środa, 21 kwietnia 2010

Piach, wszędzie piach :D

Dzień wczorajszy upłynął mi bardzo ciekawie, a to za sprawą pomocy w budowie roweru oraz  testowaniu tegoż roweru. Zacznijmy jednak od początku.
Dzień rozpoczął mi się od spotkania z Mariuszem, u niego na placu, w chwilowym, zaimprowizowanym na dziko warsztacie, na wolnym powietrzu. Gdy przybyłem wyposażony w aparat, scyzoryk i chęci do twórczego myślenia, zastałem kumpla przy na wpół rozebranym "czołgu" (rowerze). Chwilę stałem i obserwowałem i jak kolejne części zostają odkręcone od roweru. Jednocześnie czas leciał na omawianiu tematów roweropodobnych, po czym dostrzegłem przednią przerzutkę z "czołgu" niby zwykła ale po przetarciu okazało się że to prawdziwa przerzutka Shimano, więc czym prędzej w garść szmatka i zaczynam czyścić (nie ma nic piękniejszego niż wypolerowana przednia przerzutka błyszcząca stalą nierdzewną) zajęło mi to chwilę i już sprzęcik raził po oczach. Czyszczenie tak mnie wciągnęło że dobrałem się do innych części to zaowocowało pięknym blaskiem roweru i powodowało zdziwienie oraz zachwyt osób mijających błyszczący jednoślad, ale to już inna bajka. Żeby nie było że tylko czyszczeniem się zajmowałem część merytoryczna oraz regulacja tylnej (wyczyszczonej przy okazji) przerzutki oraz jej prawidłowe ustawienie względem ramy i koła, to też nie chwaląc się moja zasługa (doświadczenie z mojego besta się czasem przydaje):D Snuliśmy też przemyślenia jak powinny być założone łożyska w suporcie, żeby nie trzeszczało i luzów nie łapało(ps. Miałem rację ).
Po złożeniu i doczyszczeniu  rundka honorowa :D No i poszedłem na obiad. Koło 15:00 wyjazd na małe docieranie wynalazku oraz sprawdzenie co odleci pierwsze jak się okazało pierwsza odleciała moja pompka oraz ja ale o tym zaraz.
Jadąc tak i wsłuchując się cisze jaką generuje Mariuszowy rower, zacząłem się coraz bardziej zastanawiać dlaczego mój rower zagłusza tą cisze cykaniem. Myśląc tak, można powiedzieć że odleciałem, bo przejęty rozmyślałem, zapomniałem że mój rower ma cholernie szeroką kierownicę, co zaowocowało przyhaczeniem płotu i słupka, postawionego na i tak dość wąskiej ścieżce. I tu muszę nadmienić że ścieżka miała koło 1 metra szerokości może mniej a moja kierownica ma trochę ponad 40cm co daje nam baaardzo mały margines błędu przy wykonywaniu manewrów. Tym oto sposobem powiedzmy sobie szczerze nie zmieściłem się. To doświadczenie  za skutkowało paskudną "dziarą" na ramie w dość widocznym miejscu, poharataniu prawego chwytu na kierownicy oraz rozwaleniu uchwytu pompki, dlatego też nabyłem dziś droga kupna, nową pompkę za cenę 9,99 w realu, tak tak tylko dla uchwytu.
jadąc dalej nie mieliśmy już jakichś drastycznych przygód wręcz odwrotnie było fajniej a nawet bym powiedział genialnie.
Jadąc przez pola natknęliśmy się na, tu uwaga coś na  wzór krateru wypełnionego piachem. A jako że w każdym z nas drzemie dziecko, daliśmy się porwać beztroskiej zabawie w tej wieeelkiej piaskownicy. Zabawa polegała na wdrapywaniu się na obrzeża krateru i zjechaniu w dół unikając jednocześnie widowiskowej gleby. Ale piasek daje nam taką możliwość że nawet podczas gleby niewiele nam się stanie dlatego gleby były mile widziane :D zjazd z góry nie  zajmował więcej niż 10 sekund ale jaka zabawa była.





 Przejazdy zostały uwiecznione w formie  fotograficznej oraz filmowej niestety ograniczenia bloggera sprawiają że przyzwoity film kręcony aparatem staje się no cóż ,mało czytelny i wygląda jak nakręcony telefonem i to kiepskim.

Oczywiście każda jazda się kiedyś kończy i trzeba wjechać spowrotem jak widzieliście zapewne na blogu obok podjazd pod górę w piachu nie jest rzeczą łatwą.
Ja mam na to  inne sposoby.
Tak tak wnosiłem go, a co się będę, aluminium nie waży aż tak dużo :D
Wszystko co dobre szybko się kończy więc trzeba było się zbierać i jechać w stronę naszej pięknej Mikulczycko-Rokitnickiej ścieżki rowerowej. niestety dojazd do tego przybytku był trudny krótko mówiąc  przez błoto, więcej błota, koleiny, większe koleiny oraz ... błoto :D ale w naszym fachu nie ma strachu po dłuższej chwili byliśmy na ścieżce, niestety ja już chyba za stary jestem na takie rzeczy bo myślałem że się uduszę, albo płuca wypluje, w najlepszym wypadku zemdleję, po tym przełaju zaczynam podejrzewać astmę wysiłkową albo zwykłą.  Bo niemożliwe żebym aż tak słabą kondycję miał.
Wracając do wycieczki. Jechaliśmy ścieżka rowerową w kierunku rokity omijając kierowców w blaszakach stojących w korku, który spowodowany został przez beztroskie harce drogowców.
Mijając nową myjnie samoobsługową naszła mnie myśl, że fajnie było by  spróbować umyć tam rower, ale myśl rozwiała się po chwili i jechaliśmy już ulica na końcu której zaczynał się las. A w lesie rura i Cross-country :D zjazd szybki i podjazd wolny jak zwykle w moim wydaniu :D. I tu pierwsza ale nie ostatnia wkurzająca część wypadu jadąc tak mijaliśmy płonące chaszcze, oraz dwóch szczyli w wieku koło 10 do 12 lat bawiących się ogniem. Wiem że to się kłóci z dzisiejszym wychowaniem bezstresowym i nietykalnością cielesna dziecka, ale takie gówniarza to tylko lać i patrzeć czy równo puchnie!!!.
Jadąc dalej teren rozjeżdżony przez koparki albo inne ustrojstwo, ale jak to już powiedziałem w naszym fachu niema strachu.
Po tej przeprawie na szczęście w większości suchej, dojechaliśmy na Helenkę i stamtąd rura na Rokitę. Przejeżdżając koło myjni moja ciekawość wzięła górę i pojechaliśmy skorzystać. Wydaliśmy dwa złote ubawiliśmy się (przynajmniej ja bo operowałem lancą) i umyliśmy rowery :D
Po tym wszystkim podjechaliśmy jeszcze nad znajome źródełko przyjemniej takie było założenie, bo widzieliśmy kolejnych dwóch szczyli w wieku chyba takim samym ci w Rokicie(nieszczęścia chodzą parami) którzy robili to samo co ci w rokicie czyli wywoływali pożary tym razem im się niestety udało.
Tym razem nie obyło się bez wezwania straży pożarnej która przyjechała na miejsce bardzo szybko bo na dobrą sprawę już tam dziś raz była. Po przyjeździe straży, trafiła nam się przejeżdżająca "Temka". Ale nie ma sensu dwa razy wrzucać tego samego zdjęcia więc zapraszam na blog obok. Potem jeszcze chwila na moście nad DK88 i wracaliśmy do domu. I to by było na tyle do zobaczenia na trasie.

3 komentarze:

  1. Czy Wy nie znacie twardych dróg? Takich przyjemnych z tirami, koparkami i autobusami? Z tym się zmierzcie, a nie jak te małe dzieci... w piaskownicy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm czy nigdy nie miałeś ochoty wrócić do dzieciństwa?? :D (my się nie powstrzymujemy) Poza tym twór zwany twardą droga jest nam znany, lecz nie bardzo lubiany z racji swej jednostajnej nudy. Takie jest moje zdanie, niech no się jeszcze Mariusz wypowie:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oto i wywołany do tablicy się wypowiadam: Mnie tam czarne, twarde drogi pełne tirów i wyprzedzanych przeze mnie raz po raz autobusów nie zrażają, ale to gdy jeżdżę sam na dłuższe trasy (jedynie mały uraz do trasy Pyskowice-Gliwice). Jednak z Januszem miło jest powłóczyć się bardziej po bezdrożach, a ta piaskownica to tak przypadkiem się trafiła :)

    OdpowiedzUsuń