sobota, 23 lipca 2011

Ślub Ani i Kuby

Widzieliście mnie kiedyś w garniturze ?? Pewnie nie. A Widzieliście mnie w garniturze, na rowerze i to w dodatku umytym ?? Dziś mieliście prawdopodobnie jedyną okazję, bo kto wie kiedy znów umyję rower :P
Ale od początku.
Dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. I taki był, bo nie codziennie jeździ się na ślub na rowerze.
Pogoda przez ostatni tydzień była raczej średnio przyjemna, i obawiałem się czy jest sens myć rower i jechać w bardziej wyszukanym stroju. Ale dzisiejsza pogoda zupełnie rozwiała moje wątpliwości. Ślub był planowany na 16:00. Już na 15:40 byłem umówiony z Serafinem, by wspólnie jechać na to wydarzenie. Cały dzień miałem różne typowe obowiązki domowe, od tańca z mopem, aż po naprawę słuchawki od prysznica, czyli to co lubię (odkładać na później :P).Na około 45 min  przed planowanym wyjazdem, w końcu znalazłem czas na przygotowanie roweru. A wypadało by go jakoś umyć, a nie tylko ostukiwać z nadmiaru błota. Po 30 min zabawy z wiadrem szczotką i gąbką w ręku, doprowadziłem rower do stanu którego nie pamiętają najstarsi górale. Szczotka i szmatka nadały połysk, wiecznie upieprzonemu łańcuchowi i innym elementom. Wiadro wody, szczotka, i tajemniczy specyfik o zapachu jabłkowym, plus szmatka, sprawiły że opony i felgi zaczęły lśnić blaskiem jakiego nawet po kupnie nie miały.
Cała rama wyglądała jak nowa (nie licząc rys, chociaż nie to nie rysy. To pamiątki :D). Potem szybki prysznic, i ubieram się na styk z przyjazdem Serafina. Co prawda miałem zamiar jechać w garniturze ale skoro Serafin wspomniał że jedzie na "rowerowo", to i ja nie będę wydziwiał. Czarne bojówki koszula powinny wystarczyć. Wyskakuję z domu patrze ... a tam Serafin na galowo, szybki zwrot o 180 stopni i parę sekund na wskoczenie w bardziej oficjalny strój.
Pod krawatem, w niewyprasowanej (ale równej :)) koszuli, wyruszyłem z domu w asyście Serafina. Daleko nie ujechałem.
Po 20 m spadł mi łańcuch. Jak nazłość spadł z największego blatu. Na złość bo przerzutki w rowerach dają tą fajną przewagę nad rowerami bez przerzutek, że gdy keta spadnie z najmniejszego blatu, wystarczy wrzucić bieg wyżej i łańcuch wskoczy sam. Spadając na zewnątrz złośliwa keta wymagała ode mnie zwleczenia się z siodełka i własnoręcznego ułożenia łańcucha na miejscu. Co owocuje oczywiście usyfieniem paluchów. Po ustawieniu łańcucha na miejscu, z powrotem rozsiadłem się na siodełku i mknąłem za Serafinem.  Po drodze niektórzy ludzie się oglądali z lekkim uśmiechem i niedowierzaniem. Czy rowerzysta w garniturze to taka rzadkość ?? Czy to umyty rower robił takie wrażenie ??
Gdy dotarliśmy na miejsce, kończyła się ceremonia innej pary. Objechaliśmy więc kościół  żeby nie robić sztucznego tłumu przed kościołem. Po czym wjechaliśmy na przedsionek kościoła by zostawić rowery.
Wchodzimy, witamy się z rowerową bracią i oglądamy ceremonię.
Wpadam na pomysł by nagrać co ważniejsze fragmenty, jak się potem okazało fragment trwał ponad 15 min i był na maksymalnym dziesięciokrotnym zoomie :P
Po 4 min mięśnie zaczęły drzeć. Stabilizator to jednak błogosławieństwo :D Mimo stabilizatora obraz nie był taki jak chciałem. Po 10 min to już wyglądało jak bym coś pił, KRÓLESTWO ZA STATYW !!!
Gdy wspaniała ceremonia dobiegła końca, z ulgą mogłem schować aparat do kieszeni. Tu wielkie dzięki dla Agnieszki, która poratowała mnie fachowym masażem. Dzięki temu masażowi przy późniejszych fotkach stabilizator się nie napracował :D
Ustawiliśmy się przed kościołem w oczekiwaniu na młodą parę.
Po chwili się doczekaliśmy :D



Gdy już wszyscy złożyli życzenia i dostaliśmy małą niespodziankę którą podzielimy się jutro. Po czym ,ruszyliśmy w dwóch peletonach, by eskortować Anię i Kubę przynajmniej do ronda pod DTŚ :D



Na rondzie się pożegnaliśmy, i pojechaliśmy obgadać wspólnie gdzie zajmiemy się prezentem. Po krótkiej naradzie wraz z Goofym i Serafinem ruszyliśmy na domy. Odprowadziwszy Serafina, pojechałem jeszcze kawałek z Goofym, by porozmawiać o nowo znabytych gumach które mu poleciłem. Po chwili temat zszedł na motocykle, motorynki i inne ustrojstwa nie wymagające od użytkownika wysiłku na podjazdach :D
Po tej dość długiej pogawędce, ruszyliśmy każdy w swoim kierunku.
Sobota minęła. Ania z Kubą zapewne świętują. A mnie, mimo wczesnej pory, ciągnie do łóżka, któremu nie zamierzam się opierać :D Dziwnie niewyspany, zmęczony zwykłymi domowymi obowiązkami, żegnam was drodzy czytelnicy i jak zwykle ... Pozdro :P

9 komentarzy:

  1. Dziękujemy bardzo za przybycie i oczywiście za eskortę :-)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała przyjemność po mojej stronie :D To był piękny ślub :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie - To był piękny ślub :D I czysty rower :P

    P.S. Keta spadająca z dużego blatu oprócz brudnych paluchów potrafi często upaprać obuwie na którym triumfalnie zawisa :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja miałem fart i zatrzymała się na ramieniu korby :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Tia,ręce które leczą(: nie ma za co!
    Ale-zapisy na masaże to jakoś na priv if u wanted:P

    'Patrzcie, słońce Wam świeci' i ciepłe promienie słońca padające na ołtarz i Parę Młodą - przepiękny widok!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale dostanę jakąś zniżkę na masaże tak po rowerowej znajomości ?? :D

    Nie bez powodu się mówi że ten kościół jest światłem malowany :D tutaj to dobrze widać http://djk71.bikestats.pl/404161,Dwuglowy-Smok.html Niesamowity kościół :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Po rowerowej znajomości...no ewentualnie:P OK(:

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że pojechaliście. Mnie złapała niemoc, ale wiedziałem, że na ślubie będzie poważna obstawa, więc nie było się o co martwić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale było nas trochę mało. Jak byś przyjechał było by jeszcze fajniej :D Ale cóż na "niemoc" nic nie poradzimy :D

    OdpowiedzUsuń