piątek, 20 kwietnia 2012

Urodzinowa Gliwicka Masa Krytyczna

To już trzy lata minęły, odkąd Gliwicka masa wyjechała na ulice miasta. Może i nie było mi dane przejechać z Gliwicką ekipą wszystkich trzech lat, ale obserwowałem początki masy, gdy na forum rowerowym zaczynały się nieśmiałe plany spotkania się na rowerach i przemierzenia wspólnie ulic miasta. Obserwowałem i męczyłem Serafina moimi spostrzeżeniami. Chciałem wybrać się na to wydarzenie, ale nie czułem się na siłach, ani nie miałem na tyle zapału do kręcenia by porywać się na wyprawy w nieznane mi wtedy okolice.
Po jakimś czasie i Serafin się wkręcił, gdy mi już powoli przechodził zapał. Pojechaliśmy więc i się zaczęło. Miła atmosfera, pozytywni ludzie, nowe kontakty i doświadczenia. Impreza kręciła się w najlepsze, a my poznawaliśmy coraz to więcej rowerowych zapaleńców. Potworzyły się przyjaźnie, wspólne aftery integrowały nas coraz bardziej. Nim się obejrzeliśmy powstała masa w Bytomiu, dając nam kolejną szansę wyskoczenia na rower w piątek wieczorem i jednocześnie dając szansę na poznanie kolejnych ludzi. Po jakimś czasie masa wystartowała także w naszym mieście (nie bez problemów co prawda).

Stworzyła się stała ekipa, która potrafiła dotrzeć na masę nawet w warunkach pogodowych w których jazda na rowerze, dla normalnego śmiertelnika, wydaje się być szaleństwem. Powstało zaufanie i pomysły na wspólne wypady. I tak z człowieka dla którego rower był tylko maszyną pozwalającą zwiedzić najbliższa okolicę(czyt. Mikule i okolice), zmieniłem się w rowerzystę dla którego nie istniała już bariera ilości kilometrów. Nawet granice państwa nie były już żadną przeszkodą.
Bo razem mogliśmy więcej niż w pojedynkę.

Z rowerową bracią byliśmy na Górze św Anny i w Czechach, czyli w miejscach o których myślałem że trzeba być zawodowym kolażem, z wieloletnim doświadczeniem, na sprzęcie za grube tysiące, by do nich dojechać.
Jak się okazało nie sprzęt a zapał i technika czyni z Ciebie zawodnika. Bo mimo nikłej kondycji i słabej wydolności, dałem radę dotrzymać tempa reszcie ekipy.

Po roku jazdy okazało się że masa zmieniła nie tylko moje podejście do kolarstwa. Zmieniła także moje nastawienie do świata. To dzięki masie właśnie, poznałem najwspanialszą kobietę na świecie, to na masie właśnie się zakochałem, można powiedzieć że wspólne przejazdy na masie nas połączyły.
Powiedziałem kiedyś w natchnieniu chwili że "Masa łączy ludzi". Niby proste słowa a jednak mają w sobie niesamowity przekaz, który są w stanie pojąc tylko ludzie którzy tego doświadczyli. A jest ich sporo i będzie coraz więcej, bo masa trwa, coraz więcej ludzi przyjeżdża na zbiórki. Przyjeżdżają samotni, wyjeżdżają pary i to jest stała tendencja :D
To działa nawet na zatwardziałych kawalerów :P

Chciałbym z tego miejsca bardzo podziękować wszystkim, za to wszystko, dzięki czemu stałem się tym kim jestem teraz, za to że otworzyłem się na świat i na ludzi, za przyjaźnie, za to że było mi dane przejechać z Wami tyle kilometrów, za to że poznałem swoją drugą połówkę z którą zamierzam rowerowo spędzić resztę życia.

Na koniec nie byłbym sobą, a mój post nie był by pełny gdybym tradycyjnie zdjęciami nie opisał przebiegu masy, bo słowa nie oddadzą tego co dusza chce przekazać, a zdjęcia pozwolą choć trochę pokazać ilu ludzi potrafi się zebrać by spokojnie bez kłótni i sporów przejechać kawałek, miasta.
Człowiek chyba faktycznie jest zwierzęciem stadnym, a jeżeli stado ma wspólną cechę to jest idealnie.
Nas połączyła jazda na rowerze...












To tyle z dzisiejszej masy krytycznej, wiem że post tydzień po, ale wcześniej się nie dało...

Pozdro

1 komentarz:

  1. ...aż nasuwa się pytanie: "Co by było, gdyby nie było Masy?!"

    Merci à vous tous!

    OdpowiedzUsuń