piątek, 10 czerwca 2011

Otwarcie DTŚ i Zabrzańska Masa Krytyczna

Dzisiejszy dzień obfitował w przygody na dwóch kołach. Na sam początek wybrałem się na otwarcie Zabrzańskiego odcinka drogowej trasy średnicowej. Oprócz mnie podobne postanowienie miało jeszcze jakieś 400 zroweryzowanych osób.




Start był zaplanowany na godzinę 16:00. Mając jeszcze chwilę, stanąłem  w kolejce po numerek startowy. Chwilę po szesnastej, padło hasło za chwilę startujemy, kto nie ma numerka jedzie bez. Pomyślałem że skoro tak, to oleją kolejkę i pojadę w środek peletonu, zająć strategiczną pozycję i reklamować masę która ma wystartować za dwie godziny. Mym orężem była jedynie kamizelka i gardło, bo niestety zabrakło mi wizytówek.
Po pewnej chwili stojąc już bezczynnie i czekając na start, zauważyłem Kubusha z ekipą. Upewniwszy się  że mnie zauważył, czekałem cierpliwie na start. 
Po chwili cała ekipa zjawiła się z numerkami na kierownicy (którego ja się nie dorobiłem mimo iż byłem tu 30min przed nimi) i toną wizytówek, które rozeszły się w ekspresowym tempie.
Po baaardzo długich przemówieniach nastąpiła długo oczekiwana chwila. Strzał z pistoletu rozpoczął przejazd. Przejazd tak wolny że niektórzy nie dawali rady utrzymać równowagi. 
Na liczniku 4 góra 6 na godzinę, w tym momencie co poniektórym liczniki nie wskazywały żadnego ruchu.

 Całym zamieszaniem kierował gościu idący z mikrofonem, za Toyotą na której były zamontowane dwa głośniki. Co chwila nakłaniał, i tak już ledwie utrzymujących się na kołach ludzi, do podnoszenia rąk i robienia fali. Z głośników płynęła muzyka urywająca się na nagle w połowie muzyka, zanim ktokolwiek się jeszcze w nią  wczuł. Gościu cały czas próbował nakręcać imprezę, a to nakłaniając do machania i do dzwonienia.
W pewnym momencie Kubush podjechał do niego i przekazał mu wizytówkę masy. Z głośników popłynęło ogłoszenie, "Zabrzańska Masa Krytyczna w każdy piątek o 18" kilka razy było to powtórzone ale ani razu w całości, od nazwy imprezy po miejsce i godzinę. Skoro gościu nie powiedział z kąt masa startuje, przejąłem ten obowiązek na siebie i krzyknąłem ze dwa razy zaraz po nim że"startujemy z placu Wolności". Po czym gościu jakby wyczuł że pominął pewien ważny szczegół, podszedł (bo tępo znikome) do mnie z mikrofonem. Mając już to ustrojstwo pod nosem, trzymane przez ruchomy statyw, zareklamowałem imprezę która odbędzie się już za godzinę, podając wszystko co do jest potrzebne potencjalnym masowiczom.
W tym momencie statyw musiał już biec :D Bo tak jakby peleton przyśpieszył do normalnej masowej prędkości. 
Władca mikrofonu schował się w wozie i z wozu szukał ludzi potrafiących śpiewać albo chcących wypowiedzieć się na forum publicznym. 
Niestety jak to zwykle bywa do mikrofonu na chwile dorwał się ktoś komu zależało na rozgłosie przed wyborami bo reklamował ... siebie.
Ale nikt się tym oczywiście nie przejął i jechaliśmy dalej :D


  Niektórzy trochę oszukiwali :D
 Jak to tak. Jechać i nie kręcić :D
Cały peleton dojechał do celu około 17:00. Celem był MOSiR a właściwie plac przed nim, gdzie rozdawany był poczęstunek i medale, na które oczywiście się nie załapałem :D

Bo pojechałem razem z Kubushem pod jego dom w celu zamontowania wypasionego sprzętu grającego, zapożyczonego od Audiobikera.


Po chwili byliśmy już na placu Wolności i czekaliśmy na innych, których tym razem było wyjątkowo dużo bo ponad 100.

 Ruszyliśmy jak zwykle minutkę po 18:00
 Niestety tym razem jechaliśmy bez Policji i jakiejkolwiek eskorty, bo wszyscy byli zajęci otwarciem DTŚ. Na szczęście na wysokości zadania stanęli masowicze w kamizelka z Serafinem na czele.
Dzielnie walczyli z naporem wrogo nastawionych kierowców, których zbawią 2 minuty. To była dość nerwowa masa dla zabezpieczających i wtajemniczonych. Ale i tak było super, jak zwykle z reszta.
Jak zwykle słowa nie oddadzą atmosfery tej imprezy, fotki zrobią to nieco lepiej, ale i tak trzeba pojechać żeby zrozumieć o co mi chodzi.




















 Po trasie, odbył się tradycyjny after na hałdzie, poprzedzony ograbieniem Lidla z wszystkiego co mogło się na ognisku przydać.
After który był dość liczny, opuściłem przed czasem, by wyspać się przed jutrzejszym wypadem na Industriadę. 

5 komentarzy:

  1. Jak zwykle miło się czytało i oglądało (zwłaszcza fragment o tempie przejazdu i panu prowadzącym ;)). Jedno pytanko - macie już jakieś Karty Stałych Klientów w Lidlu? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie ale pracujemy nad kartami wstępu od zaplecza :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tradycyjnie moją uwagę zwrócił ten autobus. To zapewne Merc O305 lub 307. Niezniszczalny rocznik 1981, a do tego całkiem ładnie pomalowany. To były dobre autobusy. Naprawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt ten autobus był niesamowity na żywo, w tym malowaniu :D

    OdpowiedzUsuń