wtorek, 26 lipca 2011

Trochę błotka by pobrudzić to co umyte :D

Planowany od jakiegoś czasu, wypad na były dworzec kolejowy w Wieszowie, nie doszedł do skutku, bo nie był warty narażania się na zapalenie płuc, w tym deszczu i chłodzie.
Po 17 zaczęło się robić nieco cieplej i nie padało. Na dodatek dostałem od Serafina propozycję małej wycieczki po okolicy, na godzinkę góra półtorej bez jakiegokolwiek planu.
Podjechałem pod jego willę, gdzie trwałą już trudna operacja montażu nowej lampki. Po chwili dojechał także Piernik i zaczęliśmy się zbierać. Pozostało jednak pytanie, gdzie by tu pojechać, żeby nie było daleko, i nie było błota.
Już za bramą okazało się że pierwszym celem będzie stacja BP z darmowym kompresorem.
 Gdy rower został już dotankowany świeżym luftem z kompresora, znów nie mieliśmy pomysłu gdzie jechać. Na rondzie koło multikina zdecydowaliśmy jechać przez Waryniol, w stronę kąpieliska na Maciejowie i dalej na Czechowice albo okolice.
Gdy dojechaliśmy pod most prowadzący pod nowo budowaną autostradą, rowerzysta wracający z przeprawy pod wiaduktem ostrzegł nas, że jest tam masa błota i nie warto się tam zapuszczać.
Pojechaliśmy więc wzdłuż autostrady w stronę Szałszy i przejechaliśmy komfortowym przejściem dla zwierząt. Po drugiej stronie czekała nas jednak niezbyt miła niespodzianka w postaci ... błota.
Wpadłem na głupi pomysł by przejechać się kawałkiem betonowej rynny, w rowie odwadniającym, aż do schodów (przynajmniej tak mi się wydawało) a następnie wskoczyć na autostradę i nią dojechać do Szałszy.
TO NIE BYŁ DOBRY POMYSŁ
 W tym momencie bardziej przypasowały by oponki na błoto, a nie RaceKingi :D
Po dojeździe do pierwszego zjazdu do lasu, okazało się że wszyscy po równo albo prawie po równo, stracili przednie hamulce. Co najgorsze nie wiedzieliśmy dla czego.
 Po umyciu zacisków i tarcz wodą z bidonu, hamulce nie wykazały poprawy, po dokręceniu stałego klocka czułem tarcie ale hamulec i tak nie działał. Po drodze zatrzymaliśmy się by jeszcze raz sprawdzić co jest nie tak z tymi hamulcami.
Po dłuższej chwili dłubania hamulec odżył ale był już dokręcony do granicy możliwości, regulacji a tarcza tarła o zacisk i stawiała lekki opór podczas jazdy. Ale hamulce odzyskałem.
Po chwili namysłu, postanowiliśmy pojechać do mnie, umyć rowery i sprawdzić co z nimi jest nie tak.



Po tym jak Serafin i Piernik stwierdzili, że prawdopodobnie skończyły im się klocki, zacząłem się obawiać że moje (mimo że już w tym roku je wymieniałem) Mogą być starte.
Koledzy pojechali do domów a ja wykręciłem zacisk i zabrałem się za rozbieranie i czyszczenie.
Jako że już wymieniłem obie pary klocków, zostały mi te zużyte na awaryjne sytuacje, a ta właśnie do takich należy bo są nieco grubsze niż ten który dziś zajechałem.
Poszukałem jakiejś pary najgrubszych klocków ale i tak znów będę musiał kupić nowe. Tylko się pytam dlaczego to cholerstwo musi być takie drogie i takie słabe. Przydały by się jakieś zamienniki tańsze i mocniejsze.
To tyle z wczoraj :D
Pozdro

6 komentarzy:

  1. Zdjęcie przedniej przerzutki wygląda mało apetycznie... ;) Powodzenia z klockami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest źle wyglądała gorzej :P Dolomity są bardziej lepkie i to dopiero wygląda nieapetycznie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, a był taki czysty... :P Hmm, takie klocki przynajmniej mają niską masę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby tak :D Ale ja jakoś nigdy nie zwracałem uwagi na masę roweru :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo w rowerze istotna jest tylko jedna masa - masa przyjemności! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze prawisz :D masz u mnie plusa :D

    OdpowiedzUsuń