sobota, 2 kwietnia 2011

Kolejna Gliwicka masa za nami

Post dzień po, ale wczoraj już nie miałem siły na nic, a dziś po szkole byłem na tyle odmóżdżony, że raczej nie byłbym w stanie nic napisać czegoś co miało by ręce i nogi.

Wczorajszy dzień rozpoczął się od deszczu i ogólnej wilgoci, co nie wróżyło najlepiej wypadowi na Gliwicka masę. Ale wraz z upływem dnia, robiło się coraz cieplej, a niebo się rozchmurzało. Około godziny 17 wyruszyłem do Serafina. Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem jak Piernik wraz z Serafinem krzątają się przy przebitej dętce, bo trzeba mieć prawdziwy niefart, żeby dwa razy w ciągu tak krótkiego czasu, przebić dętkę ukrytą w tak pancernym kole jak Piernikowe. No cóż cuda się zdarzają.
Naprawa zajęła mniej więcej dziesięć minut. Taka mała obsuwa to jeszcze nie tragedia, więc raźno pokręciliśmy przez Kopernik do Kubusha, a następnie w takim peletonie pognaliśmy do Gliwic, gdzie zjawiliśmy się jakoś tak za dziesięć szósta, więc w sam raz by jeszcze się przywitać, porozmawiać, wysłuchać przemówienia Dara, no i oczywiście porobić parę fotek.
Gdy byłem pochłonięty polowaniem z aparatem w ręku, zjawił się Daniel, a po chwili wszyscy  pod eskortą Policji i Straży miejskiej ruszyliśmy w podróż po Gliwicach,
 Było nas 240 kółek :D czyli około 120 osób :D
Z resztą co ja będę dużo pisał, zobaczcie sami.








Jak widać było nas całkiem sporo, mimo że to dopiero początek wiosny. Aż strach pomyśleć co będzie w lato.
Po przejeździe ponownie zebraliśmy się na placu Krakowskim,

gdzie stałem się posiadaczem "szprychówki".
Robiło się już ciemno i chłodno, co zwiastowało rychły powrót do domu, a dla niektórych, którzy nie mają szkoły i innych zobowiązań w weekend, oznaczało to after na stałym, ściśle tajnym miejscu :D
Ja jednak związany szkolnymi obowiązkami, musiałem ruszyć do domu. Tym razem jechaliśmy większą ekipą niż zwykle, bo było nas koło 20 osób. Jazda w takim peletonie to sama przyjemność, niestety peleton jechał dość szeroko, co powodowało frustrację kierowców jadących za nami, którzy nijak nie mogli nas wyprzedzić. W tym momencie akurat pokazaliśmy się (jako rowerzyści) z tej gorszej strony niestety, i na prawdę przykro mi z tego powodu.
Jednakowoż jechaliśmy koło 30 na godzinę więc na trójce za nami dało się jechać.
W takim peletonie jechaliśmy do samego Zabrza. Ale po pewnym czasie zaczęliśmy się rozjeżdżać w swoje strony. Kubush, Daniel i ja zjechaliśmy na skrzyżowaniu z DeGola (mniejsza o to jak to się pisze) i pomknęliśmy pod dom Kubusha gdzie go pożegnaliśmy, a ja i Daniel pojechaliśmy dalej, zahaczając po drodze o mój warsztat, by odtłuścić tylną felgę Daniela,. Po tej szybkiej naprawie i zobrazowaniu na fantomie jak skasować luzy na łożysku, odprowadziłem go do końca ścieżki rowerowej na rokicie, gdzie jeszcze przez chwilę pogadaliśmy i zacząłem szybki powrót w egipskich ciemnościach i chłodzie do domu.
 Tak Minęła mi dwudziesta piąta Gliwicka Masa Krytyczna.
GPS log
 Pozdro i przepraszam że piszę od rzeczy, ale po szkole mózg nie trybi .

2 komentarze: