niedziela, 12 czerwca 2011

Masa rowerów na ulicach miasta. Czyli Święto Cykliczne w Gliwicach

Jest Niedziela, a ja jestem wykończony. Wykończony pozytywnie.
Około dziesiątej z groszami, przyjechał do mnie Serafin, by razem wyjechać na Gliwickie Święto Cykliczne. Czyli imprezę organizowaną w wielu miastach, jednego dnia pod jedną wspólna nazwą, brzmiącą "Święto cykliczne".
Już w drodze do Gliwic, jak by więcej rowerow na mieście, miejscami aż tłoczno, a jeszcze z rodzinnych Mikulczyc nie wyjechałem. Po dotarciu do parku Chopina, staraliśmy się przyłożyć rękę ro organizacji,  co się poniekąd udało, bo udało się nam wspólnymi siłami postawić pompowany baner reklamowy(czy jak to się nazywa).
Po zaliczeniu dobrego uczynku, silniejsi o nowe doświadczenia życiowe, pojechaliśmy na plac Krakowski, gdzie był już spory tłum.
Zapomniałem dodać najważniejsze. Każda osoba miała ubrać się odświętnie, pod groźbą otrzymania nagrody w kategorii najlepiej ubrany rowerzysta/rowerzystka.






Po przywitaniu, chwilę zachwycaliśmy się różnorodnością strojów w których rzadko widuje się kolaży. A następnie ruszyliśmy w około 170 osobowym składzie na podbój niczego niespodziewających się Gliwic które takiej ilości pozytywnej energii na dwóch kołach, nie widziały chyba już dawno.







Impreza była obficie focona i filmowana, co do filmowania, to było ono na poziomie "PRO" z narażeniem życia i sprzętu :D





Fotek wyszło mi ponad 700 w tym ze dwa filmy. Aż się boje pomyśleć ile fotek wyszło razem ze wszystkich aparatów. Eneloopy od Zabrzańskiej masy podładowane przez 5 min (bo zapomniałem) wytrzymały na prawdę długo.
Trasa była bardzo długa, i nie obyło się bez gleby.








Ale na szczęście wszyscy dotarli na miejsce cali i zdrowi.
Na w parku Chopina pod palmiarnią czekały na nas upominki, nagrody, i różne atrakcje, w formie filmów o tematyce rowerowej, pokazu "słabości" zapięć rowerowych, szkoły wymiany dętki, wykładu na temat przepisowego wyposażenia roweru, Były także zawody, polegające na jeździe na orientację po mieście, żółwią jazdę (w których starowałem) i wiele innych.












 Do wygrania były między innymi: Rowerki biegowe dla maluchów
 Oraz nieco większe rowerki dla nieco starszych :D
 Impreza była genialna, choć przydało by się coś do jedzenia, poza watą cukrową. Grill jakowyś albo inne ognicho, z kiełbaskami z biedronki, był by w sam raz :D
Nękany głodem zebrałem się do domu z Goofym i Danielem jeszcze przed rozlosowaniem głównych nagród. Po drodze zaliczyliśmy przejazd nowo budowaną drogą dojazdową do Strefy ekonomicznej, gdzie zrobiliśmy sobie parę pamiątkowych fotek, bo jak ją już otworzą to nie będzie już takiej okazji.
 Pod domem Daniela nastąpiło przekazanie broni, czyli wiatrówki na którą już od dawna poluję. Po  przymocowaniu sporego pudła do ramy "jak za starych dobrych czasów gdy jeszcze miałem składaka" czyli taśma izolacyjną. Pojechałem eskortowany przez Goofiego w stronę domu. Na pierwszym skrzyżowaniu pojechaliśmy każdy w swoja stronę. Jechałem tak ledwie trzymając się na kołach, głodny jak wilk (bo cały dzień trzymałem się na  trzech bułkach zjedzonych na śniadanie i wodzie z bidonu o smaku "bidonu" popijanej co rusz na postojach) w stronę Mikul i domostwa Serafina, by przekazać mu zdobyczną mapę śląskich ścieżek rowerowych, oddać kamizelkę i co najważniejsze zrzucić 2,5 giga fotek.
Po tym jak dojechałem, kumpel poczęstował mnie ciastem, bym jakoś przeżył dojazd do domu, czyli niespełna 300m
Po wszystkim wyruszyłem do domu, mając przed oczami wizję wskoczenia pod prysznic i wypicia oraz zjedzenia wszystkiego co napotkam.
Wjeżdżam na tyły domu a tam ... siedzą rodzice ciesząc się pogodą. Jeszcze dobrze odczepiłem pudła z roweru, i już zaczęło się wielkie strzelanie.
Przednia zabawa na zaimprowizowanej strzelnicy. Po chwili dołączyła siostra, i tak poszło około 100 sztuk śrutu, które były w zestawie.
Ojciec potwierdził czynami opowieści z wojska, o zajęciu drugiego miejsca w zawodach strzelniczych. Mama  wielka przeciwniczka broni wszelakiej, bawiła się jak mało kiedy. Siostra nie chciała mi oddać wiatrówki. A mi przeszedł głód :P
Tak oto wycieńczony do granic, szczęśliwy jak dziecko, po obfitej kolacji poszedłem spać :D
Dobranoc :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz