wziąć udział w targach Automaticon w Warszawie, jako wystawca i jak to miałem napisane na wizytówce, "Specjalista d/s technicznych".
Już przed wyjazdem dostałem zadanie bojowe. Ożywianie synchronizatora który miał być wystawiany między innymi na targach. Robota poszła w miarę sprawnie, mimo prowizorycznego miejsca pracy i napiętego harmonogramu.
Około 15:00 spakowaliśmy się do auta, wypełniając każdą wolną przestrzeń w bagażniku, oraz na tylnych siedzeniach, masą sprzętu specjalistycznego. Po czym ruszyliśmy w długa drogę do Warszawy.
Stolica przywitała nas korkami, ale około godziny 20 byliśmy już w hali wystawienniczej i podłączaliśmy sprzęt.
Około godziny 22 rozległ się komunikat, obwieszczający rychły koniec przygotowań. Na szczęście skończyliśmy główne prace parę min przed końcem, wiec na dzień następny została tylko kosmetyka.
Po wyjeździe szukaliśmy jeszcze chwilę jakiejś restauracji by zjeść kolację, i pojechaliśmy do hotelu w malowniczym lesie na Bielanach.
Już pierwszego dnia odkryłem przykry fakt, iż do naszego pokoju nie dociera WiFi, a co za tym idzie prace związane z internetem stały pod znakiem zapytania. Na szczęście przewidziałem brak WiFi i wykupiłem spory pakiet megabajtów w Heyah, by być online niezależnie od położenia.
Jak się okazało nic mi to nie dało, bo malowniczość okolicy hotelu skutkowała brakiem zasięgu 3G, a co za tym idzie miałem tylko łącze GSM. Które mimo modłów i starań nie dawało żadnego komfortu korzystania z sieci. Bo kto to widział by poczta ładowała się ponad minutę?
Tak więc darowałem sobie korzystanie z netu przez ten tydzień. Z resztą czasu na to było niewiele.
Następnego dnia wypoczęci i gotowi na wyzwania dnia pierwszego, ruszyliśmy w stronę centrum, by po dłuższej korko-chwili czekać na możliwość wjazdu na zaplecze hali.
Oczekiwanie nie trwało długo i już mogliśmy się poruszać swobodnie tam gdzie inni widzą tylko napis "nieupoważnionym wstęp wzbroniony"
Mijały godziny i przybywało zainteresowanych, instytucje, firmy, politechniki, ludzie prywatni, nie sądziłem że kiedykolwiek będzie mi dane rozmawiać z tyloma różnymi osobistościami świata biznesu i nauki. Co jeszcze ciekawsze nie sądziłem że kiedykolwiek przyda mi się znajomość języka angielskiego, który muszę przyznać, nieco zardzewiał mi przez czas jego nieużywania. Na szczęście Aga jest bardziej na bieżąco więc wspólnymi siłami dawaliśmy radę każdemu interesantowi.
Dni mijały ale każdy wyglądał podobnie, pobudka około 6:00 przygotowanie do wyjścia.
Szybkie śniadanie w hotelowej restauracji, droga do pracy po czym rozpakowywanie sprzętu i uruchamianie go.
Jakoś na godzinę przed końcem dnia pracy czyli w okolicach godziny 17:00 znajdowała się chwila by usiąść,
Okiełznać papiery i przejść się po jednej z kilku hal wystawienniczych,
A na wystawach cuda prawdziwe, każdy kto interesuje się mechaniką, elektroniką, robotyką lub dziedzinami pokrewnymi, powinien znaleźć tu coś dla siebie.
Ja czułem się jak dziecko w wielkim sklepie zabawkowym, które może pobawić się czym zechce.
Dni mijały a po każdym dniu chwila szukania restauracji i powrót do hotelu.
W czwartek wyjątkowo po kolacji mieliśmy okazję przejść się po starówce w ramach wolnego czasu,
Potem do hotelu i przygotować się do następnego pracowitego dnia, wieczorem przyszła także super szybka kamera do zastosowań przemysłowych z oświetlaczem (a raczej małym działem fotonowym) Nie omieszkaliśmy przetestować tego sprzętu w hotelu. A jako że mój komputer wydajnością niewiele ustępował sprzętowi za którego cena ma trzy zera, poprzedzone dwiema cyframi przyprawiającymi o mocniejsze bicie serca, a którego specyfikacja śni się po nocach zapalonym graczom.
Po podłączeniu do mojego sprzętu z wielkiego czarnego pudła, wartego tyle co dom w Słonecznej dolinie zrobiony pod klucz, zobaczyłem jak bardzo można spowolnić upływający czas, podstawowe 3000 klatek na sekundę w 1024p bez żadnej kompresji, robi niesamowite wrażenie, zmniejszając nieco rozdzielczość mogliśmy dojść nawet do niewyobrażalnych 30000kl/s co i tak nie było absolutnym maksimum jakie mogliśmy uzyskać z tych kamerek, nie większych niż kostka Rubika.
Mój laptop jednak pozwalał na ogarnięcie jedynie 3000 kl/s. I pozwalał na nagranie 0.6 sekundy filmu, bo na tyle starczało moje trzy giga ramu.
Widok spadających kropel wody w potrząsanej butelce był niesamowity, aż żałowałem że nie wziąłem żadnej z wiatrówek bo efekt przy strzale mógł by być niesamowity.
Po zabawie szybko pochowałem zabawki i poszliśmy spać by następnego dnia po raz kolejny stawić czoło kontrahentom.
Ostatnia dniówka przeciągnęła się nieco, bo wstałem koło 5.30 następnie szybki prysznic i ostatni raz przywdziałem strój roboczy, czyli garnitur.
Śniadanie jak zwykle koło 7:30 i jazda na halę, gdzie tego dnia panował, można powiedzieć, spokój i wyjątkowo mały ruch.
Korzystając z tej chwili starałem się zwiedzić jak najwięcej się da na mojej hali. Niestety nie dane mi było zwiedzić innych hal, ale Aga zrobiła to za mnie gdy ja rozmawiałem z kolejną osobą zainteresowaną naszą ofertą.
Około 15 wszyscy wystawcy zaczynali się zbierać i rozbierać niesamowite stoiska.
My też zaczęliśmy chować sprzęt, pakować kable i powoli rozbierać stoisko.
Skończyliśmy nieco przed 20:00 a punkt ósma ruszyliśmy w drogę powrotną na dwa auta. Późna pora i monotonna jazda przy ograniczeniu do 60 i pachołkach rytmicznie przelatujących za szybami naszego samochodu mogą uśpić nawet najlepszego kierowcę, ja walczyłem jak mogłem by zareagować gdyby kierowca miał przysnąć. W pewnym momencie poczułem szarpnięcie samochodem jak się okazało trochę straciłem kontakt z rzeczywistością i w tym samym momencie kierowca nieco zboczył z kursu, zbliżając się niebezpiecznie do pachołka, od tej pory starałem się nakręcać rozmowę na jakiekolwiek tematy, byle by tylko nie zasnąć. Aga w tym czasie odsypiała ciężki dzień na siedzeniu między kierowcą a mną. Po 100km zatrzymaliśmy się w restauracji "Janosik" gdzie pierogi wielkości mojej pięści, uzupełniły zapasy energii które od śniadania nieco się nadwątliły. Jazda trwała niesamowicie długo. Tak że w Gliwicach byliśmy koło 2:30 szybki telefon do domu skąd przyjechał tata i podwiózł mnie do domu.
Nieco przed godzina 4:00 poszedłem spać ale w praktyce przespałem może 45 min i już zbierałem się do szkoły, gdzie zacząłem poważnie odczuwać brak porządnego snu. O ile na tych paru przerwach dawałem rade, o tyle na samych zajęciach walczyłem sam z sobą by nie usnąć na stole. Prawie 3 litry napojów energetycznych trzymały mnie w świecie realnym, niesamowite uczucie gdy mózg zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością a ciało działa jak nakręcone.
Po szkole szybkie skany by klasa dostała zadania na czas, i po obiedzie wsiadłem do auta by ruszyć do Gliwic, bo obiecałem przeprowadzkę telewizora. Z pomocą Jaśka znieśliśmy wielki, kineskopowy i bardzo nie wygodny telewizor do auta, by za chwile wnieść go na drugie piętro i podłączyć.
Następnie mimo szczerych chęci odwiedzenia ukochanej w jej pracy nie dałem rady. Odwiozłem kolegę do domu, chwilę pogadaliśmy i ruszyłem w drogę powrotną, zaliczając po drodze kontrolę trzeźwości, pierwszą w życiu.
Co prawda alkomat nic nie wykazał, ale gdyby oceniał stan zmęczenia to przekroczyłbym limity.
Dojechałem do domu i jeszcze chwilę trzymałem się jakoś na nogach, ale kofeina we krwi szybko przestawała działać w drodze do pokoju słaniałem się na nogach.
koło 23 padłem na łóżko. Między ta sobotą a niedzielą nastąpiła zmiana czasu, budzik w telefonie przestawił się automatycznie ale zegar w moim organizmie który budził mnie zawsze przed budzikiem w telefonie, był jeszcze w głębokiej fazie Ren, gdy rozległ się dźwięk (R)X-club (wtajemniczeni wiedzą co to za cholera :D)
Zerwałem się z łóżka jak poparzony, bez sił do czegokolwiek, automatycznie wręcz spakowałem się i poszedłem na autobus.
W szkole jeszcze bardziej dobijało mnie zmęczenie, znów chemia trzymała mnie przy życiu. Po szkole postanowiłem zrobić coś z sobą bo czułem się okropnie, a na to zazwyczaj pomagał rower. Poszedłem więc się przejechać i przewietrzyć mózg.
Z założenia miałem tylko najbliższą okolicę zwiedzić, ale zajechałem przez hałdę na Czechowice.
Swoją drogą nawet dobrze bo brakowało mi wyciszenia przy wodzie,
Moje wyciszenie nie trwało długo, bo po chwili spotkałem Scuda z Leszkiem i rozgadaliśmy się okrutnie. W międzyczasie zadzwonił Serafin z propozycją wybrania się do M1, niestety rozmowa przeciągnęła się na tyle że nie wyrobiłem się na czas do domu. W domu po raz kolejny poczułem jak chemia daje za wygraną i już koło 21:00 leżałem nieprzytomny w łóżku,
Tym razem spałem aż do 11 co chyba powinno załatwić problem ostatniego niewyspania. Bo pisząc tego posta jeszcze nie jestem tak śpiący jak wczoraj na zajęciach, a jest już grubo po 23:00
To tyle na dziś, do zobaczenia następnym razem :D
Pozdro
Och Janek, siedziałeś tydzień w stolicy i nawet nie karnąłeś się tam rowerem? Odejmuję Ci 5 punktów od Twojego dorobku rowerowego :)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w zeszłym roku byłem na targach motoryzacyjnych w Poznaniu i myślałem tylko o tym, jak już się wszystko skończy i pójdę pojeździć na rowerze. Wiele przegapiłem ponoć, ale jak wiele zobaczyłem :)
Wiesz Daniel nie było za bardzo gdzie zabrać roweru, a nawet jeśli to i tak czasu by nie było. bo wolnego mieliśmy tylko tyle co na sen...
OdpowiedzUsuńPodziwiam za taki "maraton". Sam bym chyba jednak nie zniósł 3 litrów różnych magicznych napojów ;) Widzę na zdjęciach znajome miejsca, nie wiedziałem, że zjawiacie się w Warszawie, no ale teraz i tak już za późno... :) Po Lasku Bielańskim kręciłem się kiedyś na MTB ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowite, co piszesz o nagrywaniu w zwolnionym tempie - te liczby naprawdę robią wrażenie i nie do końca mieszczą się w mojej głowie. Chociaż coś tam kiedyś o tym słyszałem, to i tak jestem w szoku.
Mi też z początku trudno było uwierzyć, ale jak zobaczyłem na żywo i sam mogłem się tym pobawić to zupełnie inaczej na zwykłe aparaty teraz patrzę :P Żadnej kompresji, rozdzielczości ponad zwykle cywilne HD i to jak to wszystko fajnie działa :P Podpinasz kabelek sieciowy dwa kliknięcia i możesz nagrać zapalającą się zapałkę :P
OdpowiedzUsuńSuper sprawa, nie trzeba już wtedy nawet oglądać Discovery ;) Tylko - tak jak piszesz - cena może boleć ;)
OdpowiedzUsuń