sobota, 23 kwietnia 2011

Rowerowanie pod ziemią :D

Wczorajszy dzień upływał mi na rozmyślaniu jak by tu zabrać się za porządkowanie warsztatu, aż dostałem SMSa z propozycją rowerowania. Daniel zaproponował, by jechać obejrzeć Pyskowickie betonowe wiadukty i inne straszydła.
Zgodziłem się i koło 15 byłem już pod domostwem rowerowego kompana, który jak by wyczuł że jadę, bo wyjechał mi na przeciw.
Jazda na miejsce była przednia, piękne krajobrazy, zielone pola wąskie wiejskie ścieżki, fajne zjazdy, aż się chce zaszaleć. Jazda upłynęła nam bez przeszkód czy nieoczekiwanych postojów. Po drodze zatrzymaliśmy się przy byłym PGR-rze znanym z Danielowego bloga.
Po chwili focenia które tego dnia coś mi nie szło, pojechaliśmy dalej by za chwilę dojechać do naszego dzisiejszego celu.

Parę godzin chodziliśmy i zwiedzaliśmy co się dało. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać kiedy to wszystko było wybudowane, w którym roku i dlaczego. Więc zaczęliśmy szukać "cechy" czyli takiej daty, która jest na większości starych budynków. Nieskromnie przyznam że znalazłem coś lepszego :D
A mianowicie plomby, wykonane z tynku, nalepione na pęknięcie w stropie, mające na celu sprawdzenie czy pęknięcie postępuje czy też nie. A na plombach widniały daty ich założenia. Gdy znalazłem jedną po chwili zaczęły mi wpadać w oko inne,





Co z nich wynika ?? Jak dobrze widzę koło 1960 roku pęknięcie przestało postępować, a kiedy wiadukt został wybudowany ?? Pewnie ponad 111 lat temu bo datą najbardziej oddaloną w czasie była 27-10-1900 ale jest jeszcze jedna data, ale trudno stwierdzić czy jest to 8/8. czy 878. jeżeli to drugie to możemy zakładać ze jest to 1878 co w sumie jest nawet możliwe, ale wynikało by z tego że wiadukt zaczął pękać 133 lata temu czyli budowa musiała się skończyć nieco wcześniej więc ostrożnie zakładając, wiadukt mógł być wybudowany w okolicach roku 1850, więc ma już parę latek, i nie jedno już widział.

Gdy tylko skończyliśmy penetrować to co pod wiaduktem, wspięliśmy się na górę i zaczęliśmy podziwiać widoki z góry.

Oczywiście zainteresowały nas wszystkie dziury i schrony jakie się tam znajdowały. Bo w każdej dziurze coś ciekawego się kryło, ot taki niby krąg betonowy, wyglądający jak studzienka podchodzisz patrzysz a tu betonowe drzwi :D

Była tez dziura w ziemi w której było widać że była kiedyś stropem jakiegoś podziemnego schronu albo po prostu pomieszczenia technicznego, tak czy inaczej było to pod ziemią i było ciekawe.
Kawałek dalej napotkaliśmy świetnie zachowany schron, który nie był ani zalany ani przysypany po prostu w świetnym stanie. Oczywiście go spenetrowaliśmy.



Pozostały w nim nawet potężne stalowe drzwi i zakurzona butelka po ... Desperadosie:D. Nie byliśmy niestety pierwsi którzy tam zeszli, ale na pewno jesteśmy jednymi z nielicznych którzy wjechali tam rowerami :D
Po wyjściu z tego ciemnego i zimnego betonowego miejsca, pełnego komarów, poszliśmy dalej zwiedzając pobliskie ruiny.
A następnie pojechaliśmy kawałek dalej napawać się widokiem pięknych (lecz już nadgryzionych zębem czasu i brakiem funduszy) lokomotyw parowych w Skansenie w Pyskowicach



 To straszne jak to wszystko niszczeje. Piękne zabytkowe lokomotywy stoją niczym nie osłonięte, zupełnie nie zabezpieczone przed wandalami i amatorami złomu. Takie bezbronne 150 tonowe maleństwa, można by powiedzieć.
Ehh szkoda że to wszystko stoi i powoli umiera, aż w pewnym momencie po prostu zniszczeje do tego stopnia, że nie będzie się dało już tego odratować.
Słońce chowało się już za wierzą ciśnień więc czas się już powoli zbierać do domu bo robi się zimno.
Tak miną mi Piątek.

7 komentarzy:

  1. Fajny wyjazd. Tylko dlaczego beze mnie? :(
    Zazdroszczę zwiedzonych okolic.

    OdpowiedzUsuń
  2. I beze mnie (ale to z mojej winy ;) ). Bezbronne maleństwa niszczeją bo nikt nie chce przejąć odpowiedzialności i dofinansować skansenu. Co więcej PKP zamiast wspierać inicjatywę zapaleńców zajmujących się tym zbiorem, postanowiła na niej zarobić (narzucając im czynsz za użytkowanie budynków wysokości 5000zł miesięcznie ;)) Większość zgromadzonych lokomotyw miała znaleźć schronienie w parowozowni, która zdążyła się zawalić zanim urzędnicy doszli do jakichś logicznych wniosków. Kolekcja imponująca, pomysł na skansen super, ale też jak stamtąd wychodziłem nachodził mnie smutek i złość :/

    P.S. Nie wiedziałem że w inne dni niż sobota można zwiedzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na razie byłem tam dwa razy raz w niedzielę i raz w piątek będę musiał się kiedyś w sobotę wybrać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Goofy, nie można zwiedzać w inne dni. Mieliśmy taką potrzebę, więc po prostu tam poszliśmy. Nic nie ukradliśmy, nic nie zniszczyliśmy, zrobiliśmy parę fot i tyle. I tak jest chyba najlepiej, nie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Intryguje mnie tabliczka na drugim zdjęciu od góry. Tam jest 28--99. Czyli 1899 czy 1999? Jeden z fragmentów, który przywiozłem do domu ma też datę 99 wyrytą dokładnie takim samym charakterem pisma. Czyli bardziej 1899. Co myślisz?

    OdpowiedzUsuń
  6. To może być prawdopodobne. W sumie lepsza teoria od mojej bo bardziej realna ja wyszedłem za wiele lat wstecz 1899 jest jak najbardziej realne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Daniel - a pewnie że najlepiej, bo spontanicznie :) Ale wpadnijcie kiedyś w sobotę i zajrzyjcie do wagonowni - tam są dopiero perełki :)

    OdpowiedzUsuń