wtorek, 22 marca 2011

Dwa dni rowerowania

Wczoraj z racji tego że Serafin, jakiś czas temu zakupił nowego aluminiowego pirata,

pojechaliśmy dotrzeć go na okolicznych stromiznach. Trasa krótka zwięzła i na temat. Najpierw na nasz ulubiony wiadukt, potem próba prędkości na zjeździe, gdzie bez przeszkód rozwinęliśmy standardowe już 50+ km/h, następnie podjazd z powrotem i wzdłuż torów aż pod byłą kopalnię Mikulczyce. Dalej prosto koło cmentarza i w stronę Zwrotniczej, gdzie na nasypie przyuważyliśmy Temkę a zaraz potem drugą.


Chwilę poczatowaliśmy za aparatem focąc ją jak tylko się dało, po czym pojechaliśmy dalej. Co rusz napotykaliśmy się na nowo wymalowane znaki niebieskiego szlaku rowerowego.
Po dojeździe do lasu na końcu leśnej, postanowiliśmy powziąć strategiczny odwrót, by nie pochlapać pięknego nowego nabytku Serafina.
Jeszcze na chwilę zatrzymaliśmy się na małą sesję fotograficzną. I pojechaliśmy okrężną drogą do domów, gdzie w błocie po felgę, dokonaliśmy usyfienia  Serafinowego bika :D
Po tym wszystkim odprowadziłem kumpla pod dom, a sam udałem się na Rokitnicę by dobić do 20km  i umyć rower za złotówkę, tak dokładnie to tylko opłukać przerzutkę bo nawarstwiło się na niej sporo błota przez tą jedną przejażdżkę. Po wszystkim wróciłem do domu i zmieniłem opony na bardziej letnie, co niniejszym zwiastuje oficjalny koniec zimy. Mając jeszcze trochę przydomowych obowiązków nie wybrałem się już tego dnia na ognicho na hałdzie.
Ognisko za to odbiłem sobie dziś, ale najpierw z Serafinem pojechaliśmy do centrum Zabrza by pośmiać się z kolejki przed urzędem skarbowym. ale za nim dojechaliśmy do urzędu na Mikulczyckiej zauważyłem różnicę po zmianie opon. Continental Race king i +10 do prędkości, co zaowocowało 60tką na liczniku.
Po dojeździe i wyśmianiu kolejki pod US, pojechaliśmy w celach poszukiwawczo-zarobkowych, do Decathlonu gdzie przypadkiem zakupiliśmy dwie identyczne torby podsiodłowe  w cenie ... przemilczmy to :D
Następnie szybki powrót do domu gdzie zregenerowałem siły sokiem z świeżych pomarańczy. Po chwili pod bramą stali Serafin razem Kubą, po krótkim przywitaniu mknęliśmy w stronę domu Kubusha, by już razem w takiej ekipie wjechać na hałdę, gdzie w ekspresowym tempie udało nam się rozpalić ognisko. Po chwili zjawili się kolejni bikerzy, tak że w sumie było nas 8, czy coś koło tego, więc całkiem przyjemnie. Piekliśmy wszystko, co kto miał ze sobą, i gadaliśmy o wszystkim o czym się dało, ale jak to zwykle bywa prowiant się skończył, ciemno i zimno się zrobiło, więc zebraliśmy się w kupę i tak w składzie Kuba, Kubush, Daniel, Serafin i ja, zaczęliśmy powrót do domów. Po drodze odprowadziliśmy Kubusha. Następnie do domów zawitali Kuba z Serafinem, a ja jeszcze postanowiłem odprowadzić Daniela do jego hacjendy, i nie żałuję tego :D Bo gdy dojechaliśmy pod jego klatkę, miałem pierwszy raz okazję wsiąść na kolarzówkę, i się nią przejechać. Jazda była nieziemska zupełnie inna technika niż góral, a już zupełnie inna niż rower miejski. Tułów poziomo, kierownica wąska i bardzo niska, świetnie działające biegi mimo że bez indeksacji, zero luzów, zero scentrowanych kół, zero hamulców i nieziemskie przyśpieszenie a to wszytko zamknięte w pioruńsko lekkiej (jakieś 1/4 wagi mojego roweru) konstrukcji na cieniutkich oponach. Doskonała rzecz to  treningów. Po przejechaniu paru kilometrów gdy wsiadłem na mojego Dextera, zdałem sobie sprawę że jest super wygodny, co potwierdził Daniel który jechał na nim obok mnie gdy testowałem jego kolarzówkę. Żałuję tylko że nie mogłem przejechać jakiejś trasy na której nie było progów spowalniających i kostki, na dystansie koło kilometra, bo podejrzewam że wtedy już by mnie z tego roweru nie ściągnęli :D Tak się fajnie jechało :D
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i musiałem się pożegnać i zacząć szybki powrót do domu bo zimno ciemno i zimno :)
Tak oto minęły mi dwa kolejne dni na rowerze.
Pozdro

2 komentarze: