poniedziałek, 14 września 2009

To była jazda:D


Dziś miałem okazje jechać na rowerze w końcu, na prawdę bardzo mi tego brakowało. Ale jechałem rowerem nie byle jakim, bardzo możliwe że już unikatowym i wartościowym. Rower ten pochodzi w roku 1950, plus minus 3 lata czyli jest dużo starszy ode mnie, nie jest może w najlepszym stanie, bo suport ma nie dokręcony koła dość rozcentrowane, pedały w kiepskim stanie i złamaną sprężynę siodełka. Ale ten piękny sprzęt jest weteranem, zabrałem go od dziadka, bo chciał go wyrzucić na śmietnik, a mi szkoda było takiego cuda. Przyjechałem nim po pracy u dziadka do domu . Było to bardzo ciekawe przeżycie, to dziwne uczucie podczas korzystania z hamulców, które działają zupełnie inaczej niż w dzisiejszych rowerach. Torpedo może i jest znane i używane do dziś ale w tych czasach, hamulec którego zasada działania, polega na dociskaniu drewnianego klocka, do górnej części opony to już rarytas. Doznania podczas jazdy są trudne do ujęcia słowami. Szczególnie że przednia sprężyna w siodełku była pęknięta, i dwa baaardzo ostro zakończone pręty, wystawały na samym przecie siodełka, czyhając  i złowieszczo skrzypiąc w kierunku wiadomym. Przyznam szczerze nie jeździłem rowerami trekingowymi ani kolarzówkami, dalej niż parę metrów, więc nie mam doświadczenia, ale jazda na tym rowerze była niesamowicie wygodna i bardzo szybka do tego płynna, dystans od dziadka do domu czyli jakieś 6 kilometrów, przebyłem bardzo szybko nie męcząc się w ogóle. Rower ten przypomina trochę ten na fotce na samej górze posta. Tyle że nie ma czarne stalowe felgi piasty i suport wyposażone w kalamitki, a to już naprawdę jest niespotykane. Gdy doprowadzę go do porządku, to dodam parę fotek, czeka go zmiana pedałów i siodełka, ale resztę zamierzam zostawić w stanie takim jaki był w latach 50, jedynie go porządnie wyczyszczę i nasmaruję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz