niedziela, 14 marca 2010

Stary przyjaciel

Blog ten powstał gdy zaczynałem budować nowy rower, miałem na celu utrwalenie poszczególnych etapów budowy. Ale koniec budowy musiał kiedyś nastąpić i niewiele zostało do opisywania, nie zapominajmy że zanim zacząłem składać nowy rower wcale nie chodziłem pieszo, zanim blog ten powstał jeździłem rowerem z fabryki Krossa o nazwie Best B250. Wyglądem Przypominał "rowery" stojące w hipermarketach za 300zł i tak jak one posiadał pełną amortyzację, jeden spowalniacz tarczowy i 6 biegów na wolnobiegu, do tego niesamowicie toporne manetki, i przerzutki marki bliżej nie sprecyzowanej, które do poprawnego działania wymagały dokładnego ustawiania co 10 km, może i jest to pracochłonne ale dzięki nim nauczyłem się ustawiać tylną przerzutkę z zamkniętymi oczami w kilka sekund, ale odkąd pamiętam zawsze tak było, zawsze rower dyktował ile chce aktualnie mieć biegów. W pierwszym góralu jakim był Magnum MG100 miałem przerzutkę Shimano ona także nie dawała się ustawić, jeżeli ustawiłem ją tak że biegi chodziły płynnie, to traciłem pierwszy bieg lub dwa ostatnie, wtedy jeszcze nie przejmowałem się tym bo myślałem że tak już jest i musi tak być więc ustawiałem przerzutkę tak że działały płynnie biegi od 1 do 5 i to wszystko, bo poco mi 6 skoro i tak nie jeżdżę szybko. Ale wracając do mojego ostatniego roweru tam przerzutkę udawało mi się ustawić tak że działała od 1 do 5 i 6 wskakiwała jak by automatycznie, akurat w momencie w którym była najbardziej potrzebna, więc było ok, bo rozpędzenie roweru warzącego ponad 20 kilo i w pełni amortyzowanego nie jest w cale takie proste, szczególnie gdy ma się tak słabą kondycje jak ja, jeżeli chodzi o jazdę z górki to nie problem bo masa sama się rozpędza, ale pedałowanie po równym to już inna bajka a właściwie horror wyobraźcie sobie taką sytuację chcecie przyśpieszyć wciskacie pedał i w tym momencie sprężyna tylnego zawieszenia ugina się dość znacznie przejmując 50% waszej siły, ale jeżeli chodzi o jazdę w terenie to już zupełnie inna bajka ostrzejsze zjazdy po kamieniach wertepach błocie i innych możliwych do napotkania przeszkodach to miodzio, nie musicie się przejmować jakoś strasznie, że po najeździe na gałąź odczujecie to boleśnie na czterech literach po prostu przepłyniecie po przeszkodzie. Ale tylne zawieszenie tak jak przerzutka potrafi zaskoczyć,
to co widzicie wyżej to tylne zawieszenie które kilkukrotnie wyrzuciło mnie w powietrze na dość sporą wysokość, pamiętam jak raz wystrzeliła mnie z taką siłą że wykonałem obrót rowerem o 180 stopni do przodu, przez przednie koło. W skrócie to rower zachował się jak bym nagle nacisną przedni hamulec do oporu.
wyglądało to tak samo jak wywrotka na tym filmie w 45 sekundzie

tyle że ja nawet nie dotknąłem hamulców po prostu siła nagromadzona w sprężynie mnie wystrzeliła w powietrze.
Ale mój stary Best B250 bo to o nim jest właśnie mowa, wiąże się jedynie z dobrymi wspomnieniami i przygodami mimo że czasem wyglądającymi dość nie przyjemnie. Gdy już tak zebrało mi się na wspomnienia to przypomina mi się pewna podróż do M1 z Mariuszem. Jadąc przez pole na którym dziś stoi sortownia Poczty Polskiej w kierunku M1, miałem dość bolesną dla roweru przygodę. A było to tak, mijamy Makro i wjeżdżamy na polną ścieżkę, bo to zawsze krócej i przyjemniej. Jesteśmy ładnie rozpędzeni, nie pamiętam ile było na liczniku ale szybko było, pole się powoli kończy, przed nami jest kępka trawy. Mariusz ją ominą ale ja z racji na prędkość i to że zauważyłem ją w ostatniej chwili, stwierdziłem kępka trawy mi przecież nic nie zrobi bo co może zrobić?? No to jadę nie przejmując się prosto na nią nagle buuuum, huk, trzask podrzuciło mi kierownice, odbiło mnie trochę na bok, i zrzuciło z siodełka roweru który jeszcze kawałek przejechał siłą rozpędu, ze mną zwisającym na jego boku trzymającym się tylko zgięta w kolanie noga o ramę. Po chwili przednie koło zahamowało samo i leżałem już na boku. Musze przyznać że byłem niesamowicie oszołomiony wstaję patrzę na koło a tam felga w jednym miejscu wygięta, jak by ją ktoś wielkim młotem potraktował, była na tyle wygięta że opona z felga nie mieściły się w widelcu. Po chwili poszliśmy poszukać przyczyny tego stanu mego koła podchodzę do kępki trawy a tam wieki biały głaz, ale żeby go dostrzec trzeba było trawę odgarnąć. No cóż szkoda by było nie pojechać dalej skoro już blisko było, więc inny kamień w ręce i prostuje felgę narzędziem z epoki kamienia szkrobanego :D. Po chwili opona felga i dętka były na tyle wyprostowane że przechodziły przez widelec, ledwie co prawda ale da się jechać, i tu bardzo praktyczny okazał się przedni spowalniacz tarczowy, bo jak wiecie gdy rozwalicie felgę mając V-breke tracicie hamulec, a mając tarcze pogięta felga w hamowaniu nie przeszkadza. Po tej szybkiej naprawie dojechaliśmy do M1 połaziliśmy i wróciliśmy, na drugi dzień bodajże kupiłem nową felgę i samodzielnie zaplotłem stare koło z nową felgą co prawda było lekkie bicie ale jak na pierwszy raz i tak nieźle.

Przygód było dużo, za dużo na jednego posta ale będę je opisywał następnych postach jednocześnie pokazując etapy naprawy mojego starego roweru. Naprawiam go z kilku powodów raz że to dobry rower do sklepu lub w naprawdę ciężki teren dwa ojciec zdeklarował się że jak go naprawie to będzie nim dojeżdżał do pracy po trzecie szkoda było by go wyrzucić. Na razie przeniosłem go z warsztatu do piwnicy z prostych przyczyn w warsztacie wisi Author i mało miejsca jest dwa nie chce mi się wychodzić w ta zimnice i siedzieć w nie ogrzewanym warsztacie, po trzecie zawsze jak idę przyłożyć do pieca mogę podłubać przy rowerku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz