niedziela, 10 kwietnia 2011

Kto Kur*a znakował ten szlak

Dzisiejszy dzień minął mi w szkole. Gdzie odmóżdżałem się solidarnie z innymi, bogu ducha winnymi osobami.
Po powrocie który mi nie bardzo wyszedł, bo wysiadłem przystanek dalej, nie mogąc przecisnąć się przez tłum w autobusie, nie myślałem już o niczym, a tym bardziej o ruchu jakimkolwiek.
Odpalam Facebooka, co widzę ?, chat "odpal GG", posłusznie wykonałem polecenie i po chwili wyskakuje mi okienko, w którym zawarta treść jest, w skrócie: Rower, Koło 15, Na chwilkę, Po Rokitnicy (przynajmniej tyle dotarło do mojego zmęczonego mózgu). Odruchowo odmówiłem, podając argument wiatru (który mnie prawie przewrócił w drodze z szkoły) i fakt odmóżdżenia. Jednakowoż po zarzuceniu przez Piernika paru argumentów typu: na chwilkę tylko na rokitę pokręcić i wracać, cykloza się odezwała i już byłem umówiony na wypad na godzinę 15.
Przyjechałem przed czasem jak zawsze, i podregulowałem tylną przciepkę, bo coś ostatnio w nogach czuje poza bólem kolan, jakieś dziwne zgrzyty w które łańcuch powoduje, bądź też przenosi. Po regulacji nic się nie zmieniło, więc musiałem się pogodzić z odczuciem piachu w łańcuchu, bądź sypiących się łożyskach w bębenku, tudzież piaście.
Podjechałem pod dom sprawcy wypadu, i chciałem go poinformować o zaistniałym fakcie podjechania mego, jednakowoż nie posiadałem jego numeru, a wchodzenie na internet i wykańczanie i tak już nadwątlonej szkołą baterii, nie wchodziło w grę. Co więc postanowiłem ?? Zadzwoniłem do Serafina by on przekazał mi nr Piernika.
Jak się okazało zbudziłem biednego, schorowanego Serafina z jego leczniczego snu, za co baaardzo przepraszam i obiecuję poprawę, komunikując się tylko za sprawą komputera (przynajmniej na czas jego L4).

Wracając do wypadu. Koło 15 spotkaliśmy się z Piernikiem i pojechaliśmy smagani wiatrem porywistym.W kierunku sąsiedniego grodu Rokitą zwanym.
Jechaliśmy ścieżką rowerową, a przynajmniej tym co z niej zostało. Jedyna ścieżka rowerowa w mieście wykonana w jakimkolwiek standardzie, została zniszczona na sporym odcinku, oczywiście na jednym z najlepszych odcinków, w którym bez kręcenia korbą jechało się 45 pośród drzew, chroniących od wiatru i deszczu. Teraz jest tylko przeryte pustkowie.
Zmuszeni do tego przez drogowców, wjechaliśmy na jedną z niebezpieczniejszych ulic w mieście, i nią już dalej aż pod znak/mapę pokazującą zarys niebieskiego szlaku rowerowego, zwanego także "Rowerową obwodnicą Zabrza". Na której kawałek już kiedyś psioczyłem, przy okazji posta z urwaną szprychą.
Postanowiliśmy przetestować kawałek niebieskiego szlaku. Po chwili zastanowienia "co autor miał na myśli" Pojechaliśmy tak jak pokazywało oznakowanie, muszę przyznać że ładnie poprowadziło nas przez prostą ulice, o sporym "koncie natarcia", następie do lasu w Gajdzikowych Górkach, bo to chyba tak się nazywa(nie wiem ja się nie znam)
Trasa o dziwo ładnie kamieniem wysypana i ubita, aż mnie to zaskoczyło i zwiastowało że niebieski szlak jest jednak przemyślany i konsekwentnie uzdatniany, a to ostatnie moje zdziwienie związane z nagłym przejazdem przez barierkę i kaskaderskich wyczynach którymi trzeba się było wykazać, to tylko niemiły incydent.
Jadąc ścieżką szlaku niebieskiego, podziwialiśmy zdumiewającą przypominającą góry okolicę i chwaliliśmy przygotowanie szlaku. Nie długo jednak, bo za chwilę napotkaliśmy tablicę z rozpisem dróg rowerowych w Bytomiu, nie mogąc dopatrzyć się niebieskiego oznakowania szlaku Zabrzańskiego, postanowiliśmy wjechać na szlak czerwony, i tu bardzo miłe zaskoczenie, to co przed chwilą zachwycało nas swoim ładnym wykonaniem, okazało się być niczym w porównaniu z tym co oferuje szlak czerwony. Piękna szeroka ścieżka ubita dolomitem czy innym kamieniem podobnym do gliny, spora liczba cyklistów, których można wymijać bez obawy że się nie zmieścimy i wlecimy do rowu, oraz atrakcje czyhające na każdym kroku jak na przykład taki oto betonowy jegomość z ceglaną duszą.



Poszedłem niestety bez latarki więc za głęboko nie wchodziłem, i zmyłem się lekko przestraszony ciemnością, dziwnymi odgłosami wydobywającymi się z wnętrza.
Po uznaniu że warto tu wrócić kiedy indziej, pojechaliśmy dalej w nieznane, zachwycając się kunsztem budowniczych tej ścieżki, po której jazda jest przyjemnością.
Po przejechaniu pewnego odcinka, trafiliśmy na kolejną tablicę z mapą i dokładnymi oznaczeniami, umieszczoną na takiej wysokości, by wandale nie mogli jej dosięgnąć, w nagłym przypływie szału. Na szczęście do tablicy dodano patyk, którym można wskazywać towarzyszom podróży, zawiłości planu przejazdu i pokazywać fajne miejsca z dokładnością satelity NASA.

Po ustaleniu przybliżonego celu podróży, wybranego pod kontem jego "lajtowości", ruszyliśmy dalej napotykając po drodze tłum rowerzystów, większy niż zimowa Masa Krytyczna a Zabrzu, i mijając jakiegoś betonowego cudaka którego też wypadało by kiedyś obfocić.
Jadąc tak natrafiliśmy kolejny postój, wyposażony w ławę i mapę wraz z opisem ciekawych miejsc w okolicy. Spotkałem się pierwszy raz z takim stojakiem rowerowym.
 Genialny pomysł, prosty, wandaloodporny, idiotoodporny, niekuszący mrówek złomiarek i co najważniejsze pasujący idealnie pod koło 26 nawet z tarczą 205, do tego nie powodujący uszkodzeń w rowerze. Proste a jakie genialne !
Po małym problemie z odnalezieniem się na mapie, wytyczyliśmy dalsza trasę, która także była miłym zaskoczeniem, przejeżdżam przez przejazd dla rowerów, i nie czuje krawężnika bo jest idealnie równo z asfaltem i chodnikiem.
Jedziem dalej z radością na ustach, zapomniawszy już o szkole, dojechaliśmy do momentu w którym ścieżka z ubitej szutrowej zmienia się w gładki jak stół asfalt, a następnie w teren budowy autostrady A1.
Po przejeździe przez ten teren budowy, widzimy drogę która jest naszym celem, mimo że prosto dalej ciągnie się jak okiem sięgnąć wyasfaltowana ścieżka rowerowa, decydujemy się na skręcenie w lewo, w kierunku Stolarzowic i dalej już zwykłą drogą aż na Helenkę.
Na Helence, postanawiamy dalej jechać niebieskim Zabrzańskim szlakiem, któremu chcemy dać ostatnia szansę, na pokazanie że jest stworzony z myślą o rowerzystach, a nie o przedwyborczym wpisie na mapie. Skręciliśmy za Elzabem w lewo i szukamy szklaku który na mapie biegnie jakoś w okolicy.
Jak się okazuje szlak to już z nazwy pasuje, bo szlak nas trafiał gdy jak się okazało wjechaliśmy chyba w jedyny na Śląsku, o ile nie w Polsce, szlak rowerowy jednokierunkowy! Jak to jednokierunkowy powiecie?? jako to możliwe zapytacie? O tuż pech chciał, że jadąc od Elzabu w stronę ogródków działkowych, a dalej lasu, wszystkie znaki mające wskazać nam drogę były obrócone w przeciwnym kierunku, bądź namalowane po drugiej stronie drzewa stając się dala nas niewidocznymi. Mało tego znakujący nie poskąpił niebieskich strzałek które miały wskazywać prawidłowy kierunek, jednakowoż jadąc odwrotnie do ich kierunku nie mamy pewności gdzie jechać.W pewnym momencie nazbierało się we mnie tyle emocji, że na całe gardło płuca i przeponę, wykrzyczałem z przekąsem i chęcią wysadzenia wszystkiego w powietrze (tutaj niech dzieci zatkają oczy i zamkną uszy :P) "KTO TO KURWA ZNAKOWAŁ", po czym oddaliliśmy się pozostawiając echo mojego protestu, niesione silnym wiatrem. Pojechaliśmy więc na czuja, patrząc za siebie, co biorąc pod uwagę to że wszystko było przeryte przez ciężki sprzęt, było dość karkołomnym wyzwaniem.
W pewnym momencie się po prostu zgubiliśmy, nie mogąc na rozwidleniu znaleźć żadnego znaczka, co poskutkowało błądzeniem na czuja. Kierując się słońcem i innymi leśnymi tropami, dojechaliśmy ścieżką do osiedla Górniki z kąt wyruszyliśmy jakiś czas temu.
Powrót zaplanowaliśmy szybki, w stronę Bytomia, i Osiedle młodego górnika, by nie tłuc się niebezpieczną i zniszczoną, ścieżką rowerową z Rokity na Mikule.
Dojazd zajął nam chwilę i już byliśmy pod moim domem.
Tak oto minęła mi niedziela, wykrzyczałem się, wyżaliłem, mogę spać spokojnie :D
Pozdro do zobaczenia na szlaku (byle nie niebieskim :D)

2 komentarze:

  1. Szkoda że ich nie spotkałem po drodze, po pewnie bym im wyperswadował, co w tym szlaku nie gra i dlaczego na jego myśl szlak mnie trafia :D

    OdpowiedzUsuń