Spontanicznie zaraz po obiedzie, wyruszyłem z domu z mocnym postanowieniem spalenia paru kalorii. Jednocześnie wpadł mi do głowy złowieszczy plan, przejechania całego niebieskiego szlaku (o którym ostatnio zbyt często chyba piszę) Na ulicy leśnej włączyłem SportsTrackera, i rozpocząłem prawie 60km podróż, po Zabrzańskich bezdrożach i ruchliwych ulicach. Połowę trasy do Rudy Śląskiej opisałem już przy okazji wczorajszego posta, więc nie ma sensu opisywać go kolejny raz, bo nic się od wczoraj nie zmieniło. Drzewo jak stało tak stoi i nadal mi się podoba :D
Nawet miejsce w którym wczoraj mocowanie siodełka do sztycy uległo mojemu naporowi nie wiele zmieniło, bo w okolicach tego miejsca, dziś strzeliło po raz trzeci. Przekręciłem więc całe ustrojstwo tyłem na przód, i skręciłem za pomocą buta, co poskutkowało zerwaniem klucza. Mam nadzieję że już nie puści.
Wracając do opisu szlaku. O ile do Rudy oznakowanie jest jeszcze do przyjęcia. To dalsza trasa ma spore braki.
Przed muzeum PRL-u skręcamy w lewo, następnie paskudnymi betonowymi płytami szukając kolejnego znaku dojeżdżamy do bram jakiegoś zakładu. Na płocie którego, umieszczona jest tabliczka, informująca nas o kolejnym zakręcie w lewo. W tym miejscu jest zjazd i droga prowadzi dalej w prawo, wzdłuż ogrodzenia aż do nowo nasadzonych drzewek po między którymi znajduje się betonowy słupek (służący do wyznaczania granic działki w terenie) na którym widnieje strzałka w lewo. Dalej trafiamy na rozwidlenie dróg, lecz nie ma tu żadnego oznakowania (lub też nie zauważyłem, w co wątpię). Jedna droga prowadzi na mostek nad rzeką, druga wzdłuż rzeki. Na czuja wybrałem drogę przez rzekę. Miałem fart i trafiłem we właściwą ściekę. Następnie przemykam się z gracją między gruzem a drzewem, na którym widnieje niebieski znaczek szlaku po czym jadę już asfaltem do kolejnego rozwidlenia. Gdzie skręcam w prawo, wjeżdżając na ul. Lompy. Ulicy tej trzymam się aż do przejazdu pod DTŚ, z którego korzystam. Jednocześnie widzę ostatni znak pokazujący szlak. Wjeżdżam na przystanek tramwajowy, i szukam szlaku. Nie widząc żadnego znaczka jadę w stronę pętli tramwajowej, gdzie sprawdzam trasę na Google Maps.
Jak się okazało, szlak prowadzi w przeciwnym kierunku i wymaga przejechania na drugą stronę ul. Wolności. Gdzie po chwili dostrzegam kolejny drogowskaz. Jadąc średnio przepisowo, bo po chodniku docieram do tabliczki, która kieruje mnie prawo przez działki aż do ul.Kroczka, tam niestety nie ma już żadnego znaczka. Tak więc po raz kolejny z pomocą przychodzi elektroniczna mapa wspomagana przez GPS, która podpowiada by jechać w prawo, jadę ostrożnie chodnikiem by nie przegapić ewentualnego znaku. Dojeżdżam do kolejnego skrzyżowania, na którym znak pokazuje że niebieski szlak skręca w lewo w ul. Kalinową.
Skręcam i co jakiś czas mijam drogowskazy, aż do momentu gdy wjeżdżam między garaże. Tu droga się kończy, i stoję przed rozwidleniem, z pięcioma możliwościami skrętu(wliczając powrót do poprzedniego skrzyżowania). Niestety w zasięgu wzroku nie ma nic, co mogło by w jakikolwiek sposób pomóc mi wybrać drogę, po raz kolejny muszę sprawdzić trasę na Nokii, ten kto to rysował też średnio się postarał w tym miejscu. Ale po minucie myślenia "co autor miał przez to na myśli" obieram drugie prawo (z trzech dróg w prawo), i po 300m gdy już myślałem że i w elektronicznej mapie też jest jakiś błąd, odnalazłem kolejny znaczek. Tak wyjechałem na ul. Szyb Jerzego. Drogą tą przejeżdżam pod wiaduktem kolejowym, znanym z ostatniego wypadu z Piernikiem na Biskupicką hałdę. Kawałek dalej na słupie widnieje znaczek szlaku który nakazuje skręt w prawo, w wąską ścieżkę, gdzie rzucają się na mnie psy. Na szczęście ich właściciele je ode mnie odpędzają.
Po tej przygodzie wjeżdżam na bardzo fajny kawałek, o lekkim zabarwieniu górskim. Jest to asfaltowana niezbyt szeroka, droga, o sporej pochyłości (w dół na szczęście) z kilkoma fajnymi zakrętami. Miła odmiana dla monotonni dotychczasowej drogi. Niestety po sześciu zakrętach, trzeba wrócić do ruchliwej rzeczywistości, i skręcić w lewo na ul. Trębacką. Jadę powoli bo widzę kolejny znak który nakazuje zjechać w prawo z dogi. Z dozą niepewności co mnie czeka za drzewem, które przysłania widok, skręcam w pole gdzie, trzeba się trochę nakręcić, jest pod górkę, jest nierówno i trawiasto. Po chwili dojeżdżam do Bytomskiej w Biskupicach którą przecinam by dojechać do ul. Drzymały. Przy której stoi mapa niebieskiego szlaku.
Tą ulicą docieram do przejazdu pod mostem kolejowym, przy zsypie piasku. Pod mostem tylko śmigłem, bo goniła mnie 30 tonowa potwora(TIR), pożerająca pobocze przed zakrętem i mająca chrapkę na bezbronnego kolarza.
Po tej traumie nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, pamiętając jeszcze wczorajszą eskapadę i brak postojów.
Dojechałem do kolejnego rozwidlenia przy na ul. Ziemskiej, i tutaj zaskoczenie, jest znak zabrzańskiego szlaku, ale nie zdziwiło mnie to że był (bo się czasami zdarzało przed rozwidleniem), ale to że prowadzi w lewo i prawo jednocześnie. Tak więc drogę można sobie wybrać, odruchowo pojechałem w prawo, a następnie w lewo w ulicę Szybową. Którą dotarłem do kolejnego znaku postawionego dla zmyły 150 m przed skrzyżowaniem i wskazującą dom po lewej (w domyśle za 150m skręć w lewo). Kawałek dalej wypatrzyłem tabliczkę umieszczoną przy ścieżce, biegnącej obok stawu.
W ten sposób docieram z powrotem do ul. Ziemskiej. W miejscu gdzie buduje się droga dojazdowa do KSSE. Chwilę zajmuje mi wypatrzenie znaku, ale ostatecznie znajduję go i jadę w prawo, udeptaną ścieżką obok ulicy. Oznakowanie co jakiś czas, więc jest dobrze.
W pewnym momencie, trafiam na małą kupkę piasku a za nią na rów w poprzek ścieżki.
Przenoszę rower jadę dalej. Jadąc tak docieram przez las do, pętli autobusowej w Rokitnicy. Z kąt wyruszałem już nie jednokrotnie, niebieskim szlakiem by dojechać do czerwonego. Tym razem nie miałem w planach wygodnego czerwonego. Jadę więc morderczym podjazdem na Gajdzikowych Górkach, następnie w las gdzie robię sobie 3 min przerwy. Następnie ruszam dalej aż do skrzyżowania przez które zazwyczaj przejeżdżam prosto. Pauzuję na chwilę SportTrackera by upewnić się że szlak na pewno skręca w lewo. Moje domysły się potwierdzają i jadę w dół, jednocześnie zapominając uruchomić dalszy zapis trasy.
Dojeżdżam do kolejnego podjazdu, jeszcze bardziej morderczego niż Gajdzikowe Górki, jestem już dość zmęczony. Zmęczenie sięgnęło tego stopnia że jestem zmuszony wrzucić 1:2 bo nie wydolę pod górę.
Kamienie dodatkowo uatrakcyjniają podjazd. Zwykle zjeżdżałem z tej górki i niech tak zostanie. Po przejechaniu lasu, wyjeżdżam koło działek na Helence, gdzie czeka mnie kolejny podjazd, lecz już na tyle łagodny że można podjechać na bardziej cywilizowanych przełożeniach. Oczywiście gruz i śmieci wysypane by zakryć koleiny, nie ułatwiają jazdy.
Mijam garaże i dojeżdżam do pętli autobusowej na Helence koło Elzabu. Nieopodal widnieje tablica z mapą przy której zatrzymuję się na chwilę. Po czym jadę prosto, tak jak znaki prowadzą.
Po drodze szukam oznakowanego zjazdu z asfaltu w teren. Bo tak było na mapie, ale tabliczki przeprowadziły mnie jakoś bokiem. Rozkoszując się asfaltem jadę dalej, aż do ul. Jordana, którą bez kręcenia korbą, zjeżdżam w dół. Trochę przed Akademią medyczną, na wysokości prosektorium czy co to tam się znajduje, widnieje tablica ze strzałką pokazującą właśnie prosektorium. Brama była zamknięta na oko(nie szarpałem, nie chciało mi się) więc nie będę się pchał gdzie mnie nie chcą. Zjechałem więc pod akademię, i sprawdziłem wytyczne na mapie. Odkrywając jednocześnie że traker nie zapisuje trasy. Podłamany tym faktem odkrywam że mapa każe jechać dalej ul. Jordana aż do Rokitnicy, co niniejszym czynię.
Przed skrzyżowaniem skręcam w prawo. I tu znów trochę błądzę bo nie ma znaczków, koniec końców jakoś wróciłem na szlak. I tak jak znaki każą wjeżdżam w chaszcze, na obrzeżach lasu, z którego wyjeżdżam na wysokości ulicy Jabłońskiego, gubiąc tym samym szlak. Jadę więc dalej ulicą Andersa, po czym wracam z powrotem na szlak za jakieś paręset metrów.
Dalej droga wiedzie na ruchliwą ulicę Krakowską by za chwilę wjechać na Grzybowską. która dalej powadzi aż do zjazdu na traktorzystów, tu oznakowanie też nie jest jednoznaczne. Ale przez pola jest już lekko z górki więc się tym nie przejmuję, kręcę delektując się widokiem zielonych pól i bezchmurnego błękitnego nieba.
Przed ulicą Witosa jest kolejna rozbieżność śladu GPS a szlaku oznakowanego w terenie. Ale nieświadom tego pojechałem prosto jak znaki każą.
Ulicą Badestiunsa jedziemy do końca, gdzie znów szlak realny nie pokrywa się z GPSm, ale powziąłem decyzję że jadę tak jak bym nie miał wspomagania. Przejeżdżam pod wiaduktem i jadę w lewo.
Droga fajna, prosta, szutrowa, można poszaleć. Z trzydziestką na liczniku dojechałem do rozwidlenia w Świętoszowicach, gdzie skręcam lewo i dojeżdżam do ulicy Witosa, gdzie trzeba się przedostać na drugą stronę a następnie za barierkę i dalej pod most. Trasa widzie w dłuż torowiska aż do ulicy magazynowej, którą jadę do Składowej, na której skręcam w prawo pod wiadukt, a za wiaduktem znów w prawo by wjechać na Zwrotniczą. W tym miejscu szlak jest dobrze oznakowany.
Mijam swoją dawną szkołę i wjeżdżam na ulicę Łąkową, którą dojeżdżam do Leśnej i zamykam pętlę.
Tutaj jest link do śladu GPS z wypadu
Tego dnia jeździłem jeszcze chwilę by zatankować wodę pod szybem Maciej. A potem zupełnie niespodziewanie zaliczyłem wieczorny wypad z Danielem ale ten wypad świetnie opisał Daniel na swoim blogu więc nie będę tego dublował bo ten post i tak już jest trochę przydługawy.
Sorry za opóźnienie ale jak już miałem się zabierać do zamieszczania postów to blogger zaczął świrować.
Pozdro
Bardzo szczegółowy opis :) CHyba wydrukuję i ruszę na szlak. Omijając odcinek przy Akademii Medycznej zaoszaczędziłeś sobie błąkania się po lesie, bo tam dośc dziwnie ten szlak przebiega aż do Rokitnicy :P
OdpowiedzUsuńMusze sprawdzić jeszcze inne opcje szlaku na Helence :D bo ciekaw jestem jak poprowadzili go przez te chaszcze :D
OdpowiedzUsuń