czwartek, 28 kwietnia 2011

Dolomity po raz drugi

Dzisiejszy post krótki acz rzeczowy.
Dziś po raz drugi zaliczyłem wypad na w dolomity, a to za sprawą Piernika który zaproponował wspólny wypad. Jazda dość standardowo czerwonym szlakiem a następnie niebieskim, z tym wyjątkiem że na wysokości restauracji Pod Dębem, zjechaliśmy ze szlaku by obejrzeć sobie przystanek wąskotorówki. Widząc że jakiś rowerzysta jedzie wzdłuż torów, postanowiliśmy zmienić trasę i pojechać za nim, w końcu tory i taki wychodzą u celu naszej dzisiejszej wycieczki.
Po przejechaniu przez mało urokliwe okolice nasypu kolejowego, czyhające na nasze opony zagrożeniami w postaci szkła i innego badziewia. Dojechaliśmy na miejsce. W tym momencie dostałem SMSa od Daniela z zapytaniem czy przypadkiem nie jesteśmy na dolomitach, przyznam szczerze że byłem tym esm bardzo zaskoczony bo sam o wypadzie wiedziałem tylko ja i Piernik, ale po tym jak potwierdziliśmy pozycję jechaliśmy dalej, standardowo, na niebieski szlak, przez rezerwat Segiet i czerwonym szlakiem pod "Hałdę Popłuczkową". Po wjeździe na hałdę okazało się że wieje okrutnie, więc dłuższe siedzenie nie wchodzi w grę, przejechaliśmy się jeszcze w stronę ruiny budynku zarządu Kopalni Bobrowniki. Przejeżdżając w stronę tego budynku czekały na nas sterty śmieci i gruzu ale daliśmy radę i po chwili Piernik penetrował opuszczoną ruinę.
W tym samym czasie zadzwonił Daniel i z informacją o tym że właśnie odbiera Emre z serwisu i przyjedzie do nas byśmy razem mogli pojechać dalej.

Gdy wszyscy byliśmy już w komplecie, pojechaliśmy na punkt widokowy, ale z braku weny, chęci i nieciekawego oświetlenia, nie zrobiłem za wiele zdjęć, prawdę powiedziawszy nie zrobiłem żadnych(nadających się do publikacji). Za moment wracaliśmy już do domu. Standardowo asfaltem, więc jak zwykle nie ma czego opisywać.
Gdy już pożegnaliśmy się z Danielem w rokicie i odprowadziłem Piernika pod dom, chciałem jeszcze zrobić małą rundkę honorową, pod szyb Maciej i sportem. Z Piernikiem przejechałem ok 30km. Rundka honorowa mi się nieco przedłużyła i zamiast 2 max 4 wyszło trochę ponad 40 :P
A wszystko dla tego że pod szybem była kolejna 4 aut, wypełnionych pustymi butelkami na wodę, więc szanse na to że i ja dotankuję były nikłe.
Postanowiłem więc pokręcić się po okolicy, by zabić czas i wrócić pod szyb gdy ruch pod kranem się zmniejszy, więc pojechałem na nowy wiadukt nad autostradą by zobaczyć jak się posuwają prace. Z góry widziałem że na placu budowy właściwie nic się nie dzieje a po kawałku asfaltu na drodze jeżdżą rowery. Postanowiłem więc się przyłączyć i rozbić rundkę po świeżutkim asfalcie.
Po chwili zjechałem i w oddali zobaczyłem wierzę radiową w Gliwicach, w mojej głowie zrodził się pomysł, by tam dojechać usiąść i się odmóżdżyć. Po drodze mijałem bociana który szykował się do snu.

Za moment byłem na miejscu i myślałem co dalej. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, zacząłem się zbierać i wracać do domu, pech chciał że się rozkręciłem i odpocząłem do tego, więc prosta droga do domu nie wchodziła w grę. Po przejechaniu przez Żerniki, gdy wjechałem do lasu w Maciejowie, postanowiłem pojechać niebieskim szlakiem przez las, o dziwo w lesie na Maciejowie, szlak jest oznakowany całkiem nieźle (oczywiście tylko w jedną stronę), a i ścieżka wybrana przez pomysłodawców jest urokliwa, więc tu ode mnie wielki plus dla trasy.
 Gdy skończył się las niestety musiałem jechać na pamięć, kierując się drogami które ostatnio pokazał mi GPS na telefonie, gdy wyjechałem koło ogrodu botanicznego przy którym ostatnio skończyłem jazdę postanowiłem pojechać dalej jak prowadzi szlak, niestety skręciłem metr za wcześnie, ale to moja wina że nie zauważyłem wąskiej leśnej ścieżki, między krzakami. Zauważyłem ją dopiero gdy wjechał w nią jakiś rowerzysta. Dalej już droga była w miarę prosta, jechałem co prawda ze śmiercią w oczach, bo tego skrawka lasu nie znam, robi się ciemno, i co chwila są jakieś skrzyżowania ścieżek w lesie, ale w połowie lasu wjechałem już na znany mi kawałek niebieskiego szklaku i nim dojechałem już do kopalni Makoszowy. Potem dalej za autostradę by ostatecznie zrezygnować przy kolejnej tablicy, przeszło kilometr od ostatniego znaku który miał mnie prowadzić.
Powrót był szybki bo asfaltowy, na chwilę jeszcze spocząłem po drodze w parku Jana Pawła II, by ostatecznie pomknąć do domu zanim się zupełnie ściemni.
tyle z rowerowego czwartku.
Pozdro

2 komentarze:

  1. Gdzie ten nowy assfalth? Muszę tam natychmiast pojechać! René głupieje!

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.zumi.pl/,zabrze,Szukaj,18.725177000000002,50.3162748,3,1,namapie.html? w tym miejscu jest nie duży ale równy jak stół kawałek asfaltu :P nie wiem ile tego będzie 800m czy coś koło tego?? puki co, to jeszcze nie jest warstwa ścieralna, ale w sumie to i lepiej bo jest gładziutka :D dojazd od ul srebrnej potem kawałek kostką betonową frezowaną (fee :D) przez osiedle i terenem budowy, kamulce i trochę piachu ale nie jest źle, oczywiście dobrze jest się wybrać po 19 bo chłopaki uwijają się z robotą na drodze z robotą aż się ściemni.

    OdpowiedzUsuń