wtorek, 9 sierpnia 2011

Zakręcony dzień

Cały dzień upływał mi pod znakiem koszenia i innych "przyjemności" ogrodowych. Gdy dochodziła godzina 16:00 na styk kończyłem wszystko co zacząłem i załapałem się na podwózkę pod halę Pogoni, gdzie zaprosił mnie Serafin na mecz piłki ręcznej.
Lekko spóźniony melduję się pod drzwiami, gdzie wita mnie Przyjaciel. Idziemy na trybuny gdzie rozsiadam się w z góry upatrzonej strategicznej pozycji. A Serafin idzie dalej wypełniać swoje służbowe obowiązki.
Ja w tym czasie obserwuje mecz.




Po meczu krótkie pożegnanie i wracam do domu. Z buta do centrum, gdzie jeszcze trafia mi się wizyta w Maku i dalej baną do domu.
Gdy tylko docieram i uruchamiam komputer, Serafin proponuje by pokręcić trochę na rowerze. Zgodziłem się i pojechaliśmy w bliżej niesprecyzowanym kierunku. Po drodze jednak czuję że rower z tyłu zrobił się podejrzanie wygodny, po organoleptycznym sprawdzeniu tylnego koła stwierdziłem dwie atmosfery na palec. Czyli wygodnie, ale z dużym prawdopodobieństwem dobicia opony do felgi nawet na progach spowalniających. Podjechaliśmy więc na BP niedaleko w pobliżu niebieskiego szlaku. Gdzie zatankowałem dodatkowe powietrze, w bliżej niesprecyzowanej ilości, bo manometr jak zwykle fałszował, albo przegiąłem i obrócił się dwa razy, co wydawało się prawdopodobne gdy wjechałem na pierwszy próg spowalniający i odczułem to na tylnej części ciała. Zakręty też jakieś takie nieprzyczepne się zrobiły, więc spuściłem połowę ciśnienia po drodze.
W tym samym momencie mijał nas pociąg i pociągi dziś obraliśmy sobie za cel. Do węzła kolejowego dojechaliśmy dość szybko i Serafin przejął aparat.




 Podczas tego sputingu dostałem informację od Agi że zaraz będzie na Mikulach, i wraz z Piernikiem oraz Skudem, będzie czyścić ramę Piernikowego tandemu. W tym czasie komary zaczynały swój wieczorny nalot, więc czym prędzej udaliśmy się w kierunku domu.
Na wysokości domu Piernika postanowiliśmy zajrzeć jak idą prace. Jak się okazało idą całkiem nieźle ale światła trochę brakuje, tak więc rzuciłem trochę swojego światła na sprawę :D
 I tak około dwóch godzin do wyczerpania Eneloopów


 Po pewnym czasie opuścił nas Serafin i dalej fotek już nie będzie :D Bo opuścił nas też aparat :P W każdym bądź razie nie wiem, czy przez opary preparatu do usuwania lakieru czy od tak sobie panował dobry humor :P
 Żeby nie było, też mam w czyszczeniu tej ramy mały wkład :D Ktoś w końcu musiał oświetlać :D
Gdy latarka przechodziła w tryb <10% rozsiedliśmy się w Piernikowej Altance i jak zwykle śmiechom nie było końca.
Tak oto minął mi wtorek
Pozdro :D

4 komentarze:

  1. Kłamczuchy!
    Jednak to były błyski aparatu-nie zdawało mi się:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam ręce czyste, nawet nie dotknąłem aparatu tej nocy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale nie zaprzeczyłeś ;p współwinowajco jeden!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tam oj tam :D Przynajmniej mam co na bloga wrzucić :D

    OdpowiedzUsuń