sobota, 23 kwietnia 2011

Przejażdżka po DTŚ

Czas nadrobić straty w postach. Bo wycieczki się mnożą a blog o tym milczy.
Około 3 dni temu wybrałem się zwiedzić nowo-budowaną drogową trasę średnicową. Puki jej jeszcze nie otwarli mogłem spokojnie sobie po niej pośmigać, bo szeroki i równy asfalt, bez wypukłości i kolein jest w naszym pięknym kraju rzadkością niestety. Jazda była przednia, mimo że jechałem sam, w około  było wielu amatorów dwóch i ośmiu kółek (rolek), spacerowicze też się trafiali.



Jak widać w oddali wszyscy chętnie korzystają z równego pustego asfaltu, oczywiście są też niedoróbki, jak to u nas,
Pewnie kratka była równo z asfaltem i trzeba było poprawić by się szybciej zapadła i drogowcy mieli co robić przez następne lata.
Jadąc tak przypomniałem sobie że gdzieś na długości tej trasy stał bunkier, który zawsze chciałem nawiedzić, a nigdy nie miałem ku temu okazji. Tym razem miałem czasu pod dostatkiem a słonko tylko dopingowało do kręcenia. Więc dojechałem do końca DTŚ-ki i zjechałem w teren, kierując się w stronę bunkra, jak zwykle  po raz kolejny jechałem dawnymi szlakami kolejowymi, o czym nieustannie przypominały mi dziury po lograch (podkładach) 
i wiadukty.
 Po dłuższej chwili dojechałem do celu, jak się okazało niepotrzebnie nadkładając 3 kilometry drogi w terenie. Zamiast po prostu skręcić wcześniej przy pierwszym lepszym przejeździe pod rurami ciepłowniczymi. Dzisiejsza atrakcja wygląda tak.



Jak widać wejście jest zasypane ale to nie problem, bo zauważyłem że można się do środka dostać przez otwory w których prawdopodobnie były stalowe wieżyczki strzelnicze, którymi oczywiście zainteresowały się mrówki złomiarki. Oni nie przepuszczą żadnemu kawałkowi metalu, nawet bunkry które miały za zadanie wytrzymać wojnę, nie wytrzymują walki z złomiarzami.

 Z pod bunkra wyruszyłem dalej, w stronę makoszowskiej hałdy i tamtejszego lasu, po drodze spotkałem masę ludzi korzystających z pięknej pogody.
 Przy przejściu przez tory spotkałem jedną z nowszych lokomotyw, widywaną na naszych torach.
 Stała koło poczciwej Temki i czekała na zmianę zwrotnic która dokonała się zaraz po tym jak z tych zwrotnic zszedłem.  
Po chwili maszyna ozdobiona napisem PCC Rail ruszyła w siną dal, co zrobiłem i ja, kierując się w bliżej niesprecyzowanym kierunku.
Po dłuższej chwili dojechałem do jeziora,
 Niestety komary nie pozwalały mi posiedzieć dłużej przy wodzie. Tak więc postanowiłem objechać staw do o koła, przez co odkryłem kolejną fajną miejscówkę w lesie.
 Fajna miejscówka, ale nie na mój rower i nerwy :D Na miejscówce spotkałem też kolegę poznanego na Facebooku.
Po chwili rozmowy pojechałem dalej, puki słońce jeszcze świeciło.
Szlajając się tak po lesie, trawiłem na kolejny namalowany znaczek "niebieskich podchodów rowerowych"
Postanowiłem wiec po raz kolejny spróbować pojechać tą trasą, a nuż zaprowadzi mnie w jakieś ciekawe miejsce.

 Niestety na wysokości kopalni Makoszowy znaki się skończyły i jechałem dalej w stronę przejazdu, w poszukiwaniu czegokolwiek w formie tabliczki, albo znaczka na czymkolwiek, wskazującego że dobrze jadę.
Kawałek za przejazdem zrezygnowałem z dalszego szukania, bo dzień chylił się ku zachodowi a wiec nie wiele miałem czasu na te podchody. W drodze powrotnej ledwie migający semafor nakazał mi zatrzymać się, i po chwili opadły szlabany.
 I przejechały bliźniaki :D
 Szlabany się podniosły i wróciłem po swoich śladach do miejsca w którym skończyły się znaki niebieskiego szklaku, zastanawiając się czy to ja jakimś cudem przegapiłem znaczki, czy ich po prostu nie ma.
 Spojrzenie na ustawioną mapę rozwiało moje wątpliwości, jechałem dobrze to znaczków nie było, ale skoro dzień się już kończył postanowiłem wracać, także niebieskim szlakiem, tyle że w przeciwnym kierunku do przewidzianego przez ludzi którzy go planowali. Trochę na pamięć, trochę obracając się w poszukiwaniu malowideł nadrzewnych, dojechałem przez las do osiedla domków, gdzie jak zwykle znaki się skończyły i jechałem już dalej po swojemu.
Jadąc przez las w Maciejowie spotkałem znajomych z Gliwic, którzy także obserwowali prace nad autostradą. 

 Po chwili w leśnych ciemnościach ruszyliśmy w stronę domów. W Szałszy widzieliśmy dziwne światła na niebie, prawdopodobnie UFO czy coś w ten deseń, bo kilka świateł koloru ciemnopomarańczowego ułożonych w coś na kształt trójkąta, świeciło przez chwilę przypominając coś jakby silniki odrzutowe i znikło jak by nigdy nic. Było to widzialne z Szałszy patrząc w stronę Pyskowic. Tak sobie myślę że jeżeli to UFO to niech sobie lata, jeśli nie ma wrogich zamiarów :D
Następnie miałem okazję przetestować nową latarkę w lesie między Szałszą a Mikulami i niby wszystko  fajnie a jedynie co mi przeszkadzało to dziwne przeczucie w lesie że coś mnie obserwuje(ale to może wyobraźnia płatała mi figle mając ku temu okazje w ciemnym lesie :D), no i co chwila mi coś przebiegało pod kołami, a to kot, a to pies, a to parę bliżej niesprecyzowanych zwierzaków, sporo przede mną poza snopem światła z latarki. Ogólnie trochę straszno, szczególnie że przez las jechałem sam :D Ale zawsze jakaś adrenalina :P
Tak oto minęła mi zeszła środa.

2 komentarze: